Rozdział 24.

70 5 11
                                    

James

Nie mogłem wytrzymać z niepewności, a jednak leżałem zrezygnowany, wpatrując się w sufit pustym wzrokiem. Miałem ochotę coś zniszczyć lub choć trochę uszkodzić. Z przybyciem tej dziewczyny wszystko musiało się chrzanić. Widziałem Czkawkę, który wyciągał miecz, a sekundę później wszystko pochłonął ogień. Haddock leżący na ziemi, który być może już nigdy miał się nie obudzić.

Z bezsilności uderzyłem pięścią w poduszkę. Chłopaki mieli rację. Widziałem tą... Astrid tylko parę razy, a jednak przynosiła pecha. Ich opowieści okazały się prawdziwe. Szlag by to brał. Nie miałem na nic siły; wpadłem w  niespokojny sen.

Po upadku kręciło mi się w głowie. Ledwo wstałem na uginające się nogi. Otworzyłem oczy. Przede mną stali jeźdźcy i uważany za zmarłego Gnatochrup.
Znajdowaliśmy się na Cmentarzysku Smoków. Próbowaliśmy oswoić smoka, ale wszystko brało w łeb. Plus był taki, że nie mógł zagłuszyć nas rykiem, ponieważ w dłoniach trzymałem brakujący element jego zbroi akustycznej.
Nadawałem się przedmiotem w dłoni. Niebywałe. Bez jednej cząstki smok był stracony.
Otrzepałem się z niewidzialnego kurzu. Musiałem ułaskawić tego smoka. Ale najpierw to, a później oddam mu kość.
Z trudem omijałem pociski, które wystrzelał w naszym kierunku.
Eva. We krwi. Na ziemi. Smok zamachnął się na nią ogonem...
- Nie!
Nie mogłem stracić kogoś tak ważnego.
Zdawałem sobie sprawę z konsekwencji swojego czynu, ale skoczyłem na nią i okryłem całym sobą. Miałem przyjąć cios, już przygotowałem się na ból...
Gdyby nie ratunek Nocnej Furii byłbym martwy. Oboje byśmy byli martwi.

Obudziłem się z krzykiem. Byłem zlany potem. Przyśnił mi się koszmar, zarówno jak i jeden z lepszych momentów w życiu - prawie straciłem Evę, ale zyskałem nowego przyjaciela - smoka, który właśnie leżał obok. Pogłaskałem go i znów zasnąłem.

Astrid

W powietrzu unosił się niebezpieczny zapach bólu, grozy i gorzkiego rozczarowania. Gdyby nic ode mnie nie zależało, to bym odleciała. Czas, który tu leciałyśmy był zbyt długi, by sobie od tak odlecieć.

Nie miałam humoru, nastroju, ani tym bardziej chęci do życia. Wszystko było takie skomplikowane. Podkochiwałam się w Harrym, tęskniłam za Czkawką, Smark był bardziej śmiały i na więcej sobie pozwalał, a ja nic do niego nie czułam. Czym sobie zasłużyłam?

Zauważyłam, że za mną leciała Heathera. Nie miałam ochoty rozmawiać z nią w tamtej chwili, więc wleciałem w chmury.

Rachel

Minęło parę godzin od wybuchu, a Czkawka nadal leżał nieprzytomny. Szczerbatek położył łeb na brzuchu przyjaciela i mruczał uspokajająco. Jakiś czas później usłyszałam kroki dziewczyny, przez którą był cały ten cyrk. Szczerbatek strzygł uszami.

- Nie podchodź do niego. - ostrzegłam. - Odejdź. Nie pokazuj się na oczy. Ulotnij się.

Zrezygnowana westchnęła i wyszła.

Kilkanaście dni później

Czkawka

Pierwsze co poczułem, był ból głowy. Chciałem rozmasować czoło i oczy, ale przez chwilę nie byłem wstanie nie ruszyć żadną kończyną. Czułem, że coś mnie przygniatało. Chciałem się ruszyć, ale bez skutku.

Dlaczego byłem w łóżku? Co się wydarzyło?

To ciężkie coś zeszło. Z trudem otworzyłem oczy. Szczerbatek wywalił jęzora i mruczał pełen uwielbienia.

- Hej... - moje gardło było tak suche, że od razu zacząłem kasłać i chrypieć. - Co...

Smok zaczął biegać po pokoju jak opętany, ale nie miałem siły kazać mu przestać. Najwidoczniej był bardzo szczęśliwy. Próbowałem się uśmiechnąć, ale mięśnie rzuchwy też paliły. Usiadłem, ale nie miałem jak chodzić - ktoś zdjął mi protezę.

"W Pogoni za jutrem" - JWS (poprawka z 2018r.)Where stories live. Discover now