- Jesteś potworem! - warknęła kobieta.

- Pamiętaj, że potwory się nie rodzą, a zostają stworzone - szepnął, patrząc w jej niebieskie oczy. Wzrok skierował na mnie. - Bądź wdzięczna jemu. - Aiden wyrwał z Oskara z objęć matki i puścił go na środku sali. - Brać go. - rozkazał z zimną krwią.

- Nie! Błagam! - płakała Angela, wrzeszczała, piszczała i wyrywała sobie włosy z głowy, ale nie mogliśmy nic zrobić. Nic. To bolało najmocniej.

Smoki go otoczyły, a najstarszy z moich trzech synów oparł się o klatkę Angeli i skrzyżował ręce na piersi. Patrzył na rozpacz rodziców i przerażenie w oczach Oskara. Czkawka też cierpiał, najwidoczniej nie przywykł do sprawiania przemocy niewinnym. Chociaż tyle dobrego. Chociaż on był... dobry. Wdał się w Valkę, dzięki Thorowi.

- Zabić. - mruknął od niechcenia. Szarpałem kraty, próbowałem wygiąć druty, ale stały niczym niewzruszone żelazne węże. Z bólem w sercu patrzyłem, jak smoki w okamgnieniu zabity mojego najmłodszego synka. Synka, który miał niecałe siedem lat i nie był niczemu winny. Niczemu winny. Niczemu winny...

Niewinny.

Aiden stał jak wcześniej. Nie był w najmniejszym stopniu wzruszony. Angela wyła z bezsilności i ciągle patrzyła w miejsce, gdzie leżało ciałko chłopca. Czkawka odwrócił wzrok.

Denholme odbił się od klatki i usiadł obok mnie. Przekrzywiając głowę, wskazał na trupka.

- I co, ojcze? Boli? Mam nadzieję, że tak. - warknął, wstając i krążąc wokoło. Nienawidziłem go. Miałem ochotę rozszarpać, rozgryźć, udusić... - Jeśli nie boli, to kolejnym ce-lem - przeliterował, bawiąc się sprzączką od paska - będzie ona.

- Nienawidzę cię. - próbowałem go złapać zza krat, ale się nie dał. - Żebyś zdechł w męczarniach.

- Oj, już mi nie słodź. Dziękuję. - uśmiechnął się, ale to było coś na wzór grymasu. - Zabijesz ją ty, czy moje zwierzątka?

- Jesteś... Jesteś... - mówiłem jak nakręcony, podczas gdy jeden z ludzi Aidena wyciągnął moją żonę na środek sali.

- Jaki? Mściwy? Zły? Arogancki? - zaśmiał się, odchylając głowę do tyłu i zakładając ręce na biodrach.

- Jesteś skurwysynem. - szepnąłem.

- Najlepsze co od ciebie usłyszałem i prawdziwe. - mruknął, machając dłonią do gadów, które okrążyły kobietę z każdej strony. Żywiły się jej strachem i bólem. Doprowadzały do szaleństwa. Nie chciałem wiedzieć jak się czuła. Nie zdążyła nic powiedzieć, bo jeden z nich ją dosięgnął i rozszarpał jej gardło.

Zostaliśmy tylko ja, Czkawka i dwa martwe ciała na posadzce. Gdybym mógł cofnąć czas... zmieniłbym wszystko! Traktowałbym każdego z szacunkiem, miłością, nigdy nie podniósłbym na niego ręki! Nasze życie potoczyłoby się... inaczej.

- Was póki co oszczędzę. Trzeba pocierpieć, czyż nie? - zaśmiał się, wycierając dłonie w ścierkę. Podszedł do Czkawki i coś szeptał. Niestety nie słyszałem. Za bardzo szumiało mi w głowie. Już nigdy więcej miałem nie porozmawiać z Angelą i Oskarem. Zmarli tylko dlatego, że byłem z nimi powiązany. Byłi Thora winni!

Czkawka

Głowa bolała mnie niemiłosiernie i nie mogłem uwierzyć w to, co właśnie widziałem. Nie mogłem uwierzyć w to, co słyszałem! Wodzem Czarnych był mój brat? Nie...

Mimo, że nie lubiłem Chuliganów, było mi ich szkoda. Nie mieli nic wspólnego z Stoikiem i jego złymi decyzjami z przeszłości. Zginęli dla idei.

"W Pogoni za jutrem" - JWS (poprawka z 2018r.)Where stories live. Discover now