21 grudnia

89 13 0
                                    

Następnego dnia Draco wciąż czuł się nie najlepiej, dlatego zaprosił Harry’ego do siebie.
– Wciąż umierający? – zapytał Harry na przywitanie, widząc Malfoya w łóżku, szczelnie owiniętego kocem.
– Jak widać – oświadczył Draco ze zbolałą miną. – Cierpienie stadium najwyższe.
– Albo i wyższe – sarknął Harry.
– Wreszcie zaczynasz mnie rozumieć, Potter.
– No, jeszcze jak.
– Pomyślałem, że w obecnych okolicznościach, moglibyśmy się zająć spełnieniem kolejnego warunku.
– To znaczy? Chyba nie chcesz tu warzyć eliksiru?
– Oczywiście, że nie. Aczkolwiek przydałby mi się jakiś napój odkażający gardło. – Oczy Draco błysnęły.
– Ach, rozumiem. Masz pijacki nastrój, a ponieważ jako chory jesteś bardziej zrzędliwy i nie do wytrzymania niż zazwyczaj, nikt nie chce z tobą pić.
– Phi. Niejeden chciałby ze mną pić!
– Chyba raczej ani jeden.
– Myślę, że Potter nie potrzebuje już wieczorku zapoznawczego, jaki sobie zaplanowałeś. Przez ostatnie dwadzieścia dni przejrzał cię na wylot.
– Pansy, zawsze musisz odzywać się nie proszona? – Draco zrobił groźną minę. – Poza tym mnie się nie da przejrzeć. Jestem tajemniczy i nieodgadniony.
– Taaak, a ja jestem Helga Hufflepuff – prychnęła Pansy.
Draco przyjrzał się przyjaciółce uważniej.
– Wiesz, po głębszym zastanowieniu dochodzę do wniosku, że masz coś z nią wspólnego.
– Tak, dobre serce – odparła Ślizgonka z powagą i wstała z fotela. – Dlatego teraz zostawię was samych na waszym uroczym spotkanku przy winie.
– Nie będziemy pić wina! – krzyknął za nią Draco, ale już go nie usłyszała, więc zwrócił się do Harry’ego: – Mam swój prywatny zapas Ognistej. I dlatego chciałem ci zaproponować grę w „Nigdy”
– W nigdy?
– To taka gra towarzyska – objaśnił Ślizgon, a przed nimi pojawiła się szklaneczka i butelka Ognistej. – Bardzo prosta. Na przykład ja mówię: „nigdy nie czeszę włosów z własnej woli.” – I przechylił pierwszą szklaneczkę. – Ponieważ było to kłamstwo, musiałem się napić. Teraz kolejka przechodzi do ciebie, ale ty nie pijesz, bo w odniesieniu do ciebie to prawda. Rozumiesz?
– Tak myślę. – Harry wyciągnął rękę po pustą szklaneczkę i napełnił ją whisky. – Nigdy nie jestem dla nikogo miły bezinteresownie – powiedział i posłał Malfoyowi szelmowski uśmiech, przechylając do dna. – Tak dobrze?
Ślizgon sięgnął po whisky, chcąc nalać kolejną porcję.
– Hola, hola, chyba nie lejesz dla siebie?
– Oczywiście, że dla siebie.
– Nie w tej kolejce, bo to absolutna prawda na twój temat.
– Czasem jestem miły – nadąsał się Draco.
– Jak czegoś chcesz.
– I to się nie liczy? – Szare oczy spojrzały na niego z zawodem.
– To nie jest bezinteresowne – roześmiał się Harry. – Tak właściwie chcesz bym uznał, że potrafisz być miły, czy masz ochotę się po prostu napić?
– Jedno i drugie. – Draco uśmiechnął się rozbrajająco. – Ale skoro nie… Nigdy nie miałem ochoty poznać jednego ze swoich największych wrogów – oświadczył i napił się, a Harry zrobił to samo.
– Chciałeś mnie poznać? – zapytał Ślizgon. Dwie szybko wypite porcje alkoholu zaczynały działać.
– Trzeba znać swoich wrogów – odparł wymijająco Harry.
– Ale czy po poznaniu wrogowie nadal pozostają wrogami? – głos Draco się zmienił i Harry nie odpowiadał przez chwilę.
– Nie wiem.
Przez moment w dormitorium panowała niezręczna cisza.
– Grajmy dalej. Twoja kolej, Po… Harry.
– Kręci mi się w głowie.
– Nie marudź!
– Nigdy nie oszukiwałem podczas meczy quidditcha. – Harry mrugnął do Malfoya.
– Salazarze… – roześmiał się Draco, sięgając po pełną szklaneczkę. – To da się bez tego w ogóle wygrać?! W porządku, niech ci będzie. Nigdy nie spotykałem się z żadną dziewczyną. – Kolejna porcja Ognistej zniknęła.
Harry czuł, że szumi mu w głowie i że na tym powinni zakończyć, ale nie chciał. Podobała mu się gra i… delikatne rumieńce Draco. I picie z nim Ognistej. Nagle, zupełnie dla siebie samego niespodziewanie, zapragnął się wszystkiego o nim dowiedzieć… Poza tym nigdy nie przypuszczał, że ślizgońskie dormitorium może być tak przytulne, wręcz zachęcało go do zostania na dłużej.
– Harry, wszystko w porządku? – zapytał Draco i dotknął delikatnie jego dłoni.
– Co? A, tak, tak… – odpowiedział Harry i zmieszany cofnął rękę. – Nigdy nie jeździłem na nartach – dodał w popłochu, by uniknąć niezręcznego milczenia. Poza tym chciał odwrócić swoją uwagę od dreszczy, jakie przechodziły jego ciało od miejsca dotyku Draco. Nie miał siły i odwagi teraz tego roztrząsać.
– Może wkrótce będziesz miał szansę – ocenił Draco i nalał sobie Ognistej.
– Chyba nie chcesz powiedzieć, że ty jeździłeś?! – zaprotestował Harry.
– Oczywiście, że jeździłęm. Kiedy byłem mały, jeszcze w starych dobrych czasach, rodzice często zabierali mnie do Francji i tam się uczyłem.
– Mugolskiego sportu? – zdziwił się Harry.
– Moje tamtejsze kuzynostwo jeździło, zatem i mnie pozwalano. Za to nigdy nie byłem w wesołym miasteczku, a zawsze o tym marzyłem.
– Naprawdę? – zapytał Harry, sięgając po Ognistą. On, oczywiście, był tam wiele razy. – W takim razie mam pomysł. Jeśli wygramy i pojedziemy na ten kurs, wybierzemy się razem do wesołego miasteczka.
– Zrobiłbyś to?! – Oczy Draco zalśniły, jak dziecku, któremu obiecano paczkę słodyczy.
– Z przyjemnością. A ty nauczysz mnie jeździć na nartach, zgoda?
– Zgoda – przystał radośnie Draco, po czym dodał po chwili: – Jesteś inny niż myślałem.
– Inny znaczy lepszy czy gorszy? – chciał wiedzieć Harry.
– Inny. Po prostu. Inny niż wszyscy.
– To źle czy dobrze?
– Musisz to robić, prawda? – zapytał Draco z odrobiną irytacji.
– Co? – Harry zmarszczył brwi, nie rozumiejąc.
– Oceniać. Klasyfikować. Zło albo dobro. Bohater lub zdrajca. Nic pomiędzy. Czy przez twoje okulary nie dostrzegasz odcieni szarości?
– Dostrzegam – zaprotestował Harry.
– Myślę, że to doskonały koniec naszej gry – stwierdził z nagła powagą Malfoy. – Nigdy nie dzielę świata na białe i czarne. Pij, Harry – podsunął mu szklaneczkę. – Ostatni łyk Ognistej należy do ciebie.

Euforbia pulcherrima draconisWhere stories live. Discover now