Jestem

84 16 76
                                    


🐬

Nie śpię przez połowę nocy, a kiedy w końcu udaje mi się choć na trochę dłużej zamknąć oczy, dzwoni budzik. Mam ochotę rzucić telefonem o ścianę i starsznie dziwnie się z tym czuję, bo przecież nigdy nie miałem problemów ze wstawaniem. Ale tak czy siak prędko wyłączam dudniący budzik i siadam na łóżku.

Przecieram ręką zaklejone oczy. Ziewam głośno. Okrywam się ciepłą kołdrą. Jest strasznie zimno. Ale zmuszam się do wstania. Biorę z krzesła ubrania, które przygotowałem wczoraj i ide do łazienki. Nogi mi dygoczą, mam wrażenie że jest kilkanaście stopni na minusie.

Mozolnie myje twarz, żeby choć trochę się ocucić. Czaszę włosy, wywijają się w każdą stronę jak zawsze, chyba muszę zacząć nosić jakieś czapki, które będą mi trochę przyklepywać włosy. Ale to głupie, przecież będę wyglądał jak idiota, kiedy będę chodzić w czapce we wrześniu, niektórzy nie chodzą w ogóle, więc nie chce nawet myśleć, jak by musieli się na mnie gapić.

Przebieram się w wyprasowane ubrania. Zakładam brązowe spodnie i czarną koszulkę z miałym kotkiem na środku. Nie chce wybierać jakichś rzucających się w oczy ubrań, wole się nie wyróżniać, zwłaszcza na początku tego wszystkiego. Przeglądam się w lustrze. Po tylu godzinach snu a raczej ich braku, wyglądam w miarę dobrze.

Wracam do pokoju. Biorę swoją torbę, nie opłaca mi się brać plecaka w pierwszy dzień szkoły. Oddycham głośno. Wsadzam telefon do tylnej kieszeni spodni i wrzucam słuchawki do torby.

Idę do kuchni, serce łomocze mi z każdą chwilą coraz bardziej. Od razu zza rogu wyskakuje mama i wita mnie swoim ciepłym uśmiechem (Jezus też się patrzy, nie zapominajmy o nim). Staram się oddać uśmiech, ale jestem zbyt tępy żeby cokolwiek zrobić, więc po prostu siadam na krześle.

— Wyspałeś się? — przerywa ciszę. Spoglądam na nią kątem oka, nie odwróciła się, dalej robi coś przy blacie. Wzdycham cicho, tak żeby nie usłyszała.

— Powiedzmy — odpowiadam — Strasznie się stresuje — kręcę się na krześle.

— Oh Clay, to logiczne że się stresujesz — nie wiem czy stara się mnie pocieszyć, czy co — martwiłabym się, jakbyś się nie stresował — aha — będzie dobrze zobaczysz.

Opieram rękę o stół i wlepiam wzrok w ścianę. Nie wiem czy będzie dobrze. Co jeśli mnie zetnie i sparaliżuje na środku korytarza? Albo nawet przy sprawdzaniu obecności? Co jeśli wtedy nie będę potrafił wydusić z siebie ani słowa? Co wtedy? Wszyscy będą się ze mnie nabijać, bo nawet "jestem" nie potrafię powiedzieć i będą się ze mnie śmiać do końca roku.

Wszystko wydaje się takie odległe, rozmyte. Jem kanapke martwo wlepiając swój wzrok w krzesło naprzeciwko mnie. Dopiero kiedy czuję dotyk ręki mamy na moim ramieniu, wracam do rzeczywistości. Kręcę głową. Muszę się pozbierać, bo w takim stanie to nawet nie dotre do szkoły.

Zostawiam torbę w kuchni i wracam do łazienki. Przeglądam się w lustrze. Uśmiecham się i od razu przestaje. Muszę się nauczyć, że dziwnie wyglądam uśmiechając się na siłę. Myję zęby. Kiwam głową na boki. Myśli znów mi odlatują. A co jeśli nie znajdę klasy? Jeśli się zgubię? Przecież to duża szkoła. A jak na kogoś wpadnę albo ktoś wpadnie na mnie? A jeśli będę musiał usiąść z kimś w ławce? Co jeśli ten chłopak znów znacznie do mnie gadać?

No właśnie. Ten chłopak. George. Przecież nie zapomniałem jego imienia, mam pamięć do takich rzeczy. George napisał do mnie wczoraj wieczorem. Akurat czytałem książkę. Czytałem książkę, byłem zrelaksowany, nawet przez chwilę przestałem myśleć o kolejnym dniu. A kiedy zobaczyłem, że do mnie napisał, spanikowałem. Spanikowałem aż rzuciłem swoim telefonem. Nie wiedziałem co mam zrobić. Nigdy nikt do mnie nie napisał od tak, znaczy w sumie nie wiem czemu do mnie napisał. Po co pisać do takiego kogoś jak ja?

BLUE  : Dnf ✎Where stories live. Discover now