Rozdział 4

75 8 2
                                    


Rozdział 4

LUNA

Kładę się na specjalnie przygotowanej kozetce, rozpinam koszulę i odkładam ją na pobliskie krzesło. Doktor Mahekona przygotowuje papierowy ręcznik i zabezpiecza nim moją odzież. Wylewa mi na brzuch specjalny żel, uruchamia cały sprzęt i przykłada do skóry zimną głowicę. Porusza nią powoli po moim podbrzuszu, gdy na monitorze na wprost mnie pokazuje się szary obraz.

– Obwód główki malucha w normie, ośrodkowy układ nerwowy prawidłowy, zarysy twarzoczaszki w porządku. Tutaj możemy zobaczyć serduszko. Widzi je pani? – pyta, wskazując palcem na ekran.

Uśmiecham się szeroko i kiwam porozumiewawczo głową.

– Widzę, że ma ono prawidłową budowę. To wspaniałe wieści. – Puszcza mi oczko, po czym znowu spogląda na komputer, nie przestając operować głowicą. – Przepływ w naczyniach płodu wzorcowy.

Z zewnętrznych kącików wypływają mi łzy. To najpiękniejsze informacje, jakie mogłam usłyszeć. Jestem dogłębnie wzruszona i przeszczęśliwa. Dzidziuś jest zdrowy, a tylko to się teraz dla mnie liczy.

– Ale dlaczego brzuszek nadal mi się nie pojawia? – pytam, nie mogąc oderwać wzroku od zarysów maleństwa na USG.

– To kwestia indywidualna. Jest pani drobną kobietą, ale proszę się nie martwić. Sądzę, że w przeciągu tygodnia albo dwóch zacznie się mocno wyróżniać – oznajmia miłym głosem.

– Czy możemy posłuchać bicia serca? – Chcę się jeszcze bardziej rozczulić. To takie fenomenalne, takie cudowne.

– Oczywiście.

Rozchodzący się po pomieszczeniu dźwięk wprawia w drżenie całą mnie. Przyjemne ciepło rozprowadzane jest pulsującymi z radości żyłami po całym organizmie, czuję się rozkosznie zniewolona. Ta chwila jest przewspaniała, wyjątkowa.

Od razu też zastanawiam się, jak Gino by na to zareagował? Co by powiedział? Czy również by się rozczulił? Jest jaki jest, ale nie mogę krzywdzić go w taki sposób. Muszę mu powiedzieć o ciąży, już najwyższy czas. Prawda może być straszna, ale niewiedza jest jeszcze gorsza.

Napełniam płuca po same brzegi świadoma, że właśnie dokładnie tak jest. Powiem mu. W końcu to tak samo jego dziecko, jak i moje.

Dolatują do mnie wibracje telefonu, który znajduje się w postawionej przy biurku torebce. Czyżby to był właśnie on?

– Po pomiarach sądzę, że powinna pani urodzić w drugiej połowie lutego.

Jeju, to już tak niedługo...

– Kiedy najlepiej będzie przyjść na kolejną kontrolę? – Podnoszę się z leżanki i wycieram resztki specjalistycznego żelu.

– Proszę umówić się pod koniec przyszłego miesiąca. Profilaktycznie.

Doktor przypisuje mi dodatkową suplementację, a ja od razu zauważam, że dłuższe ukrywanie ciąży będzie bardzo kłopotliwe. Już pora, zdecydowanie.

Wychodzę z gabinetu, pod drzwiami którego siedzi Tom. Moje systematyczne wizyty u ginekologa są bardzo podejrzane. Spoglądam na niego rozpromieniona od usłyszanym wieści. Anoa'i patrzy na mnie przyjaźnie, spogląda na znajdującą się na drzwiach plakietkę i znowu przenosi na mnie swój wzrok. On już wie.

– Proszę, nie mów nic Ginowi. Chcę zrobić to osobiście – odzywam się, idąc koło niego w stronę parkingu.

– Nawet gdybym chciał, nie zrobiłbym tego. To pańskie sprawy – komentuje, robiąc mi przejście.

LUST - ta chwilaWhere stories live. Discover now