Sejm nekromantów

9 4 0
                                    

Zetharix wraz ze swoim zabójczym towarzyszem, który mimo uciążliwości stał się niemal jego cieniem. Udał się do sejmu mieszczącego się nieco na uboczu stolicy, tak żeby Licze oraz przedstawiciele ważniejszych organizacji, mieli spokój od gwaru ulicy.

Tego dnia, nie było za dużego zainteresowania sprawami polityki we frakcji.

-Po co mnie tu ciągnąłeś ? -Spytał cicho Mictlan, nie ujawniając swojej obecności pozostałej garstce „urzędników". Licz rozparł się, wygonie na miękko obitym krześle.

-Bo według mnie, najlepszym relaksem od wertowania ksiąg jest posłuchanie czegoś, co być może, kiedyś się przyda. -Odchylił się tak, by na wyczucie zbliżyć się do niezmaterializowanej, w żadnym konkretnym punkcie śmierci. -Jeżeli chcesz, to idź zabawić się na mieście. A ja sobie w tym czasie pomyślę i odpocznę. -Stwierdził, składając chude palce, na piersi. Głowa licza, sama opadła nieco, nad nie. Zaś Mictlan, fuknął coś do siebie i postanowił się ulotnić chwilowo od Zetharixa.

Pan Czarnego miasta, niechybnie pogrążyłby się w głębokiej zadumie, gdyby nie głośne trzaśnięcie drzwiami, odgłos przynajmniej jednego zemdlonego ciała, które upadło z łoskotem na kamienną posadzkę. Kilka przerażonych i zdziwionych okrzyków, jakie zaraz po częściowym wydobyciu się z gardeł stworzeń, będących w budynku umilkły, jakby ktoś zatkał krzyczącym usta szmatą.

Do owalnej sali obrad, wtargnął niewysoki osobnik, przedstawiciel polityczny szkolnictwa straż miejskich, czy jak kto woli Minister obronny wewnętrznej. Ten nie wysoki, o żółtawej skórze i z zadbaną, krótką, siwą bródką osobnik. Znany był w towarzystwie urzędników, a także poza obrębem sejmu ze swoich niestworzonych pomysłów, oraz incydentów, których był promotorem a co za tym idzie, główną gwiazdą.

Garstka istot, którym nie był obojętny los stolicy, a może nawet i frakcji, odwróciła się w stronę nowo przybyłego. Któryś z liczy, siedzących niżej nieco od Zetharixa, wstał z uniesioną laską, oraz kulą, która stanowiła zapewne zapas jego mocy.

-No tego to jeszcze nie grali, aż żałuje, że pozwoliłem zabawić się temu Śmierci. -Mruknął, Zetharix przekrzywiając głowę.

-To skandal! -Uniósł się, urażonym tonem nowo przybyły jegomość, którego głos odbił się donośnym echem, po całej sali. Przeszedł gniewnie między rzędami, po czym wstąpił na mównicę sejmową.

-Koledzy, tak dalej być nie może ! Kto tu jest odpowiedzialny, za obronne wewnętrzną ? -Spytał.

-Ty, nagi idioto. -Warknął, na niego licz, stojący od czasu jego wejścia.

-Ah... -Zamilkł na moment, po czym przeszedł się po sali demonstrując swoją nagość i biednego, wielkiego ślimaka. Który zakrywał jego męskość.

-Po co, Tym razem robisz aferę ? -Licz syknął, na nagiego mężczyznę.

-Widzisz, drogi Shafigie. W Tym mieście dzieje się źle, a najwyższy ma to gdzieś, więc próbuję zwrócić uwagę na rzeczywiste problemy w kontrowersyjny sposób. -Odrzekł z dumnie podniesioną głową oraz głosem przepełnionym dumą. Licz westchnął.

-Nie, robisz z siebie i przy okazji z nas, głupców i błaznów. Nie wiem czemu, jeszcze piastujesz swój urząd.

-Bo nikt, tak jak Ja nie potrafi zapewnić spokoju wśród pospólstwa jak Ja. -Powiedział nieskromnie, poprawiając olbrzymiego ślimaka na swoim przyrodzeniu bowiem to oślizłe i rzekomo pozbawione mózgu stworzenie, zaczęło z niego spełzać.

-To akurat możliwe, nikt przecież nie potrafi tak dobrze dogadać się z gawiedzią, jak Ten, kto sam do niej należy. -Shafig wysyczał te słowa, patrząc na ministra z wyższością. -Sam jednak, pytałeś roztrzepańcu kto jest ministrem, obrony wewnętrznej. Co się stało ?

Filary świata - Imperium śmierciWhere stories live. Discover now