Rozdział pierwszy

98 4 2
                                    

Sześć lat później

-Dobra, to wchodzimy na tę morderczą stację, z której najprawdopodobniej nie wyjdziemy żywi, a nawet jeśli, to straumatyzowani do końca życia utratą najlepszych przyjaciół i być może miłości? -Armin zawsze lubił pożartować, nawet w obliczu prawie pewnej śmierci. Erin już miała mu odpowiedzieć żartem na żart, ale w tej samej chwili jej najlepszy przyjaciel został spopielony od strzału lasera.

-Armin, nie!- krzyknęła, ale było już za późno. Była zbyt smutna by płakać. Jej cichą rozpacz przerwał głos jednego ze strażników:

-Dobra dzieciaku, kończ ten cyrk i wchodź na stację, czekamy tylko na ciebie.

"No pięknie - pomyślała.- Ja tutaj na samym początku tych dziewięciu lat jestem w żałobie po stracie przyjaciela, a ten tu bezczelnie wchodzi i bezpardonowo każe mi iść na pewną śmierć. Co jeszcze?"
Wkrótce miała się dowiedzieć co jeszcze. Wchodziła na Stację Motyla.

-Heh, a to co? Nowa na stacji? Jak w pierwszym roku nie umrzesz, to raczej gładko pójdzie -głos tej piętnastolatki brzmiał, jakby pochodził z kryształu.- Co rozpaczasz? Twoja rodzina ma się tam pewnie dobrze. Na imię mi Cathlyn - dokończyła.

-Mojego przyjaciela zastrzelili laserem -Erin powiedziała smutnym głosem.

-A tam, to normalka tutaj -Cathlyn się wyraźnie tym nie przejmowała.

-Zrobili to zanim weszliśmy do tego piekła.

-A to rzeczywiście dziwne. Słyszałam o tym, że odstrzeliwują parę jeszcze przed wejściem na stację, ale nigdy nie dałam temu wiary... O kurde. WIAĆ!- urwała nagle i uciekła gdzieś.

-Że co... - Erin się schowała we wnęce w ścianie.

-Strażnicy! -Cathlyn wyraźnie była przerażona.

-Kto?

-Ach tak, zapomniałam że ty tu nowa. Strażnicy to ci w tych takich zbrojach, i mają jeden cel. Strzelać w nas laserami.

-Kurczę, to przez jednego z nich Armin zginął?

-Armin?

-Mój przyjaciel.

-Być może.

-Nieźle ich pogoniłom, co? -osoba nieprzypominająca ani chłopaka, ani dziewczyny podchodzi do Cathlyn i Erin, machając ręką z wbudowanym działkiem laserowym.

-Kto to... jest? - Erin jeszcze nie ochłonęła po ucieczce przed strażnikami.

-To jest Robin. Robin, to... yyy...- -Cathlyn uświadomiła sobie, że nie zna imienia Erin.

-Erin.- powiedziała.

-Miło mi.

-Robin, mogę cię o coś spytać? - Erin bardzo była zaciekawiona Robinem.

-Oczywiście.

-Czemu masz robotyczną rękę?

-Widzisz, moja matka była szaloną naukowczynią, na wszystkim robiła eksperymenty. W tym na mnie. Tak się szczęśliwie trafiło, że przeżyłom.

-"Przeżyłom"?- Erin była zaintrygowana dziwnym sposobem mówienia Robina.

-Tak. Jestem osobą niebinarną -Robin powiedziało.

-Na początku też byłam tym zdziwiona - Cathlyn wtrąciła od niechcenia.

-Dobra, to może kończmy już tę integrację i zaczynajmy rozwiązywać tę zagadkę? -Erin była już tą gadaniną trochę zniecierpliwiona.

-Jaką zagadkę? -Robin nie mogło się połapać w tym co mówiła.

-Wiesz co, raczej bym to odradzała- Cathlyn powiedziała głosem ekspertki od przeżycia na Stacji Motyla.

-Dlaczego?

-Po pierwsze, musimy przeżyć, co jest już wystarczająco trudne. Po drugie, tutaj się zwyczajnie tego nie da zrobić, albo to będzie piekielnie trudne.

-No dawaj, spróbujemy chociaż.

-Nie.

-O czym wy w ogóle mówicie?- Robin było kompletnie pogubione.

-W skrócie: Erin miała przyjaciela w jej wieku, który tuż przed wejściem tutaj został spopielony.

-Aha... I o to to całe halo... Erin, no weź, dwa tygodnie tutaj i zapomnisz o wszystkim, błagam cię.

-To był mój najlepszy i jedyny przyjaciel, a może i coś więcej! - Erin była poirytowana.
Nagle usłyszały dziwne dźwięki.

-Co to? - Erin była równocześnie zaciekawiona i przestraszona.

-Sprawdzę. Mam to, - tu poklepało swoje cybernety.czne działko laserowe na przedramieniu równocześnie wystrzeliwując serię pocisków w akurat przechodzącego strażnika- więc nic mi się nie stanie.

-Łał, niezły strzał!- Erin była zachwycona.

-Dzięki. No to pa, teraz już idę
I poszło.

GALAXALOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz