Pani lasu

6 4 0
                                    

Wampirzy hrabia tymczasem zagubił się w gęstym i głuchym lesie. Mimo iż kierował się, swoim zmysłem węchu starając się upolować, cokolwiek co byłoby zdatne do zjedzenia, las był zbyt gęsty a jedyne zapachy, jakie zarejestrował to lekki powiew zgnilizny, jakby coś dużego padło tutaj trupem.

-He, nie sądziłem, że kiedyś przyjdzie mi powiedzieć, że wali świeżą zgnilizną... -Zaśmiał się pod nosem. Zeskakując z szerokiego konara i zmieniając się w jaszczurkę, pognał po miękkim, niekiedy błotnistym podłożu.

*

Tymczasem, Virstowi zza pobliskiego drzewa wyszła piękna, powabna blond piękność, przybrana w obwite szaty w leśnych barwach, dla tego też, z początku nie spostrzegł pięknej panny, zza gęstej zasłony z mchu gajnikwatego, który gęsty, zwartym splotem, swoich połyskliwych, srebrnawych końcówek, mieszał się z pnączami wiciokrzewów. – Rośliny, chętnie rosnącej w ciemnych, wilgotnych miejscach. Ich kwiaty, mają przyjemną słodkawą woń a czerniawe owoce, przypominające z pozoru małe jagody. Nie rzadko, są stosowane jako składnik odtrutek, na niektóre powszechne trucizny.

Virst oniemiał, na widok pięknej niewiasty, która na ramionach nosiła szatę uplecioną z liści, dławiszy. – Pnączy, specjalnie przeznaczonych do tego typu zadań. Czaprak Mięty został z nich wykonany. Bowiem liście Dławiszy, były dość miękkie i wytrzymałe do takiego użytkowania.

Zaś, ciało pięknej panny zakrywała, suknia utkana zapewne przez leśne istoty, albowiem wątpliwe było, aby człowiek czy inne bardziej rozumne stworze, żyjące w złożonych społecznościach, w których musiałoby zarabiać nie byłoby w stanie, zrobić sukni z trawy leśnej.

Pani, tego lasu poruszała się po swoim królestwie bez butów, czy trzewików, chociażby. Wszystko po to, aby nie zgnieść zanadto roślinności ją otaczającej.

*

Grabarz patrzał na nią jak zaczarowany. Usta Virsta poruszały się niemo i bynajmniej bez wiedzy oraz świadomości ich właściciela. Z oniemienia, wyrwał go ból, przypominający ukąszenie węża. Chciał szarpnąć rękę, ale wywołał tym zabiegiem serię groźnego warkotu. Obejrzał się na dłoń, która tkwiła w pysku wilka, którego lśniące kły zabarwiły się szkarłatną czerwienią.

-Czemu zraniłeś to drzewo ? -Odezwała się ponownie, leśna pani. Miała taki przyjemny, kojący i aksamitny głos, którego brzmienie zagłuszało oraz odciągało świadomość Virsta, od który wilka gotów był odgryźć grabarzowi rękę.

Pytanie, zadane przez właścicielkę tego cudownego głosu, dotarło do Virsta chwilę później kiedy, psowate stworzenie szarpnęło dłoń mężczyzny.

-Ał! -Podskoczył i poczerwieniał momentalnie, opuszczając głowę założył wolną rękę za plecy. -Niechcący, Pani. -Wydukał pod nosem, niczym dziecko, które napsociło miłosiernemu i pobłażliwemu rodzicowi.

-Puść go Moona. -Rzekła cudna pani, podnosząc delikatnie dłoń. Wilk schylił łeb posłusznie, wypełniając prośbę usiadł zaraz i schylił łeb, czujnie obserwując zachowanie przybysza.

Virst spojrzał na swoją dłoń, która zdążyła już skostnieć i powoli sinieć. Piękna pani podeszła do niego o dwa miękkie kroki.

-Nie wierzę Ci. -Powiedziała otwarcie, a jej głos ani na moment nie przestał być cudowny. Wyminęła go bez słowa i ku zaskoczeniu grabarza, wyciągnęła miecz z drzewa. Rzuciła go ze wstrętem na ziemię, po czym klęknęła i przyłożyła delikatnie dłoń do kory ociekającej, sokiem drzewa.

Przymykając oczy, zaczęła rymowankę w dziwnym języku. Kiedy zaczęła, głos leśnej pani, przybrał cięższą barwę, a szeleszczące sylaby sprawiały wrażenie, jakby wrogo syczała na wszystko co źle wróży jej otoczeniu. Niczym wściekły, wąż broniący zaciekle swojego bezpieczeństwa.

Filary świata - Imperium śmierciWhere stories live. Discover now