Rozdział 7

628 8 1
                                    

Tak oto upłynął kolejny tydzień. Skończyłam rehabilitację i podążyłam do stajni.

Ojciec i wujek Vince wybudowali stajnie w swoim wielkim centrum sportowym. Była to właściwie prywatna przestrzeń i nawet z kartą vipowska nie wolno było tam wchodzić.

Kiedy Zefir zlizywał swoim jęzorem owies z mojej ręki, zauważyłam, że dziewczyna niewiele starsza ode mnie idzie w moją stronę. Czarne włosy miała spięte w kłos, ubrana w zwykłe czarne legginsy i biały t-shirt przystanęła w bezpiecznej odległości, mówiąc:

- Przepraszam, tu nie wolno wchodzić. To selekcja prywatna.

- Tak, wiem. To moje konie.

Spojrzała na mnie podejrzliwie, a ja uśmiechnęłam się do niej przyjaźnie.

- Gabrielle Santan - przedstawiłam się, wyciągając do niej rękę.

- Amelia Mriva - uścisnęła moją dłoń swoją drżącą dłonią.

- Mów mi Rory - spojrzałam na konia – dziękuję, że się nimi zaopiekowałaś, byli nieznośni?

Koń zarżał jakby z oburzeniem i pokręcił swoja czarną grzywą.

- Są cudowni. - odpowiedziała z nieskrywanym zachwytem, a jej oczy zaświeciły się.

Zaśmiałam się.

To fakt. Zefir to koń fryzyjski, bardzo markotny koń. Jest łagodny, ale pozwala dosiąść się tylko nielicznym. Za to jego towarzyszka biała jak śnieg Leto to przedstawicielka rasy curly horse.

Podeszłam do niej, trochę stukając swoją ortezą o deski. Nadstawiła uszu.

- Shh Leto - Wyciągnęłam do niej dłoń delikatnie i powoli, po czym oparłam swoją głowę o jej i zatopiłam dłoń w jej miękkiej grzywie.

Zdradziłam Amelii kilka sekretów jak przekonać moje uparte jak osły konie i pożegnałam się.

**

Czekał na mnie wujek Vincent.

Usiadłam w jego luksusowym czarnym samochodzie. Czy miałam lęk? Trochę tak, ale nie mogę przecież wszędzie chodzić pieszo.

- Jak się czujesz Lily?

Spojrzałam na niego.

- Lily? Dawno tak na mnie nie mówiłeś.

- Mówiłem, ale nigdy nie słuchasz, co się do ciebie mówi - jego kącik ust drgnął w górę w uśmiechu.

- Gdzie jedziemy? - zapytałam.

- Ty postanowisz. Czy czujesz się gotowa, aby porozmawiać o Lissy? - zapytał łagodnie ,a ja wyszeptałam potwierdzenie- Lissy nie wybaczyłaby mi, gdyby nie mogła się pożegnać ze swoją Lily. Zadecydowaliśmy się zachować część jej prochów, abyś mogła ją pożegnać na swój sposób.

Poczułam na policzku łzy.

Mój wujek podał mi chusteczkę i kiedy wycierałam swoją twarz..

- Jeśli nie czujesz się gotowa, możemy poczekać..

- Nie. - przerwałam stanowczym tonem, co mój wujek skomentował uniesieniem brwi. - muszę pozwolić jej odejść, bo to nie oznacza, że wypuszczę ją z mojego serca, prawda?

- Nie, droga Lily. - odpowiedział- Mam dla Ciebie prezent, który Lissy chciała Ci podarować.

Podał mi eleganckie pudełeczko owleczone piękna satynową wstążką o tym samym kolorze cudownego królewskiego błękitu. Ostrożnie zdjęłam kokardę, bo nie chciałam jej uszkodzić i otworzyłam wieko. Moim oczom ukazał się wisiorek. Jego prosta owalna z najczystszego złota zawieszka miała wygrawerowany napis "Always Go For Gold" i delikatnie niżej "Lissy". Obok inskrypcji można było zobaczyć wygrawerowany rysunek tulipana i lili delikatnie nachodzące na siebie jakby się przytulały.

Rodzina Monet vol 2Onde as histórias ganham vida. Descobre agora