Prolog

225 10 6
                                    

  Noelia.
  To niezwykle zwyczajne i niczym nie wyróżniające się imię zostało mi nadane dwudziestego lutego dwa tysiące siódmego roku. Kiedy przychodziłam na świat, nie było przy mnie nikogo poza moją matką, lekarzem i pielęgniarkami. Mój ojciec nie został na noc w szpitalu, by poczekać na moje narodziny. Wolał pojechać do hotelu i dopiero, gdy będę już na świecie - przyjechać. On od początku nigdy nie darzył mnie większym zainteresowaniem. Zawsze byłam nic nie znaczącym dzieciakiem.
  A matka? Kiedyś byłam pewna, że zawsze ma racje, że jest idealna. Marzyłam by być taka jak ona. Wydawała mi się najwspanialszym człowiekiem na ziemi. Z czasem jednak zaczęłam zauważać jej wady. Tłumaczyłam to wtedy sobie, że to wcale nie są złe strony. Po prostu każdy czasem popełnia błędy. Ale te "błędy" - jak się okazuje - zdarzały się coraz częściej. W końcu zdjęłam różowe okulary i nagle wszystko dostrzegłam. Zobaczyłam, że wcale się nie zmienia. Że mną manipuluje. Zobaczyłam, że tak naprawdę, moja matka - ta, która jeszcze tak niedawno była moim wzorem i najlepszą przyjaciółką - jest jedynie bezuczuciowym, wrednym i toksycznym potworem.
  Ujrzałam, że rodzina to mój najgorszy wróg. Ciotki tylko czekały aż przyjadę do ich dzieci, by one same mogły mnie zaobserwować. Wystarczyło, że zrobiłam coś nie po ich myśli, a one od razu za moimi plecami leciały z tym jak opętane do mojej matki, żeby mnie obgadać i naskarżyć jej, by potem zrobiła mi awanturę i wytykała mi to przy moim każdym kolejnym "błędzie".
  Dziadek i babcia od strony taty to oszuści. Nie lubię spędzać z nimi czasu, bo nie potrafię normalnie o nich pomyśleć, gdy przypomnę sobie, na jakiego człowieka wychowali mojego ojca. A raczej jestem na nich zła za ten brak wychowawstwa w ich domu.
  Dziedek od strony mamy zmarł, ale babcia.. to wcielone zło. W dalszej części mojej historii na pewno opowiem Ci, jakie piekło fundowała mi przez lata.
  Kiedy więc dojrzałam to wszystko, obiecałam sobie, że nie będę dłużej na to pozwalać.
 
  Od tamtej pory, rozpoczęłam wojnę.   Ale nie tylko z nimi.

  Rozpoczęłam wojnę ze samą sobą.

  Z sercem, które kazało mi wybaczać.
  Z sercem, które nie chciało, bym żywiła do kogokolwiek nienawiść.
  Z sumieniem, które kazało mi przeprosić za coś, czego nie zrobiłam. A to tylko po to, by nie być z kimś pokłócona.
  Z sumieniem, które kazało mi przeprosić, gdy mówiłam komuś prawdę w twarz.
  A to wszystko tylko po to, bo bałam się zmian. Bałam się, że mamusia nie będzie mnie kochała, kiedy nie będę już jej marionetką. Że tatuś nie będzie ze mną, jeśli pokłócę się z mamą. Jeśli powiem mu, co tak naprawdę o nim myślę. Tym samym straciłabym ich oboje.
 
  Zostałabym sama.
 
  Nieświadomie zaczęłam mieć poważną depresje. Ucieczkę znajdowałam w książkach, deszczu, muzyce, motorze i pisaniu wierszy. Tak cholernie sobie nie radziłam, że próbowałam kupić sobie szczęście.
  Podobno szczęście ma zapach wanilii.* W moim zaś życiu nigdy nie było szczerej wanilii. Wpadłam na pomysł, że kiedy zacznę kupować waniliowe perfumy, świece, aromaty do pokoju czy pomadki w moim nędznym świecie magicznie pojawi się szczęście.

  Tyle że życie wcale nie jest takie proste.

----
Szczęście ma zapach wanilii* - to cytat z książki „For sure not you” autorstwa Weroniki Ancerowicz.

Between Us [18+]Where stories live. Discover now