Rozdział 4 | Mój pierwszy w życiu kac

32 10 2
                                    

   Otworzyłam oczy i od razu zaatakował mnie ból głowy. Jęknęłam z bólu i złapałam się za głowę.
   Czy tak właśnie Chris czuł się codziennie?, pomyślałam.
   Wstałam - z wielkim trudem - i rozejrzałam się dookoła. Wydarzenia z wczorajszej zaczęły wracać do mojej pamięci, jednak tylko do pewnego momentu. Nie pamiętałam, jak się tutaj znalazłam.
   Ogarnęło mnie przerażenie. Byłam w odsłoniętych ramionach, co jeśli jakiś chłopak pomyślał, że go kuszę i mnie wykorzystał? Na samą myśl przeszły mnie ciarki.
   Spojrzałam na telefon. Była godzina piąta. Czemu tak wcześnie się obudziłam? Nie wiem. Zostało mi tylko dziesięć procent baterii, więc odłożyłam telefon.
   Zaczęłam szukać Katherine. Nie trudno było ją znaleźć. Leżała w objęciach Martina.
   Potrząsnęłam dziewczyną przy okazji budząc jej chłopaka.
   -Mia? - spojrzała na mnie zaspana - Co jest u diabła?
-Impreza się już chyba skończyła. Powinnyśmy iść! - powiedziałam.
-Serio Mia? - jęknęła.
   Teraz sobie przypomniałam, że nie raz Kath wysyłała mi wiadomość z informacją, że nie przyjdzie do pracy, albo, że się spóźni. Teraz wiedziałam czemu.
   -Kath. Jesteśmy tutaj dwie. Lena przychodzi dopiero na dwunastą! - Lena była bardzo miłą dwudziestolatką, ale jakoś nigdy specjalnie nie rozmawiałyśmy - Musimy iść! Martin, zawieziesz nas, prawda?
-Tak. Mia ma rację skarbię, masz pracę. - poparł mnie.
   Katherine wstała z mruknięciem niezadowolenia, ale miałam ją w nosie. Niech się dąsa. Ja nie chciałam stracić pracy.
   Wyjechaliśmy dziesięć minut po tej rozmowie. Katherine się do mnie nie odzywała.
   W końcu nie wytrzymałam tej ciszy i spytałam:
-Czy wy też macie taki okropny ból głowy?
Martin zaśmiał się.
-Tak, kochana. To się nazywa kac. - przypomniał.
-Nigdy nie miałaś kaca? - spytała mnie Katherine.
-Nie. - przyznałam.
   Martin odwiózł mnie pod same drzwi mojego domu.
-Dziękuję! - powiedziałam na pożegnanie - Miło było cię poznać! Do zobaczenia w pracy Kath!
-Ciebie też Mia!
-Pa! - odparła Kath i odjechali.
Weszłam do domu. Drzwi były otwarte. No tak. Wybierając nie zamknęłam ich.
   Jak tylko przekroczyłam prób salonu, zamarłam.
   Amy i Homer spali przy telewizorze, który nadal był włączony.
   Szybko podeszłam i go wyłączyłam. Zbierała się we mnie złość.
   Potrząsnęłam Homerem i Amy.
-Halo! Wstawać! - krzyknęłam.
   Bliźniaki przeciągnęły się, a Homer spojrzał na mnie tempo.
-Co znowu? - wychrypiał.
-Co znowu?! - nie wytrzymałam. Miałam szczerze dość, jak ten gówniarz się do mnie zwraca. Nie jestem jego koleżanką - Czyli, kiedy ją, was nie położę spać, to wy sami nie dacie rady? - spytałam gniewnym tonem.
   Amy wstała z kanapy i potrzłapała na górę.
   Całą swoją złość, skupiłam na Homerze.
-No? Nie masz mi nic do powiedzenia?
-Spierdalaj! - wykrzyknął Homer i ruszył w ślad za siostrą bliźniaczką.
-Spierdalaj, to ty se powiedz do koleżanki gówniarzu, rozumiesz?! Kim ja dla ciebie jestem?! - pytanie go o to, okazało się błędem i od razu tego pożałowałam. Niestety było już za późno.
-Jesteś dla mnie kurwą i szmatą. Śmieciem. Nawet gorzej. Nie zasługujesz nawet na okruszynkę chleba! Na nic nie zasługujesz! Jesteś zwyklą szmatą! - wrzasnął i pobiegł do pokoju.
   Stałam sparaliżowana słowami, które do mnie wypowiedział.
   To samo mówił do mnie Chris. Że jestem szmatą i kurwą. Poniżej ludzkiej godności.
   Wszystkie te raniące mnie słowa, uderzyły we mnie. Z
   Zaczęłam płakać. Ból głowy stawał się nie do zniesienia.
   W końcu poszłam do swojego pokoju i poszłam spać, upewniając się, że budzić mam włączony na szóstą.

***

   Znowu obudził mnie dźwięk budzika. Szybko go wyłączyłam.
   Od razu skierowałam się do pokoju bliźniaków.
   Potrząsnęłam nimi.
-Wstawać. Już.
Od razu wyszłam z pokoju. Nie zamierzałam na nich patrzeć.
   Poszłam do łazienki. Tam szybko wzięłam zimny prysznic. Bardzo mi to pomogło!
   Następnie zmyłam makijaż, płynem micelarnym, którego jeszcze nigdy nie użyłam.
   Owinęłam się ręcznikiem i poszłam do pokoju.
   Wybrałam zwykłe ubrania. Czarne jeansy i purpurową bluzkę. Do tego czarną bluzę. Włosy spięłam w warkocza.
   Zeszłam do kuchni. Dzieciaki już tam czekały.
   Zerknęłam na nie tylko okiem, rzuciłam im chleb i nóż na stół. Do tego ser.
   Zerknęłam do lodówki. Czas, żebym zrobiła coś dla siebie. Niestety w lodówce nie było nic.
   Spojrzałam na stół. Amy i Homer zjedli cały ser. Nic już dla mnie nie zostało.
   Z westchnieniem zamknęłam lodówkę i ruszyłam do wyjścia.
   Na polu nie było ani ciepło, ani ziemno. Właśnie taką pogodę uwielbiałam.
   Dotarłam do kawiarni na równą siódmą trzydzieści. Katherine tam jeszcze nie było, dlatego otworzyłam drzwi kluczami, które zawsze ze sobą miałam.
   Zaczęłam sprzątanie od podług. Wszystko dokładnie wyczyściłam i zabrałam się za ścieranie stołów szmatką.
   Usłyszałam klakson i pukanie do drzwi. Weszłam przed kawiarnię.
Jan już wysiadł z samochodu i podszedł do przyczepki, gdzie miał pudła z nową dostawą świerzo upieczonego towaru.
   -Cześć Jan! - przywitałam się z chłopakiem.
Jan był niskim chłopakiem, który miał osiemnaście lat. Jego brązowo ciemne włosy były obcięte na jeża. Był bardzo sympatyczny, ale nigdy nie chciałam się z nim bliżej poznawać. Mimo to, uśmiechałam się sympatycznie i on też.
   -Siema Mia! - odpowiedział i podniósł pierwszy karton.
   Nie mając nic już do roboty, pomogłam mu - zresztą jak zawsze - i razem w parę minut uwinęliśmy się z tym.
   -Słyszałem o tych gościach, co na was napadli. Dobrze się czujesz i nie boisz się już tu przebywać? - pewnie zobaczył, że nie ma Katherine i dodał - Sama?
-Nie. - odparłam z uśmiechem.
-Odważna jesteś! - przyznał - Muszę lecieć. Pa Mia! Do jutra!
-Na razie! - pożegnałam się, a Jan odjechał.
   Wróciłam do środka i zaczęłam segregować jedzenia na półkach.
   Tuż przed ósmą do kawiarni wpadła zdyszana Katherine.
-Sorry, Mia, że ci nie pomogłam. Zaspałam. - wyjaśniła.
-Nie ma sprawy. Już wszystko ogarnęłam. Przebierz się w fartuch. Już musimy otwierać. - powiedziałam i poszłam otworzyć drzwi i wywiesić tabliczkę "otwarte".
   -I jak? - zagaiła mnie dziewczyna - Kac minął?
Popatrzyłam na nią wilkiem.
-Nie. Ale jest lepiej. - dodałam.
Milczałyśmy. Żadna z nas nie wiedziała, jak zacząć rozmowę.
   -Ej… Kath? - spytałam nieśmiało.
-Hm?
-Jak to jest… No wiesz… - nie byłam pewna, jak zapytać o to.
-Stara, dajesz! - zachęciła mnie Kath.
-Uprawiać seks. Z kimś, kogo kochasz. - wydusiłam z siebie i od razu się zaczerwieniłam.
Katherine buchnęła śmiechem, co mi nie pomogło.
   Kiedy się w końcu uspokoiła, odpowiedziała na moje pytanie poważnym głosem:
-Cudownie! Może za pierwszym razem boli, ale potem jest takie przyjemne! Rozpięta cię w środku, chcesz więcej i więcej… Czekaj. To znaczy, że jeszcze nigdy tego nie robiłaś? - spytała podejrzliwie.
Zawahałam się. Prawda, czy kłamstwo?
-Nie do końca… - widząc, że Kath chce o coś zapytać szybko dodałam - Nie chcę o tym rozmawiać. Po prostu byłam ciekawa. - wzruszyłam ramionami.
   Drzwi się otworzyły, a do kawiarni weszła starsza pani. Podeszła do kasy i powiedziała:
-Poproszę ten chleb żytni. Ten, co zawsze.
-Już… - wyjęłam chleb z pułki i podałam jej.
-Coś jeszcze? - spytałam.
-Nie, dziękuję.
Podałam cenę i się pożegnałam życząc miłego dnia.
   Dalej stałyśmy w ciszy. W między czasie przyszło jeszcze pięciu klientów.
   -Ej, Mia! - odezwała się nagle Kath.
-Co?
-Nie chcesz się położyć na zapleczu? Wyglądasz jak trup. - powiedziała blondynka.
-Nie, nie trzeba. - zaprotestowałam.
-Mia. I tak nie ma wielkiego tłumu, więc sama sobie poradzę. Idź. Jak będzie więcej osób, to cię zawołam. - przyrzekła. Przez chwilę jeszcze się z nią spierałam, ale nie miałam już siły, chęci i zabrakło mi argumentów. W końcu dałam za wygraną i poszłam na zaplecze, gdzie był szary materac. Dałam go na podłogę i oddałam się w krainę snów.
   Zasypiając, uświadomiłam sobie, jaka byłam zmęczona. Zmęczona życiem, czy kacem?

***

   -Ty kurwo zajebana, co ty se myślisz?! - wrzasnął Chris.
   Leżałam na podłodze w kałuży łez, a z mojego łokcia, kapała krew, ponieważ uderzyłam się, jak ojczym zrzucił mnie ze schodów.
-J-ja… - zaczęłam, ale urwałam, bo nie wiedziałam, co powiedzieć.
-Ty? Ty jesteś kurwą, która nie zasługuje na okruszynkę chleba. Na nic nie zasługujesz ty świnio! Jesteś nikim! - ryknął i mnie spoliczkował.
   Pod wpływem uderzenia upadła na podłogę. Poczułam metaliczny zapach w ustach. Krew.
   Kątem oka, zobaczyłam Homera. Stał przy schodach tak, żeby Chris go nie widział. Ale ja go widziałam.
   Miałam cichą nadzieję, że siedmioletni Homer podejdzie do swojego ojca, bo ten jeszcze go choć trochę zauważał. Jednak on tego nie zrobił. Tylko patrzył się na mnie pustym spojrzeniem.
   -Zrozumiałaś? - spytał mnie Chris.
Podniosłam się i spojrzałam w jego niebieskie oczy.
   Wtem znowu upadłam na ziemię, bo mężczyzna znowu mnie spoliczkował.
   -Pytam, czy zrozumiałaś?! - wrzasnął.
-T-tak. Zrozumiałam. - wychlipiałam.
-To kim jesteś?
-Szmatą i kurwą, która nie zasługuje nawet na odrobinę chleba.

Milczenie TOM 1Where stories live. Discover now