~dom na kruczej górze~

12 1 0
                                    

Młody łowca wyruszył na kruczą górę. Szedł już ponad trzy dni przechodząc przez najróżniejsze miejsca typu lasy, Polany, rzeki, jeziora a od czasu do czasu pojawiały się pagórki i góry.

Łowca był zdeterminowany by dowiedzieć się o co chodzi z tym całym zamieszaniem na temat smoków i ludzi.

Kiedy wkońcu William dotarł pod uprzęże góry spojrzał w górę, westchnął i zaczął wspinać się po skalnej ścianie. Ściana sama w sobie jest ogromna a czubek góry wystaje po za chmury. Wyglądał co najmniej jak góra Olimp na której żyją bogowie.

Wspinaczka nie była najłatwiejszym zadaniem ale nie było też najbezpieczniejszym. Przecież w każdej chwili brunet może stracić równowagę i runąć na sam dół miażdżąc swoje ciało na papkę. Na szczęście nic takiego się nie stało i w jednym kawałku dotarł na górę padając prosto na trawę która znajdywała się na samym szczycie góry.

Kiedy już uspokoił swój oddech jak i myśli, spojrzał przed siebie i poczuł się jak by przeniosło go do innego wymiaru.

Ku jego zdziwieniu jak na taką wysokość było tam ciepło, trawa była wyjątkowo zielona, słońce świeciło nietypowo jasno a na prostej niczym posadzka w królewskim zamku powierzchni stała tylko mała chatka obtoczona słonecznikami.

William nie tracąc czasu wstał i podszedł do domku a jego oczom ukazał się nikt inny jak Francisco siedzący na ławeczce obok jego domu. Miał piękne blond włosy i również cudowną sylwetkę jak i cudowny tors.

Miał na sobie tylko czarne spodenki ledwo sięgające do kolan. Brunet oniemiał jak go zobaczył. Zadziwiające jest to jak młodo wygląda ponieważ poznał go kiedy mężczyzna miał 40 lat a przynajmniej tak mu mówił. Powinien mieć jakie kolwiek zmarszczki czy siwe włosy ale nic takiego nie miał.

Brunet nie pewnie usiadł obok blondyna i czekał na coś nawet nie wiedział na co, chyba liczył na to że się odezwie jako pierwszy.

Czekał tak kilka minut lecz nadal nic. był skrępowany tą ciszą.

Po następnych minutach postanowił sie odezwać.-Przeprasz..- nie dokończył ponieważ mężczyzna uciszył go gestem ręki.

-jedenaście minut i trzy sekundy.- powiedział blondyn a ten się zmieszał.

-aż tyle ci zajęło wydusić z siebie pojedyncze słowo?- nagle Francisco wstał z ławki i wszedł do domu. Nie czekając ani chwili brunet podążył za nim.

-Przyszłem tu by wyjaśnić moje wątpliwosci.- brunet usiadł przy stoliczku pokazując list i to co było w nim zawarte. Popatrzył na niego a ten nic se z tego nie robił.

-chcesz herbatę z melisą, cytryną czy z cukrem?- zapytał.

-z cytryną.- powiedział i po chwili miał swoją herbatę na stole.

-jakie masz wątpliwości dziecko?- Spojrzał na niego Francis.

-więc... jesteś smokiem..? Ale czemu teraz nie widać twoich skrzydeł czy łusek? Czemu mój ojciec mnie okłamywał?! CZEMU MAM PIÓRA NA POLICZKACH..?!- cisnął w blondyna pytaniami a ten spokojnie pił herbatę.

-spokojnie młodzieńcze. Nerwy na wodzy. Odpowiem na wszystko tylko zadawaj pytania po kolei.-

William westchnął i upił łyk swojego napoju.
-czy jesteś smokiem?-

-tak.-

-jakim cudem  przybierasz ludzką formę?- spojrzał na niego ostro

-przez kryształ ukrywający.- odpowiedział mu spokojnie

-... gdzie... gdzie to znalazłeś..?-

-w jaskini Boga Kryształu, Shou Lao. Podarował mi je-

-czemu mój ojciec mnie okłamał skoro przyjaźnił się z tobą?-

-ponieważ bał się mówić otwarcie o smokach które są dobre. Ludzie się nas boją dla tego od razu zakładają że jesteśmy źli. Przyznaję że są także złe smoki lecz jest to rzadkość. Dla tego często zabijasz niewinne smoki.-

-a..a czemu mam pióra na policzkach.?-

-oh.. to dłuższa historia...-

Francisco wstał i wyszedł na dwór a William wraz za nim. Blondyn usiadł przy skraju góry a brunet stał za nim.

-twój ojciec... był pięknym mężczyzną... nadal jest... przyznam że czułem do niego coś o wiele większego niż przyjaźń lecz nigdy mu tego ostatecznie nie powiedziałem.. Philip był raz w lesie kiedy padał kwaśny deszcz. Schował się w jaskini bogini śmierci. Spodobał jej się.. oboje się w sobie zakochali... ona obdarowała go czarnymi dużymi skrzydłami, a także dała mu ciebie. W twoich żyłach płynie... krew bogów ,a twój ojciec... kazał mi pomóc rozwinąć twoje skrzydła...-

William nie dowierzał w to co właśnie usłyszał.
-Jakie skrzydła do cholery?! Nigdy nie miałem i nie będę mieć! I jaką boginią śmierci?! KŁAMIESZ!- wrzasnął William.

Blondy spojrzał na niego i westchnął. -Mam ci pokazać tą Jaskinie?- zapytał a brunet zastanowił się. Po dłuższej chwili zgodził się a wtem Francis zciągną fioletowy kamień z szyi, a wtem jego rozłożył swoje skrzydła których wcześniej nie  było, złapał łapami za jego plecak który miał na plecach i wzbił się w powietrze.

Brunet wrzasnął i zamknął oczy. Lecieli nad koronami drzew. Powoli otwierał oczy i zaczął się rozglądać. Było pięknie. Wiatr we włosach był taki miły.

Nagle gwałtownie łowca został rzucony o ziemię. Spojrzał na blondyna wściekły i się wyprostował.

Francis pociągnął go do jaskini. Szedł za nim posłusznie a pierwsze co rzuciło mu się w oczy to kruki które tam latały. Niektóre miały białe piórka lub były całe białe. Nagle przed nimi pojawiła się postać. Był to Phil... Ojciec łowcy.

Wilbur spojrzał na swego ojca. Jego skrzydła były szare a jego ubrania całe białe. Patrzyli się na siebie w ciszy a po policzkach ciemnookiego zaczęły płynąć łzy.

-Czemu mnie okłamałeś..?- zapytał mężczyzna swego ojca a ten się tylko odwrócił i poszedł w głąb jaskini. Szybko pobiegł za nim.

-CZEMU MNIE OKŁAMAŁEŚ..!?- krzyczał.

-DLACZEG-..- nie dokończył.... Wpadł w jakąś otchłań... spadał i spadał... nie wiedział gdzie...

Cicho wszędzie...

Ciemno wszędzie...

Nic nie słychać...

Nagle plusk wody...

Co się dzieje..?

Czy to piekło..?

Czy może coś gorszego..?
——————————————————————

Witam serdecznie :3

Nastęmpny rozdział może za tydzień!

Napisze wam o tej całej sytuacji z wilburem... chce byście wiedzieli co Shubble odwala.

~Dragon Hunter~ || TNT duo Quackbur|| Nie sprawdzoneजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें