9. Krwawe urodziny

Start from the beginning
                                    

Westchnęłam, powstrzymując się o przewrócenia oczami i w trzech krokach podeszłam do tylnych drzwi auta, szarpnęłam za klamkę, a gdy ta oddała, otworzyłam je na całą szerokość. Prawą ręką chwyciłam niewielką kopertówkę, którą tam pozostawiłam, a potem zatrzasnęłam drzwi. I kiedy już wyciągałam portfel, by zapłacić zniecierpliwionemu taksówkarzowi, usłyszałam nagły trzask drzwi. Jak na zawołanie oboje przenieśliśmy spojrzenia na biegnącą w naszym kierunku Camilę. Kamień spadł mi z serca, chociaż w głowie zdążyłam już przygotować dwadzieścia wywodów na temat jej spóźnialstwa.

I chociaż miałam wielką ochotę by do niej podejść i wytarmosić ją za te jasne kłaki to tego nie zrobiłam i spokojnie wsiadłam do środka. Gdy dziewczyna znalazła się już przy aucie, przywitała się z kierowcą, a następnie zasiadła na miejscu obok mnie. Zapięła pasy, a potem posłała mi swoje przepraszające spojrzenie. W odpowiedzi otrzymała jedynie morderczy wzrok, a wtem spuściła głowę i zaczęła bawić się palcami. Miałyśmy spotkać się już dobre dwa kwadranse temu, ale jak zwykle coś musiało pójść nie tak. Mimo wszystko nie stresowała mnie możliwość spóźnienia się na imprezę, ponieważ miały to do siebie, że nieważne kiedy przyjdziesz, ważne, że w ogóle się zjawiłeś.

Kierowca ruszył, a my dalej milczałyśmy.

— Dokąd jedziemy? — odezwał się po jakichś dwóch minutach jazdy.

— Do Abyss.

Nie tłumaczyłam na której ulicy mieści się wspomniany klub, ponieważ w Orlando niemalże wszyscy o nim wiedzieli. Był jednym z najbardziej obleganych miejsc w całym mieście, zwłaszcza przez młodych ludzi. Nie było nawet takiej opcji, żeby nie kojarzył gdzie to jest, zważywszy na wykonywany przez niego zawód.

— W porządku — odpowiedział ciszej, niczego więcej nie komentując. Zamiast tego zmienił bieg i docisnął pedał gazu.

W teorii jego zachowanie nie było dziwne czy podejrzane, wręcz przeciwnie. Zachowywał się jak zwyczajny taksówkarz i sprawdzał się w tym co robił, ale przez jego obojętność oraz goszczącą na jego ustach powagę, odnosiłam wrażenie, że tłumił w sobie zdenerwowanie. Cóż, może gdybym nie kazała mu czekać przez bite dwadzieścia minut to teraz opowiadałby żarty o swoich bratankach, śmiejąc się na prawo i lewo. Chociaż, kiedy tak o tym myślałam, to zdałam sobie sprawę, że jego obojętność działała na naszą korzyść. Nie musiałyśmy udawać, że jego opowieści nas bawią czy brnąć w tę rozmowę.

Nagle grobową ciszę panującą w samochodzie przerwał głośny dzwonek przychodzącego powiadomienia na mój telefon. Zerknęłam na Camilę, która również trzymała w rękach komórkę.

Cami: sorki

Myślałam, że wybuchnę, widząc jej minę zbitego szczeniaczka. Miała spuszczoną głowę, ale i tak wlepiała we mnie wzrok spod byka, kręcąc telefonem w dłoniach.

Angelina: milcz

Wysłałam jej krótką wiadomość, która rzekomo miała dać jej do zrozumienia, żeby dała mi spokój, ale znałyśmy się już tyle lat, że potrafiłyśmy wyłapywać między sobą drobne gesty. Błąkający się na mojej twarzy uśmiech wywołał jej krótkie i ciche parsknięcie, więc od razu odwróciłam głowę, aby nie widziała mojej reakcji. Łamałam się z każdą sekundą, choć przysięgłam samej sobie pracę nad asertywnością. Znów usłyszałam sekundowe piknięcie i wibracje w torebce.

Cami: no weź nie gniewaj się na mnie

Cami: angela

Rzuciwszy jej spojrzenie przepełnione chęcią mordu, zaczęłam wystukiwać kolejną wiadomość.

Cast a SpellWhere stories live. Discover now