LIPIEC

34 4 0
                                    


Wiadomość o planowanym zamążpójściu babci Basi stała się środkiem zapalnym w jej relacjach z moją mamą. Chcąc nie chcąc, byłam świadkiem ich licznych kłótni, które najczęściej kończyły się walką o moje poparcie dla jednej ze stron. Wkrótce jednak znalazłam rozwiązanie tej patowej sytuacji i kiedy atmosfera między kobietami zaczynała narastać, zapobiegawczo wychodziłam z domu na długie spacery. Podczas jednego z nich poczułam ciarki przebiegające po plecach. Miałam nieodparte wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, jednak za każdym razem, gdy odwracałam się do tyłu, nikogo nie dostrzegałam. Za piątym razem z kolei, do moich uszu dotarł chichot.

- Hej paniusiu! Masz pięć złotych na lemoniadkę? - zaczepił mnie przechodzący obok pijak, który skutecznie uniemożliwił mi zlokalizowanie mojego tajemniczego prześladowcy.

- Od kiedy lemoniadka zrobiona jest z pszenicy? - zapytałam go, znów słysząc cichy śmiech, który jak się okazało należał do Mieszka. Chłopiec ukrywał się dość nieumiejętnie za pobliskimi krzewami, wciąż święcie przekonany o własnej niewidzialności. Zdecydowałam się odkryć jego kamuflaż dopiero po tym, jak spragniony mocniejszego trunku przechodzień, oddalił się, mrucząc pod nosem niecenzuralne słowa skierowane w moją stronę.

- Mieszko, widzę cię. Możesz opuścić swoją kryjówkę.

Chłopiec wciąż zataczając się ze śmiechu, ujawnił w końcu swoją obecność.

- Wkurzyłaś starego dewianta - wyjaśnił powód swojego dobrego humoru.

- Dewianta? - powtórzyłam nieco zdezorientowana.

Mieszko ściągnął brwi w zastanowieniu.

- Jakiego słowa użyła ostatnio mija mama... Degenerat? Deb...

- Mieszko! - przerwałam mu pośpiesznie, przeczuwając, że kolejny epitet okaże się przekleństwem. - Co ty tu w ogóle robisz?

- Chodzę tu i tam... Tak jak ty - uśmiechnął się do mnie od ucha do ucha.

- Sam? Twoja mama o tym wie?

- Ona nie lubi, jak nie ma mnie w domu - wyznał. - Ale ja lubię obserwować ludzi, więc zamykam mieszkanie na cztery spusty i wychodzę. Wracam, kiedy wiem, że kończy pracę.

Oczywiście pamiętałam jego matkę - zaborczą kobietę pragnącą mieć wszytko pod kontrolą, w szczególności własne dziecko. To pragnienie zdobycia wdzięczności malucha i skarcenia go za jego niestosowne zachowanie, doprowadziły do tego, że Mieszko został podrzucony do placówki na kilka godzin.

- Jestem ostrożny, nie martw się - zapewnił mnie. - Nigdy nie rozmawiam z nieznajomymi. Wiem, jak się zachować.

- Gdzie właściwie idziesz? Mogę iść z tobą? - zapytał mnie z nadzieją.

- Co powiesz na odrobinę rozrywki? - rzuciłam, wpadając na pewien pomysł.

Mieszko rozpromienił się w zachwycie, co jednoznacznie mogłam uznać za zgodę.

Kiedy weszliśmy do kina, moje założenia okazały się trafne - Dawid siedział na swoim stanowisku i sprawdzał coś na komputerze.

Nagle zawahałam się, czy słusznie zrobiłam przychodząc tutaj z Mieszkiem. Od czasu feralnej kolacji w towarzystwie mojej babci, jej narzeczonego i Kosmy, między mną a Dawidem wytworzył się dziwny dystans, którego istnienia nie potrafiłam zrozumieć. Nie raz chciałam zapytać go wprost, o co chodzi, jednak wówczas opuszczała mnie cała odwaga, którą w sobie gromadziłam przez wcześniejsze godziny.

Chciałam zawrócić i uciec, dziwnie zdenerwowana, jednak zostałam uprzedzona przez Mieszka, który zawołał Dawida i rzucił się biegiem w jego stronę. Chłopak podniósł na mnie wzrok i skinął głową, po czym ponownie skupił swoją uwagę na chłopcu, który podekscytowany zaczął przeglądać repertuar, dopytując szczegółowo o każdy film znajdujący się na liście. Gdy w końcu dokonał wyboru, Dawid wstał z miejsca i rzucił do siedzącej obok koleżanki:

Dwanaście odcieni pasteliWhere stories live. Discover now