Teraz te wszystkie wspomnienia krążyły po mojej głowie. Uśmiechnęłam się tam szeroko jak jeszcze nigdy. Obstawiam że moje wszystkie zęby były widoczne w tym uśmiechu. Najbardziej mnie cieszyło że ten uśmiech był szczery. Nie sztuczny tak jak do tych zasranych wywiadów. Szczery. Shane chwycił za mój podbródek i przekierował go w swoją stronę. Jak zobaczył się się uśmiecham to na jego twarzy pojawił się taki uśmiech jakiego nigdy u nikogo nie widziałam. Wiem że to zabrzmi dziwnie, ale miałam wrażenie że jego uśmiech się cieszył.

Odwróciłam głowę przed siebie, a moje oczy natknęły się na lustro. Shane również w nie spojrzał.

-Japierdole my wyglądamy prawie tak samo...

Powiedziałam sobie pod nosem. Moje czarne tęczówki wyglądały identycznie jak te Shane'a. Moje czarne włosy miały ten sam głęboki kolor co włosy Shane'a. Nawet nasze usta były tak samo duże i miały taki sam głęboki kolor różu.

-O kurwa...

Powiedział Shane. Spojrzałam na zegarek wiszący dokładnie nad lustrem. 21:46.

-Ej a my nie powinniśmy się przypadkiem już zbierać??

Zapytałam.

-Japierdole Vince mnie zajebie. Chodź!

Przymknął Shane i pociągnął mnie za rękę. Biegliśmy w stronę jego auta. Jak już byliśmy centralnie pod jego drzwiami, to szybko wsiadłam do środka. Shane zrobił to samo i z piskiem opon ruszyliśmy w storne rezydencji Monetów.

-Wreszcie jeździsz jak człowiek.

Powiedziałam i uniosłam kącik ust do góry. Shane prychnął pod nosem, ale ja to usłyszałam.

-Mówię serio.

Powiedziałam i się lekko zaśmiałam.

^^^

Dojechaliśmy pod rezydencje w naprawdę zajebiste atmosferze. Shane żartował przez całą drogę i mówił jakieś ciekawostki o jedzeniu. Gdzieś w połowie drogi tak się zaczekam śmiać, że aż mnie brzuch rozbolał.

Shane wjechał autem do garażu, a ja wysiadłam z auta i poczekałam aż Shane do mnie dołączy. W końcu przyszedł i nawet otworzył mi drzwi prowadzące do mieszkalnej części rezydencji. Weszliśmy do salonu a ta zastaliśmy całą czwórkę siedzącą na kanapie.

-Gdzie byliście?

Zapytał Vincent.

-Musiałam sobie przemyśleć kilka spraw, a Shane poprostu mnie znalazł.

Odpowiedzialam.

-Dobrze. Tylko nie rób tak więcej okej?

Powiedział Will.

-Nawet jeśli bym tak zrobiła to prędzej ja bym was znalazła niż wy mnie.

Odpowiedzialam ze złowrogim uśmiechem. Vincent poprostu wyszedł z salonu, Will dalej siedział tak samo jak Dylan, Shane i Tony. Wzruszyłam ramionami i usiadłam na dużym czarnym fotelu stającym przed kanapą.

-Czemu w tedy wyszłaś?

Zapytał z widoczną troską Will.

-Każdy ma jakieś wady.

Powiedziałam. Will tak jak reszta, czyli Shane, Dylan i Tony posłali mi spojrzenia mówiące "o co ci kurwa chodzi?".

-Chodiz mi o to, że irytują mnie te wszystkie rozmowy na przykład "o Boże siostra Monetów!" albo "japierdole ona jest monet?!".

Powiedziałam.

-Nie żeby mi to przeszkadzało, ale te wszystkie komentarze są zbędne. Wybaczcie, ale mam ochotę odpocząć.

Dama Valentina //Sara MonetTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon