Rozdział 17.

367 28 5
                                    

Shane

Klatka piersiowa Ryan'a unosiła się niesamowicie szybko. Był wkurwiony z czego byłem bardzo zadowolony, właśnie o to mi chodziło.

- Co się dzieje?- zapytała cicho blondynka próbując przyzwyczaić się do jasnego światła, a Ryan mordował mnie wzrokiem. Pochyliłem się do ucha kobiety, a brunet obserwował każdy mój ruch.

- Chciałem ci kogoś przedstawić skarbie.- szepnąłem patrząc wprost w oczy mojego brata. Po chwili uczyniła to również blondynka, a mina mojego brata diametralnie się zmieniła. Przypatrywali się sobie dłuższą chwilę, wyprostowałem sylwetkę, a dłonie oparłem o oparcie krzesła, na którym siedziała kobieta.

- Ryan?- szepnęła cicho, cały czas na niego spoglądając.

- Ona jest niewinna.- odpowiedział, spoglądając mi prosto w oczy.

- Masz racje.- rzekłem odrywając się od krzesła. Robiąc kilka kroków zacząłem mówić dalej.- Jak to kiedyś mawiałeś?- zapytałem łapiąc nóż, którym zacząłem bawić się w dłoni zatrzymując się tuż obok blondynki.- A już wiem. To niewinnym przyszło płacić za grzechy innych, a Darci...- przerwałem zerkając na kobietę i jednocześnie gestykulując nożem.- Nie jest pierwszą lepszą. Widzisz braciszku trochę pokopałem.- powiedziałem dając nacisk na słowo, które przestało mieć dla mnie jakiekolwiek znaczenie.- Niestety nie udało ci się ukryć wszystkiego za dobrze.

- Jeśli ruszysz ją choćby...

- To co mi zrobisz?!- krzyknąłem łapiąc ją za włosy, jęk bólu opuścił jej usta, niestety dla niej, mam to gdzieś.- Chciałeś bestii i mam zamiar ci ją dać.- odpowiedziałem popychając głowę kobiety jednocześnie uwalniając ją z mojego uścisku.

- Masz mnie, po co ci ona?- spytał, a w jego głosie było słychać lekką rozpacz.

- Już ci mówiłem po co.- odpowiedziałem na co spuścił głowę, kiwnąłem do jednego z moich ludzi, a ten przysunął wózek z narzędziami. Podszedłem do niego i przeglądałem je próbując wybrać najlepsze.

- Shane, proszę.- odwróciłem się gwałtownie w jego stronę zamieniając zwykły nóż na precyzyjny skalpel.

- Nie rozumiesz?! Podniosłeś rękę na moją rodzinę! Porwałeś ich, torturowałeś moją narzeczoną. Najpierw twój pierdolnięty wspólnik, a później ty! Przez ciebie Blair leży teraz w śpiączce, a...- urwałem gwałtownie, nie potrafiąc wypowiedzieć dalszych słów, które wywoływały największy ból, a jednocześnie próbując opanować szybki oddech.

- O czym on mówi Ryan?- wtrąciła się Darci.

- To nie tak.- odpowiedział jej, czego nie mogłem słuchać, kucnąłem obok niej rozrywając materiał zakrywający skórę kobiety. Sprawnie, szybko i bez zastanowienia przesunąłem skalpelem po gładkiej skórze blondynki. Krzyk bólu wydostał się z jej gardła, a spod skalpela zaczęła wydobywać się krew, która brudziła posadzkę, jej skórę jak i skalpel. Po chwili wykonałem drugie nacięcie, a za kolejną trzecie. Oderwałem zabrudzone ostrze od skóry blondynki i patrząc wprost w oczy brata zlizałem ją. Wiem. Jestem obrzydliwym skurwysynem, ale Ryan dopiero się o tym przekona.

Krew zaczęła spływać wzdłuż jej ramienia, a ja podszedłem do drugiego. Również był zakryty rękawem bluzki dlatego rozerwałem go w strzępki. Zaskoczył mnie tatuaż na ramieniu. Małe R w serduszku, jakież to urocze. Złapałem za krzesło i jednym ruchem obróciłem ją bokiem, aby Ryan mógł to zobaczyć. Jego wzrok momentalnie skupił się na malunku.

- Darci?- zapytał niepewnie przyglądając się malunkowi. Kobieta nic nie odpowiedziała, jedyne co to wzruszyła ramionami z lekkim uśmiechem. Rzygać mi się chce gdy to widzę, ponownie kucam i przecinam tatuaż kilkoma sprawnymi i precyzyjnymi ruchami. Blondynka zdziera sobie gardło krzykami, a ja nigdzie się nie spieszę. Powoli i dokładnie przesuwam ostrzem po skórze. Ten tatuaż już nigdy nie będzie przypominał serduszka z literą R. W tej chwili zastąpiła go masa krwawiących nacięć. Ryan przygląda się wszystkiemu w ciszy, a po chwili spogląda na mnie. W tym samym momencie gdy ja patrzę na niego. Wygląda na niewzruszonego, ale w rzeczywistości wiem, że jest inaczej.

Necessary sacrificeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz