Grabarska magia vs szkielet maga

19 7 14
                                    

Kiedy Virst odpoczywał po pracy z Kabą noc wcześniej, w salonie odbyła się narada odnośnie do jego osoby. Chaber miał być czujny na to, co robi chłopak i na to, co dzieje się wkoło niego. – obserwując poczynania chłopaka, doszedł do pewnych wniosków, po czym przyznał pełną rację koledze po fachu.

 – A więc to miał Kaba na myśli – mruknął do siebie, kiedy tkwili schowani i ściśnięci jak sardynki pod spękaną płytą, jakieś z dawna opuszczonej mogiły. 

– A cóż, takiego miał powiedział Kaba? – zapytał z zaciekawieniem Virst. Chaber westchnął

 – Że nie jest to mój szczęśliwy dzień...- odpowiedział bez przekonania, po chwili milczenia. Czeladnik pokiwał głową. 

– Ach tak. A wiesz co, Ci powiem? – zapytał, jakby ze złością w głosie. 

– No co takiego? 

– Że zapewne byłby to Twój Szczęśliwy dzień, gdybyś nie wnerwiał tego umarlaka – wycedził przez zęby. 

– Ja tylko, chciałem odwrócić uwagę tego szkieleto-maga – obronił się dość wyniosłym głosem. – Ale takim tekstem? Co to w ogóle miało znaczyć: „Zapewne za życia byłaś utalentowaną czarodziejką i zapewne mijałbym Cię w karczmie, bojąc się zagadać... ale teraz, bez oporów postawiłbym Ci butelkę wody, bo wyglądasz na strasznie zasuszoną"? – zapytał Virst.

 – Myślałem, że odwrócę jej uwagę komplementem – powiedział, tracąc swą pewność siebie – a-Ale przy pierwszej części zdania, jej szpik kostny zaczął wychodzić na policzki – pozwolił sobie zauważyć. 

– Racja, ale szczerze Ci powiem. Za taki komplement, Na jej miejscu też bym próbował przysmażyć Ci Tyłek jakąś błyskawicą – przyznał Virst. 

– Oj taaaa... m – dokończył i szturchnął czeladnika w ramię.

 – Co jest? Znów jakiś błyskotliwy pomysł? – spytał. W momencie, gdy Chaber ponowił szturchnięcie, Virst odwrócił się nie cierpliwie do niego. – Co jest? – zapytał i kiedy podążył za spojrzeniem grabarza, gapiącego się usilnie w jeden punkt również zamarł. 

W stronę towarzyszy, migał złowrogi, złoty blask ogników umieszczonych w pustych oczodołach. Szkieletorzyca próbowała się zaśmiać, by zadrwić ze swych ofiar, jednakże jedyny dźwięk, jaki mogła z siebie wydobyć to szczęk, jakby skamieniałych zębów o siebie.

– Chodu! – rzucił Chaber, zsuwając wieko grobu mocnym kopnięciem obu nóg. I chwytając Virsta za kołnierz, wyskoczył z mogiły. Szkielet odwrócił się ze spokojem w ich stronę. Postać składająca się z żółkniejących z wolną kość zaczęła przyśpieszać, by dogonić swoje ofiary. Virst stwierdził, że była to jedyny z niewielu truposzy, które nie oślepiały swą nagością, albowiem z ramion szkieleta spływało purpurowe co prawda już poniszczone i nieco wyblakłe sukno, umożliwiające ocenienie statusu społecznego za życia. – Ów strój najbardziej zniszczony i rozsypujący się przy biodrach.

 – Jasny gwint! – zaklął Chaber, kiedy skręcili w ślepy zaułek. Odwrócili się od ściany i patrząc przed siebie, wiedzieli grzechoczącego kośćmi szkieletu, który z niewieścimi ruchami zmierza w ich kierunku. 

– Co teraz? – zapytał Virst. – Nie mamy szpadli, a moja żyłka na nic się tu zda. No nie? 

Chaber skinął mu głową w odpowiedzi, po czym zaczął gorączkowo myśleć i roztrząsać pozostałe im wybory. Nim szkielet przesunął się o kolejny metr, odetchnął ciężko, ściągając płaszcz przeciwdeszczowy.

 – Skoro, każda broń zawodzi. Trzeba sięgnąć po broń ostateczną – powiedział, poważnie, rozpinając również swoją marynarkę. Złapał jej krawędzi. – Przyjrzyj się młody, pokaże ci, co z grubsza potrafi zdziałać, tak niszowy grabarz, jak Ja, posiadając ten uniform. – Rzekł, a na jego ustach pojawił się wredny uśmiech. Skulił się trochę i zaczął mruczeć jakąś, niezrozumiałą dla Virsta rymowankę. Szkielet stanął parę kroków od towarzyszy szpadla, po czym, zaczął tworzyć za pomocą sprawnych, obrotowych dłoni jakieś symbole. – Virst, tymczasem bacznie obserwował starszego kolegę, ściskając w dłoni swoją żyłkę.

Filary świata - Imperium śmierciWhere stories live. Discover now