Part 8

90 5 0
                                    

Po raz setny spojrzałam na zegarek. Tym razem wskazywał godzinę 8. Stwierdziłam, że nie ma co się kręcić i zmuszać do snu skoro mój organizm stanowczo odmawia. Wróciłyśmy po drugiej a ja nie mogę się skupić na niczym innym niż Chad'zie. Nawet sen nie jest kuszącą opcją. Jak jest ze mną to nie zachowuje się już tak arogancko. Mam wrażenie jakby przy mnie był sobą a przy innych udawał kim On to nie jest albo jest odwrotnie. Może specjalnie mnie ściemnia? Nie sądzę. Wydaje się naturalny. Na samo wspomnienie Naszego wypadu autem uśmiecham się.

- Dosyć! - Zbeształam się. - Przestań się nakręcać - skierowałam się w stronę łazienki. Zimny prysznic może ostudzi moje myśli.

*

Schodząc po schodach dobiegł mnie znajomy głos. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Szybko wbiegłam do kuchni zauważając ciocię, wujka i Max'a przy kuchennym blacie. Od razu przytuliłam się do tego ostatniego.

- Stęskniłam się - mruknęłam tuląc się do kuzyna. Gdy się od Niego odkleiłam na Naszych twarzach był taki sam radosny uśmiech.

- Ja też Sophie - powiedział. Nasze czułości przerwał wujek.

- Żeście wczoraj zaszalały - stwierdził.

- Wiem, że miałyśmy być przed północą ale zagadałam się i byłyśmy o drugiej.  Przepraszam, to moja wina - dodałam biorąc wszystko na siebie. Przecież nie powiem Im, ze Ich jedyna i kochana córeczka obściskiwała się z Nathan'em, pomyślałam przypominając sobie jak po długich poszukiwaniach znalazłam ich na plaży, przytulonych.

- Nie o to Nam chodzi - powiedziała ciocia. - Zobacz, co słychać u Em - powiedziała z kpiarskim uśmiechem. Zdezorientowana opuściłam wszystkich i pobiegłam na górę wprost do pokoju Emmy.

Delikatnie zapukałam ale nic nie powiedziała. Uchyliłam drzwi i zlustrowałam pokój. Em była w łóżku i oglądała jakiś film w tv.

- Mogę? - spytałam.

- Pewnie - powiedziała cichym i ochrypłym głosem.

- Płaczesz? - Spytałam zdezorientowana podchodząc do łóżka.

- Nie - zaprzeczyła. - Ale chyba mnie rozłożyło jakieś choróbsko - powiedziała zachrypniętym głosem a potem teatralnie wytarła nos chusteczką.

- Tak to jest jak siedzi się nad morzem w kusej kiecce i obściskuje z Nathan'em - zaśmiałam się ładując się do jej łóżka. Dała mi lekkiego kuksańca w bok jękając przy tym.

- Moje kości. Wszystko mnie boli. Czemu ja cierpię a nie Ty? - Spytała oburzona. Zaśmiałam się.

- Bo mnie ktoś dobrze grzał - odparłam z dumą.

- Bennett w końcu do czegoś się przydał i główna rola kaloryfera jest dla Niego stworzona - powiedziała powstrzymując śmiech. - Czujesz ten sarkazm? - Spytała prychając ze śmiechu.

- Co tak Was bawi? - Spytał Max wchodząc do pokoju siostry.

- Faceci - zaśmiała się Em po czym zaczęła zanosić się kaszlem.

- My? Niby czemu? - Spytał udając urażonego.

- Bo jak tylko pojawia się w szkole nowa dziewczyna to wszyscy za Nią latają - podsumowała a ja szturchnęłam ją łokciem w żebro.

- Oo czyżby za Naszą małą Sophie uganiali się adoratorzy? - Zainteresował się.

- Nie - zaprzeczyłam.

- Taa jasne. A Ty jej wierzysz? - zwróciła się do brata. - Nie bój się Bennett wszystkich przegonił - dodała z uśmiechem.

- Jak to? Ten Bennett? - Spytał zdziwiony Max. Em kiwnęła twierdząco głową. - Trzymaj się od Niego z daleka Soph. On nie jest dobrym towarzystwem - podsumował Max.

- Słucham? A Ty skąd to możesz wiedzieć? - Oburzyłam się.

- Po prostu wiem. Odpuść Go sobie.

- Nie masz prawa mi mówić z kim mam się spotykać a z kim nie - powiedziałam wstając z łóżka, by być na równym poziomie z Max'em. Em w ciszy przysłuchiwała się Naszej ostrej wymiany zdań.

- Może i nie mam ale masz się trzymać od Niego z daleka - rzucił zaciekle wpatrując się w moją twarz.

- Nie będziesz mi mówił, co mam robić - powiedziałam dobitnie wychodząc z pokoju Em.

- Sophie! - Usłyszałam jak mnie wołają ale nie chciałam z Nimi rozmawiać. Zwłaszcza z Max'em, bo to On przegiął a nie nic nie winna Emma.

*

Już od kilku godzin siedziałam w pokoju. Drzwi zamknęłam na klucz i puściłam muzykę, by nie słyszeć pukania i wołania. Byłam wciekła na swojego kuzyna. Jak On mógł zabronić mi spotykać się z Chad'em. Okej, rozumiem jaką Bennett ma reputację ale to chyba moja sprawa, co robię! Mam prawo popełniać swoje błędy i uczyć się na nich a nie robić to, co dyktują mi inni. Jestem młoda, uczę się życia i mam prawo podejmować swoje decyzje. Nie obchodzi mnie, co na ten temat myślą inni. To moje życie.

*

Niestety o 15 musiałam zejść na dół. Jedną z zasad domu państwa Stone był obiad o 15 w niedzielę. Obowiązkowy. Na dole Em siedziała przy wyspie nad parującym kubkiem. Ciocia z wujkiem krzątali się przy kuchennych blatach a Matt pomagał rozkładać naczynia na dużym stole po stronie jadalni. Podeszłam do Niego i pomogłam mu, nie odzywając się.

- Gniewasz się jeszcze na mnie? - Zapytał. Milczałam. - Sophie, ja po prostu się o Ciebie martwię.

- To przestań - warknęłam na Niego tak, aby mógł to usłyszeć tylko On. - Nie jestem małym dzieckiem.

- Ale On..

- Koniec tematu - przerwałam mu. Nie drążył dalej. Nie pytał.

Po obiedzie ciocia nastawiła wodę na kawę. Taki niedzielny rytuał. Teraz wspólnie mogliśmy porozmawiać. Wszyscy razem, bo w tygodniu wujostwo nie ma na to czasu, albo każdy się z każdym mija. Niedziela to dzień dla rodziny.

- Em jutro zostajesz w domu - zarządził wujek. - Max pożyczysz Sophie swój samochód do szkoły, okej? - Spytał Max'a.

- Moje auto? Muszę? - Mrukną nie zadowolony Max. Nikomu nie pożyczał swojego oczka w głowie.

- Tak, musisz - odparł wujek. - Rano zawieziesz siostrę jej peugeot'em do lekarza a potem pojedziesz do mechanika. Em ostatnio się skarżyła, że coś tam puka a ja nie mam na to czasu. To jak zgadzasz się? - Spytał, chociaż dobrze wiedzieliśmy, że odmowa nie wchodzi w grę.

- Tak tato - powiedział bez entuzjazmu. - Sophie tu masz - powiedział kładąc na blacie pęk kluczy. - Otwieraj pilotem i jedź ostrożnie - dodał naciskając na ostatnie słowo.

- Dobrze - powiedziałam chowając klucze do kieszeni bluzy.

*

Rano podjeżdżając pod szkołę zauważyłam, że wszyscy się patrzą. Na mnie. Właściwie na auto Max'a. Jego czarne audi było zachwycające i mimo, że nie znam się na autach to miało kopa. Powoli przemierzyłam parking znajdując wolne miejsce. Ostrożnie zaparkowałam i zgasiłam pomrukujący silnik. Dosłownie poezja dla uszu.

Zanim zgarnęłam torebkę z siedzenia pasażera zauważyłam, że w moją stronę idzie Chad a jakieś 2 metry za Nim, Jego kumple. Wszyscy mieli zacięte miny, zwłaszcza Chad. Zauważyłam, że mocno zaciskał kciuki i groźnym spojrzeniem lustrował mnie, a właściwie auto, bo jeszcze nie wysiadłam. Zaczęłam się bać. O co chodzi? Przecież po imprezie rozeszliśmy się w zgodzie.


Zaufaj miOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz