#12 Szanna

35 2 0
                                    

Zmienili nam dzisiaj godzinę spotkania. Koszmar!

Święta zasada, jeżeli ktokolwiek kiedykolwiek zadaje się ze sobą autystyczną: autystom nie zmienia się nagle planu, autystom nie można tak sobie zmienić rutyny. Czy to odwołać spotkanie, czy zmienić bieg spotkania, zmienić cel spotkania... My potrzebujemy jakiejkolwiek stabilności i planu odpowiedzialności. Do większości spotkań czy aktywności społecznych przygotowujemy się naprawdę naprawdę długo, przygotowujemy się mentalnie, psychicznie i uczuciowo, musimy czuć się gotowi, żeby podjąć jakąkolwiek aktywność i ja osobiście mam okropny strach, wręcz małą traumę co do spóźniania się, potrafię przyjść do szkoły 2 godziny wcześniej, więc naprawdę traumatyczną sytuacją jest dla mnie moment kiedy ktoś nagle zmienia plany czy informuje że muszę być gdzieś wcześniej bez poprzedniego uprzedzenia mnie. Ja potrzebuję wiedzieć z wyprzedzeniem kilkudniowym, na którą i gdzie mam się zjawić. I tak pojawię się pewnie wiele godzin przed, od dwóch do trzech, tylko po to, by poczuć się bezpiecznie i komfortowo. W momencie, kiedy ktoś zabiera mi stabilny plan i stabilną rutynę, mogę popaść nawet w niezłą panikę: hiperwentylacja, pisk, zeszklone oczy i mętlik w głowie. Ja praktycznie nie myślę i mam raczej przez większy czas ciszę i tylko małe piknięcia, które informują mnie o czynności którą muszę wykonać w danym momencie. No, chyba że nagle mój stabilny plan, stabilna rutyna zaczynają ulegać zachwianiu, wtedy wszystko co z reguły jest proste i klarowne, co jest ciszą, zmienia się w hałas i panikę – najczęściej przed spóźnieniem się lub dotorytację co, jak, gdzie i kiedy, jak dotrzeć tam na czas i tak dalej.
Nienawidzę zmian rozkładu autobusów, potrafię gapić się godzinami na ścianę z harmonogramem z przerażeniem. Co jest nie tak? I co ja mam teraz począć!? Wszystko muszę mieć zaplanowane i zawsze muszę być wcześniej, wszystko musi ci być pod budziki co to czują się bezpiecznie i spokojnie mogę funkcjonować. Bez tego czuję się fatalnie. Moje serce bije, ciało się poci i jestem tak sparaliżowana, że nie wiem nawet, czy się ruszyć. Chcę biec jak szalona na złamanie karku, żeby zdążyć i jednocześnie chcę po prostu stać, albo lepiej, upaść na kolana i się rozpłakać. Oczywiście nie mogę tego zrobić, więc zawsze staram się jakoś uspokoić –  mocniejszy stim, wbijanie sobie paznokci w skórę, przygryzanie wargi coś co odwróci uwagę chociaż na chwilę... Słuchawki z muzyką i do dzieła. Może uda się przetrwać.
Nie ma nic bardziej tramatyzującego, przerażającego i niepokojącego niż właśnie tego typu sytuacje. Rutyna to świętość, która pozwala być stabilnym. Nie obchodzi mnie, na którą mam do szkoły –  zawsze muszę wstać tak samo. Zawsze wszystko musi być w podobny sposób, bo inaczej po prostu mam cały rozwalony dzień i nie ma nic bardziej niepokojącego niż moment, w którym mam bardzo na późną godzinę iść do szkoły i praktycznie nie ma fizycznej możliwości, żeby opłacało mi się pójść zgodnie z rutyną. To są okropne dni – leżę w łóżku, patrząc w sufit, martwię się o wszystko Przewracam się mam za szkolne oczy, ciągle wstaję, kładę się, nie mogę znaleźć dla siebie miejsca, nie wiem co mam robić. Jakie są zająć co w ogóle zrobić Jest to męczące i tak okrutne!
Na koniec czarno-humorystyczna informacja, którą zgotował mi los –  to fakt, że w czwartki mam na godzinę 13:00, potem mam zaledwie jedno zawodowe, dwie religie, a jestem wiedźmą, więc mało mi to użyteczne i dwa wf-y. Plus mam ogromną traumę, jeśli chodzi o spóźnianie się  i o wagarowania, nienawidzę tego robić i czuję się okropnie, mam straszne wyrzuty sumienia, kiedy tylko taka rzecz przez myśl mi przejdzie. Łącząc to wszystko w całość, mam po prostu przekichane czwartki – będą bardzo mnie przeciążać sensorycznie i stresować i doprowadzać do małych załamań. Jedynym sensem, żeby to jakkolwiek wyszło to to, żeby mi dali w ten okropny dzień jakieś zajęcia dodatkowe, ale przez przeciążoną kadrę nie liczę na to.
Jedyne, czego mi brakuje to ustawienie mi kółka na 7:00 rano właśnie w czwartki, wtedy to naprawdę już będę miała dość. Uwielbiam kółka  z łowiectwa lub pszczelarstwa i bardzo mnie uspokajają. Zawsze pomagały mi lepiej przetrwać tydzień, nie wyobrażam sobie roku szkolnego bez uczęszczania na nie, były miłym dodatkiem do rutyny i momentem, który przypominał mi że nauka jest fajna i przyjemna i że może relaksować, a nie tylko doprowadza do stresu.

SPEAK YOUR MINDWhere stories live. Discover now