❤️ROMANS BIUROWY❤️ z motywem hate - love/enemies to lovers [USA] - Jeżeli szukasz przyjemnej i nieskomplikowanej ale zarazem niebanalnej rozrywki na zimowy wieczór, to zapraszam serdecznie. Gwarantuję Ci, że nie będziesz żałować! ;)
"Pomiędz...
Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
New York. Lower Manhattan. Murade Tower.
– A jeszcze jedno – powiedział do mnie Wilson, wychodząc już z mojego biura – kilkanaście minut temu rozmawiałem z panną Madison – poczułem się dziwnie na dźwięk jej imienia, bo od miesięcy jej nie widziałem a od kilku tygodni już prawie o niej nie myślałem. Dobra wiadomo, nieprawda. Myślałem o niej w każdej, kurwa mać, chwili – idą na lancz z Richardem Browsonem. Być może będą dla niego pisać chyba jakiś program.
– Jeśli to nie tworzy jakiegoś konfliktu interesów dla naszych firm, to mnie to nie interesuje – powiedziałem stanowczo zasypany dokumentami.
– Nie – westchnął – mówię tylko żebyś nie był zaskoczony – wyglądał na zirytowanego moim naburmuszeniem.
– W takim razie dziękuję.
Sekundę po tym jak wyszedł zadzwoniła moja prywatna komórka. Widząc kto to, zdjąłem okulary do czytania i odchyliłem się wygodnie na fotelu.
– Kate Browson. No kto by pomyślał. Uprzedzając twoje pytanie, nie i nigdy z tobą się nie prześpię – powiedziałem a ona zaczęła się głośno śmiać.
– Coltonie Murade. Gwarantuje ci, że kiedyś cię wyrucham, a po wszystkim będziesz taki szczęśliwy, że będziesz wręcz mnie błagał na kolanach o więcej – powiedziała i teraz ja zacząłem się głośno śmiać.
– Jak zwykle nieprzyzwoita. Czego chcesz Kate?
– Raczej wulgarna – znowu się zaśmiała – Wspólny lancz w Pleasure? Mam ważną sprawę do ciebie, chodzi o fundację. Przyjadę po ciebie za pół godziny. Do zobaczenia. – I się rozłączyła.
No dobrze, niech tak będzie... lancz z Kate. Na pewno będzie zabawnie.
*
– Witaj Colton. – Kate od razu rzuciła mi się na szyję, gdy wsiadłem do jej limuzyny.
– Możesz przestać?! Jeśli będziesz mnie obmacywać to wysiadam – powiedziałem bardzo stanowczo i odpuściła.
Po zjedzeniu posiłku w ciszy.
– Powiesz mi w końcu o co ci chodzi? – zapytałem po odejściu kelnera z naszymi pustymi talerzami.
– Sprawa jest taka, że w tę sobotę jest bal dobroczynny mojej fundacji, a ty jako jedyny, nie potwierdziłeś jeszcze swojej obecności.
– Bo nie mam ochoty na żadne bale, jakie by nie były. Chcesz pieniędzy?! Nie ma problemu. Mogę zaraz wysłać wam czek, na rzecz tych kobiet... czy kogo wy tam wspieracie.
– Oj kochanieńki... – zaczęła silić się na sensualizm - przecież doskonale wiesz, że nie chodzi tylko o pieniądze. Wszyscy muszą wiedzieć, że największy i najgroźniejszy rywal biznesowy mojego ojca, najbardziej pożądany przez kobiety w tym kraju, kawaler, Colton Murade we własnej osobie, też tam będzie. Obiecaj, że się zjawisz... chyba, że chcesz żebym najpierw zaczęła cię o to prosić... – dodała i przykuwając moją uwagę, wsunęła sobie palec do ust by po chwili wodzić nim po swoim imponującym dekolcie. Następnie odchyliła się na oparcie fotela i zaczęła powoli podciągać sobie sukienkę, odsłaniając pasek od pończochy. Zacząłem się uśmiechać doskonale wiedząc do czego zmierza. Ale gdy rozsunęła nogi i dostrzegłem, że nie ma bielizny, zacząłem się jawnie z niej szyderczo śmiać i popchnąłem jej kolano.