Gburowate kupidynki

Start from the beginning
                                    

*'*


   Krasnoludy włóczyły się po szkole przez cały dzień. Przez to ciężko było się skupić na niektórych lekcjach. Tiana myślała, że coś ją trafi na miejscu. Zwłaszcza kiedy podczas eliksirów jeden z tych "kupidynów" wpadł do klasy i stanął przy jej biurku.


– Jeżeli zepsuję przez ciebie eliksir, skończysz w skrzydle szpitalnym i zakażę pani Pomfrey cię leczyć, więc będziesz skazany wyłącznie na mnie-syknęła, dodając skarabeusze do kociołka.


   Krasnolud cofnął się, zdziwiony tym co usłyszał. Black miała to w głębokim poważaniu, ten eliksir był na zaliczenie i nie zamierzała dostawać niczego poniżej Wybitnego. Dodatkowo Snape oznajmił, że będzie próbował te eliksiry na Lockharcie, a Tiana była naprawdę ciekawa jak mogłoby wyglądać wyostrzenie się humoru tego lalusia.

   Krasnolud położył dwie koperty na biurku dziewczyny i czmychnął z klasy. Snape uniósł brwi, widząc co się stało. Ta dziewczyna z roku na rok, w oczach nauczyciela, coraz mniej przypominała swoich ojców.


– Wrednie-zaśmiał się Pucey, mieszając w swoim kociołku.

– To się tyczy też ciebie, Ad-odparła brunetka, kątem oka zauważając znajomy kolor jednej z kopert.


   Już dawno nie dostała żadnego chabrowego listu. Nadal nie miała pojęcia kim był nadawca, ale przestała się tym przejmować po poznaniu prawdy o swoim kocie. Wszystko w pewnym momencie zaczyna się układać, a Tiana nie miała ochoty na ponowne posiadówki w bibliotece w poszukiwaniu kogoś, kogo wcale mogła nie znać.

   Fred spojrzał na ślizgonkę w szoku. Już nie pamiętał kiedy ostatnim razem brunetka była tak... oschła. Chłopak zerknął na dwie koperty przy jej stanowisku i coś ukłuło go w klatce piersiowej. Nie była to zazdrość o walentynki. Sam nie wiedział co to było. Jednak go to bolało. Nawet bardziej, niż upadek z miotły...


*'*


"Walentynki – święto wymyślone przez nasz gatunek.

Święto powstałe dzięki hybrydzie.

Święto pół-wil.

Baw się dobrze, ale pamiętaj. Nie wszystkim autorytetom można ufać. 

G. G. G."


– Nawet głupia, anonimowa notatka przestrzega przed głupotą Lockharta-stwierdziła Tiana, siedząc na obiedzie i czytając listy.


   Dziewczyna schowała chabrową kopertę do torby, wyciągając drugą. Była musztardowa, a na niej złocistym tuszem zostały namalowane słońce, gwiazdy i najróżniejszego rodzaju kwiaty. Czarnym tuszem zostało zapisane jej imię, a dziewczyna zdała sobie sprawę, że skądś kojarzyła ten charakter pisma.


"Tyle gwiazd na niebie, lecz to ty lśnisz najjaśniej 

X. C."


– X. C.?-zdziwiła się, patrząc na przyjaciół.-Znamy jakiegoś X. C.?

– Nikt mi nie przychodzi do głowy-oznajmił Adrian.

– Mi też nie-stwierdziła Venus, podpalając pudrowo różową kopertę w jej dłoniach.

– Może znasz... Może nie...-oznajmił Lucas, a Cregence poparzyła się kawałkiem papieru.

– Venus!-krzyknęła przerażona Black, machinalnie wyciągając różdżkę.


   Tiana machnęła patykiem kilka razy, szepcząc pod nosem zaklęcia, których nauczyła się od pani Pomfrey. Na twarzy krukonki powoli malowała się ulga. Kawałki listu opadły na stół zastawiony niebieskim obrusem. Kilku krukonów spojrzało w stronę blondynki, jednak dość szybko wrócili do swoich zajęć.


– Lepiej?-spytała ślizgonka, widząc jak czerwony kolor powoli znika ze skóry przyjaciółki.

– Tak. Dzięki, Tia-odparła.

– Od kogo to było?-zaciekawił się Adrian.

– Corner, a któżby inny?


   Faktem było, że Michael Corner cały czas kręcił się za blondynką. Nie odstępował jej na krok, kiedy była sama w pokoju wspólnym krukonów. Dlatego tuż po powrocie z przerwy światecznej, Venus przeniosła się do Tiany. Od tego momentu dziewczyny spały w jednym łóżku lub spędzały noce w pokoju wspólnym ślizgonów, rozmawiając na najróżniejsze tematy. Między innymi Kamari Wald, o czym krukonka na razie nie przyznała się Lucasowi i Adrianowi.


– Ta wiewiórka?-McKinnon spytał szeptem, a pozostała trójka spojrzała na niego ze zdziwieniem.-No co? Widzieliście jego zęby?

– Tutaj nie chodzi o zęby, a o to, że nie jestem zainteresowana-żachnęła się Cregence.-Poza tym, zmieniasz temat co kilka sekund, Pajacyku. Mówiłeś, że wiesz kto wysłał walentynkę Tianie.

– Nic takiego nie mówiłem!

– Ale zasugerowałeś-oznajmił Adrian.-To, że Venus się poparzyła tylko ci pomogło. Ale teraz temat wrócił.

– Luke? Kim jest X. C.?-spytała Tiana.


   Wzrok puchona powędrował do stołu jego domu.


– Chang!?-zdziwiła się brunetka.

– No co, no? Dobry chłopak z Xian'a-zapewniał Lucas.

– Mówisz w taki sposób, że wygląda to bardziej na opchnięcie starych, zniszczonych szat, niż wychwalenie współlokatora-stwierdziła Cregence.

– No, ale to serio...

– Słowa ładne-oznajmiła Black,  przerywając kłótnię, nim zdążyła się porządnie zacząć.-Ale potrzebuję zdecydowanie więcej czasu po Michaelu-dodała, patrząc na dom Slytherina.


   Chłopak był bardzo blady i cały czas wyglądał na zmęczonego. Tianie nie było go szkoda. Wiedziała, że jej nie kochał. Ale pamiętała początek całej tej znajomości. Na razie naprawdę potrzebowała odpocząć.


– Ale... Ale...-zaczął Lucas, jednak po chwili się poddał z cierpiętniczym westchnięciem.

– Kamari Wald!? Gdzie jest Kamari Wald!?-krzyczał jeden z kupidynów.


   Dziewczyna uniosła nieśmiało rękę. Była rok młodsza od grupy przyjaciół. Miała długie, ciemne, mocno kręcone włosy (nawet mocniej, niż te Tiany), które nosiła rozpuszczone z dwoma malutkimi koczkami na czubku głowy. Jej oczy miały ciemnobrązową barwę, o której Black zdążyła się już nasłuchać od przyjaciółki. Ciemniejsza karnacja ładnie pasowała do całego obrazka nieśmiałej gryfonki.

   Kamari odebrała turkusową kopertę, na której narysowany był nieśmiałek. Tiana spojrzała na Venus, której policzki przybierały coraz żywszy odcień różu. Black uśmiechnęła się lekko, wiedząc, że w nocy znów będzie słuchać o rok młodszej gryfonce, z którą Cregence zapoznała się w bibliotece.

PANNA BLACK I era Golden TrioWhere stories live. Discover now