Rozdział 3: Sekrety, których nie ukryjesz.

11 4 13
                                    

- Powiesz mi w końcu co się dzieje w szkole? Nolan, znaczy, twój ojciec tez nic mi nie mówi.
- Serio? Dopiero teraz chcesz o tym porozmawiać?
Mama była widocznie zaniepokojona. Muszę przyznać, że w sposób, w jaki jej odpowiedziałam, tez nie był odpowiedni. Byłam tez ciekawa, czy jak zawsze, odpuści, czy tym razem będzie ciągnąć temat.
- Stacy. Widzę, ze coś jest nie tak. Przepraszam, że wcześniej cię nie spytałam.
Tego sie nie nie spodziewałam. Myślałam, ze jak zawsze odpuści sobie temat i wróci do swojego codziennego życia.
- Jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć, to jakieś 3 tygodnie temu, Kat nastawiła Nance, Liz i Mel przeciwko mnie. Przerobiła moje zdjęcia,na których miałam całować ich chłopaków. Później rozpowiedziały KAŻDEMU o tym, że Nolan Taylor to mój ojciec! Wyśmiewają mnie każdego dnia, nagrywają, robią zdjęcia! Nie ma dnia, w którym by mi odpuściły! Mam tego dość! - wyrzuciłam to z siebie.
Z jednej strony czułam ulgę, że w końcu mogłam to komuś powiedzieć, ale z drugiej strony, bałam się, że ona mnie, najzwyczajniej wyśmieje. Przynajmniej tym razem, moje obawy okazały się tylko nimi.
- Nie miałam pojęcia, że dziewczyny byłyby w stanie to zrobić.. Bardzo mi przykro Stacy...
- Trudno. Co nie?.. - mówiąc to, zaczęłam płakać. Było mi conajmniej przykro. Rozpłakałam się, ale zamiast narzekania, przytuliła mnie.
- Hej, one po prostu nie były ciebie warte. A teraz nie mazgaj się i pokaż im, że poradzisz sobie bez nich.
Uśmiechnęłam się do mamy i poszłam do szkoły. Marc wyszedł trochę wcześniej bo chciał sam pójść odwiedzić swoją matkę.
Dołączył do mnie przy kawiarnii „Swift Coffee". Bardzo lubiłam tam przebywać. A ich kawa była wprost niebiańska. Czekając na niego, także po nią wstąpiłam. Wtedy zobaczyłam go. Mike'a. Mike'a Taylora. Także znanego jako mój brat.
- Mike?! Co ty tu robisz?! - wykrzyczałam zdziwiona.
Cała kawiarnia patrzyła tylko na mnie, czułam, jak wszyscy, ale to wszyscy, oblewali mnie falą komentarzy. Oczywiście nieprzychylnych. Mike odwrócił się, i spojrzał w dół. Jest on najwyższy z całej naszej rodziny, mierzy prawie dwa metry, ma kręcone brązowe włosy, ciemnozielone oczy oraz trochę piegów, oczywiście nie aż tak dużo jak Marc. Muszę przyznać, że oboje są do siebie dosyć podobni, poza oczami i wzrostem. Na oko, Marc mierzył gdzieś 1,7 metra. Tylko ja byłam niskim kurdupelkiem o łącznej wysokości 1,6 metra. Może nawet mniej.
- Stace? A dzień dobry, przyjechałem tylko na chwilę, nie chciałem wam zaprzątać głowy. Ann i ja tylko wpadamy aby wypromować nasz wspólny projekt. Umówiliśmy się przy kawiarni, a z racji, że kawa stąd jest najpyszniejsza, musiałem się skusić. - odpowiedział mi z szerokim uśmiechem na twarzy.
Jego projekt, „Elvirado" miał na celu pomagać osobom, które mierzą się z najróżniejszymi trudnościami, począwszy od dość błahych spraw, kończąc na bezpłatnych porad udzielanych przez psychologów i terapeutów. A to wszystko w wieku tylko 20 lat. Podziwiałam go. Był dla mnie inspiracją.
- A przy okazji, złożę nieplanowaną rewizytę w szkole. Oczywiście jeśli nie masz nic przeciwko. - dodał.
- Przeciwko? W życiu. Może wtedy dziewczyny, przynajmniej dzisiaj nie będą mi dokuczać.
- Dokuczać? Co się stało? Stace. Powiedz mi w tej chwili. - powiedział Mike. Z jego twarzy zniknął szeroki uśmiech a w jego głosie można było wyczuć zdenerwowanie.
- Wiesz, nie za bardzo chcę o tym gadać.. - starałam się go zbyć, ale znając Mike'a, i tak wydusiłby to ze mnie. - Jakieś 3 tygodnie temu, Nance, Liz i Melanie przeszły na stronę Kat. Tylko dlatego, że przerobiła ona moje zdjęcia,na których miałam całować ich chłopaków. Na dodatek powiedziały każdemu w szkole i nie tylko, że Nolan to nasz ojciec. Każdego dnia, tylko mnie wyśmiewają, nagrywają, fotografują. - dodałam.
- Co za mendy! Obiecuję, że jak tylko je zobaczę, to powiem im co o nich myślę. Nie spodziewałem się, po nich tego.
Chwilę po tym, gdy wypiliśmy po kawie przyszedł Marc. Od razu widziałam, że coś jest nie tak. Gdy tylko wszedł do kawiarnii, podszedł do mnie i powiedział,
- Przez 30 minut starałem się z nią porozmawiać. 30 minut. Mogłem tam być tylko przez 45. Lekarz powiedział, że matka jak narazie nie kontaktuje, nie rozmawia z nikim. Nie chce pić, ani jeść. Nie powinienem jej tam zamykać. Wolałem się z nią kłócić niż, w ogóle jej nie słyszeć. - jego słowa były przepełnione smutkiem, złością oraz poczuciem winy. - Przy okazji, mogę się dowiedzieć kim jest ten olbrzym?
- Ten „olbrzym" ma imię. Mike, a ty? - odpowiedział w żartobliwy sposób.
- Marc. Przyjaciel Stacy. Co chcesz od niej?
- Hej, spokojnie koleżko. Stace to moja siostra. Wpadłem z krótką wizytą.
Po tym do „Swift Coffee" weszła także Ann. Długowłosa, niebieskooka blondynka. Była tylko troszkę wyższa ode mnie. Zawsze elegancko ubrana, ze szczyptą wygody. Przywitała się ze mną i wszyscy zaczęliśmy podążać do szkoły.
Gdy tylko weszłam, Liz wykrzyczała: „Patrzcie! Syn alkoholiczki i matematyczka chyba są razem!". Zignorowalam komentarz Elizabeth. Przynajmniej próbowałam wyglądać, że tak jest. Naprawdę, zabolały mnie słowa, mojej BYŁEJ przyjaciółki.
- Potrzebujesz obstawy? Tatuś Ci załatwił olbrzyma? Żałosna jesteś May. - powiedziała Kat.
Nie wytrzymałam. Rozpłakałam się i uciekłam do łazienki. Miałam dość tych wszystkich komentarzy, ciągłego gapienia, śmiania się za moimi plecami. Po paru minutach do toalety weszła Kat i Ann. Na dłoniach Kat była krew, a Ann próbowała ją uspokoić. Nie miałam pojęcia co się stało.
- A co jeżeli Hansowi coś się stanie?! Dostał od tego szmaciarza w twarz! Raz już go wyrzucili ze szkoły za bójkę! Miał się zmienić! Narobił mi, Hansowi, sobie i tej idiotce problemów! Ona nie wie jaki on naprawdę jest! - Kat.
Miał się zmienić? Wyrzucili go ze szkoły?! Marc uderzył Hansa?!
- Spokojnie Kat, tak? Hansowi nic się nie stanie. Wszystko będzie w porządku. Ale z tego co słyszałam, sama nie jesteś święta. Powiesz mi dlaczego dręczysz Stacy? - powiedziała Ann uspokajającym tonem.
- Nie będę o tym rozmawiać. Teraz chodź za mną zobaczyć co się stało Hansowi.
Nie znałam Marc'a z tej strony.. I chyba chciał, aby tak pozostało.. Gdy wyszłam z łazienki Marc szedł wraz z Kat, Hansem i Ann (jako świadek) do gabinetu dyrektorki. Spytałam się Mike'a co zaszło na korytarzu, lecz nie dostałam odpowiedzi. Jedyne co mi powiedział, to że wolałby zaprezentować ich projekt kiedy indziej i wraca do domu. Czekając na Ann, przeprosił mnie, że nie spędzimy wspólnie więcej czasu. Chcąc mi to wynagrodzić, zaprosił mnie do niego na Majówkę. Zapraszając mnie, musiał też, bardzo niechętnie, zaprosić mamę i tatę. Gdy Mike miał się wyprowadzić do Brooksville, pokłócili się z ojcem. Mike nienawidził go.
- Mike, wiem jaka jest sytuacja i wcale nie musisz tego robić. Serio. Przyjadę w wakacje albo poczekam na święta. - powiedziałam Mike'owi.
- Spokojnie, jakoś wytrzymam z nim przez te trzy dni. Mam nadzieję.
- Na pewno? A czy Marc też może pojechać? Jego matka poszła na odwyk, ojciec ma go gdzieś, jest totalnie samotny. Proszę.
- Okej. - powiedział niechętnie - Ostrzegam, że jeśli odwali coś głupiego jak dzisiaj to gorzko tego pożałuje.
Marc otrzymał naganę. A nos Hansa na szczęście nie był złamany. Wracając do domu, myślałam tylko o jednym - o tym dlaczego Marc to zrobił, po co? Czemu miałby powiedzieć Kat, że się zmieni? Co stało się w jego poprzedniej szkole? Uznałam, że jeżeli ostatnio się otworzył i porozmawiał ze mną o swoich rodzicach, to teraz będzie tak samo. Wchodząc do jego mieszkania, zauważyłam tylko jedno. Nie ma go tu. Nie mieszka już tu. Wszystko było wyniesione i posprzątane. Nawet nie było śladu po poprzednich mieszkańcach. Od razu zadzwoniłam do niego, chcąc dowiedzieć się, o co w tym wszystkim biega.
- Marc! O co chodzi?! Gdzie ty mieszkasz?! - powiedziałam zdenerwowana, wciąż przebywając w poprzednim już mieszkaniu mojego przyjaciela.
- Cholera, Stace, musisz teraz?! Jak chcesz wiedzieć to przyjdź na Marywood Street. Tylko się pośpiesz. Nie będę czekał wieki.
Jeszcze nigdy Marc nie odezwał się do mnie tym tonem. Wychodząc z mieszkania Marc'a na drzwiach zauważyłam naklejkę, na której znajdował się tekst: „NA SPRZEDAŻ". Byłam na niego wściekła! Nawet nie powiedział mi o tym! W dodatku osoba, która zajmowała się sprzedażą mieszkania, była tą samą osobą, której Marc tak bardzo „nienawidził", czyli jego ojciec. Myślałam, że Marc się przede mną otworzył, a tak naprawdę to wiedziałam o nim kompletnie nic. Gdy dochodziłam zauważyłam go palącego papierosa. Niw powstrzymałam i powiedziałam:
- Świetnie. Kolejny sekret odkryty. Najpierw szkoła, potem mieszkanie a teraz papierosy. Bądź szczerzy, jak dużo jeszcze przede mną ukrywasz?
- Nie twój interes Stace. A dlaczego ty ukrywałaś fakt, że Nolan to twój ojciec? Dlaczego ukrywasz fakt, że Ciebie i Luke'a Sancheza coś łączyło? - odpowiedział Marc.
- S-s-skąd to wiesz?! Kto Ci to powiedział?! Odpowiedz mi! - powiedziałam spanikowana.
Luke Sanchez jest ode mnie dwa lata starszy. Zerwaliśmy na początku stycznia. Jednak wciąż czułam, że cząstka mnie kocha tego wariata, a on mnie.
- Podziękuj Nance. Jak długo chciałaś to ukrywać? Po co? Ciebie mogę zapytać o to samo, Stace. Jak dużo jeszcze przede mną ukrywasz?
- Wiesz co? Może jeszcze wczoraj bym Ci powiedziała. Ale nie dzisiaj. Jak mam zaufać komuś, kto nie ufa mi?! Jak mam zaufać komuś, kto twierdzi, że nienawidzi swojego ojca, a następnie sprzedaje z nim własne mieszkanie?! Jak mam zaufać komuś-.
- To nie ufaj! Mam to gdzieś Stacy! Naprawdę! Nie dziwie się, że dziewczyny od Ciebie odeszły. Znam Cię miesiąc, a już mam Ciebie dość! Daj mi spokój Stacy okej? Nie mam ochoty z tobą rozmawiać. - przerwał mi Marc i odszedł.
Nawet nie dał mi dokończyć. Zaczęłam płakać i pobiegłam w stronę domu. Dochodząc do mieszkania, zadzwonił do mnie Luke. Nie chciałam aby się o mnie martwił, jeżeli w ogóle tak było. Po powrocie do domu, natychmiast zamknęłam się w swoim pokoju. Luke dzwonił jeszcze kilka razy, lecz za każdym razem odrzuciłam. Wszystko mnie przytłoczyło. Miałam atak paniki. Cała się trzęsłam. Słyszałam jak mama cały czas próbowała wejść do mojego pokoju, błagając mnie bym ją wpuściła. Wzięłam nożyczki i w dłoń i... wszyscy dobrze wiemy co się stało. Po chwili podeszłam do drzwi i powiedziałam mamie aby zadzwoniła do Luke'a. Starałam się uspokoić, ale na nic się to zdało. Po dwudziestu minutach do drzwi zapukał Luke. Tak jak mama, błagał abym go wpuściła. Założyłam czarną bluzę żeby nie było żadnych śladów ran. Otworzyłam drzwi i wpuściłam go do środka.
- Stacy! Co się stało?! Hej! STACY! - krzyczał Luke zamykając drzwi.
Spojrzałam się zapłakana w jego błękitne oczy i wtuliłam się w niego. Dopiero po chwili zdobyłam się na odwagę i powiedziałam mu, co tak naprawdę czuję.
- Tak bardzo siebie nienawidzę! Nie potrafię nikomu zaufać, wszystko rujnuje! Każdy, dosłownie każdy poza Tobą i Stellą, kogo uważam za przyjaciół byli fałszywi! Zawsze siw ze mnie wyśmiewali, nigdy mnie nie słuchali! To przez nich boję się wejść w jakąkolwiek relację. To przez nich tak desperacko chcę znaleść tą WŁAŚCIWĄ osobę. Choruje na tą pieprzoną depresję odkąsa mój dziadek odszedł. Nie potrafię żyć bez niego. Płaczę za każdym cholernym razem gdy o nim myślę. Zawsze jestem pomijana. Zawsze. Mam już naprawdę dość. To jest tak wyczerpujące..
To wciąż nie było wszystko, ale nie miałam na tyle odwagi aby o tym opowiedzieć.
- Po pierwsze, jesteś jedną z najcudowniejszych osób, które kiedykolwiek stąpały po Ziemi. Nikt nie jest idealny, a ty jesteś wspaniałą dziewczyną i przyjaciółką. Tylko to się liczy. Potrafisz wywołać uśmiech na twarzy u każdego. Także u mnie. Zawsze, ale to zawsze cieszę się, kiedy piszemy lub rozmawiamy. Twój dziadek nie chce Cię takiej widzieć Stacy.. Jestem pewny, że chce, abyś była silna. Nie pozwól tym szmaciarzom Cię dopaść. Musisz w końcu stawiać na swoim Stace. Nie możesz im ciagle ulegać. Wałcz o siebie i o swoje szczęście. Bądź samolubna by dostać to czego najbardziej pragniesz. Jeśli ktoś ma gdzieś ciebie i twoje uczucia, powiedz im, że masz dość i odetnij się od nich, nawet nie próbuj myśleć o tym, że możesz ich przez to zranić. Nie przejmuj się opiniom innych. TO TWOJE ŻYCIE STACY!
Nie wiedziałam jak mu odpowiedzieć. Spojrzałam się w jego oczy i jedyne co zrobiłam to odsłoniłam rękawy.
- Stacy... Dlaczego?.. Przez te mendy? Oni nie są Ciebie warci. Oni nie są powodem abyś się okaleczała. Oni nie są powodem do płakania. Oni są niczym. Niczym dla Ciebie. Uwierz mi. - powiedział Luke zakrywając moje ręce. - Wiesz, że jedna z tych szmat wyjawiła nasz związek? Są sekrety, których nie ukryjesz, Stacy. Ale są też sekrety, które warto ukryć przed innymi.

My Real SaviourOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz