Rozdział dwudziesty piąty

216 21 439
                                    

Gdy Krzysztof usłyszał dźwięk swojej ulubionej piosenki Nirvany będącej jednocześnie jego nowym dzwonkiem, był przekonany, że ma omamy. Ostatni raz zarywał noce podczas nauki w szkole policyjnej i wtedy jego organizm był znacznie lepiej do tego przystosowany. Teraz, prawie dwadzieścia lat później miał wrażenie, jakby lada chwila miał umrzeć.

Z trudem oderwał wzrok od kopii części dokumentów, które przekazał mu komisarz, a które zdobyli z sekretnego archiwum fabryki Szymon i Bartek. Były to dowody transakcji na wielkie kwoty, na których nie pojawiały się żadne nazwiska, tylko pseudonimy. Prawie na pewno dotyczyły narkotyków, gdyż chodziło o zawartość ciemnych skrzynek. Teraz jednak nie mógł tego dalej analizować, gdyż telefon nadal dzwonił. Już chyba trzeci raz. Krzysztof, przetarłszy zmęczone oczy, wziął komórkę do ręki i wolniej niż zwykle odebrał połączenie, nie rejestrując, kto do niego dzwoni.

– Halo? – wychrypiał.

– Wszystko w porządku? – przywitał go przerażony głos Ewy.

– Tak. Tak, po prostu nie spałem całą noc – powiedział. – Która godzina?

– Piąta pięćdziesiąt. Wiem, że umawialiśmy się, że poczekam na kontakt z twojej strony – głos Ewy, pomimo że zaczęła niemal szeptać, stał się bardziej konkretny – ale to nie może czekać. Arkadiusz obudził nas dziesięć minut temu i kazał jak najszybciej ogarnąć najpotrzebniejsze rzeczy. Chce zaraz wyjeżdżać. Mogę spróbować jakoś go przytrzymać, ale...

– Nie wyjedzie z miasta samochodem tak czy siak. Kostka oddelegował do tego ludzi.

– Krzysiek, nie rozśmieszaj mnie. Oddelegował od tego dwóch największych partaczy z komisariatu, którzy może i nie są przekupni, ale lubią zajrzeć do kieliszka. – Ewa zaśmiała się gorzko. – Barman z „Pubu nad jeziorem" skutecznie ich spił.

– Skąd to wiesz? – zapytał Krzysiek, czując, jak jego zmęczenie znika. Wyprostował się na krześle i sięgnął po kolejnego papierosa. Te wypalone dawno wypełniły popielniczkę i większość walała się wokół niej, na biurku.

– Podsłuchałam rozmowę telefoniczną Maurycego i Arkadiusza, kiedy mój mąż – zaakcentowała to słowo z ironią – myślał, że śpię. Rozmawiali o drugiej w nocy.

– Powiedział coś jeszcze?

– Że proboszcz zapadł się pod ziemię, ale to pewnie wiesz.

Krzysiek pokiwał głową, a gdy uświadomił sobie, że Ewa nie może tego zobaczyć, odrzekł:

– Wiem. Najpewniej uciekł na piechotę. Policja go szuka.

– Mówię ci, że tamci policjanci się spili. Zresztą było ich tylko dwoje, nie obstawiliby wszystkich... – Wypowiedź Ewy przerwały jakieś trzaski. – Muszę kończyć. Zrób coś.

Zanim Krzysiek zdążył odpowiedzieć, w telefonie rozbrzmiał sygnał przerwanego połączenia. A szkoda, być może Ewę pocieszyłaby informacja, że dwójka policjantów „spiła się" specjalnie, aby uśpić czujność wrogów i rozdzielić się tak, aby jeden obserwował Maurycego, a drugi Rostrzyckich – wtedy, kiedy nauczycielka fizyki nie mogła już dłużej udawać, że tak dobrze bawi się u nich na kolacji. Ponadto drogi wyjazdowe z Krańcowa były przez całą noc obserwowane, głównie przez cywilów, w tym przez pewien czas przez samego Krzysztofa. Chciał opowiedzieć jej o wszystkim, co wiedział, na temat nocnych zdarzeniach, zarówno o sukcesach, jak i porażkach.

Ale nie mógł, bo zabawa wcale się nie skończyła, a on musiał działać, mimo że ponownie poczuł się cholernie zmęczony. Potrafił to jednak ignorować, nawet jeśli obecnie zarówno papierosy, jak i kawa ledwo pomagały. Wybrał na telefonie interesujące go nazwisko i przytknął komórkę do ucha

Na krańcu świata (zakończona)Where stories live. Discover now