Rozdział 20

3.2K 91 14
                                    

Pov. Xander

- Czasami nienawidzę się za to, że przestaje cię nienawidzić - mruknęła wtulając się w moją klatkę piersiową - przepraszam, że musisz mnie nieść, znów przytyłam, ale ty nasz mięśnie - zaśmiała się gorzko zaplatając ręce wokół mojej szyi. Przymknąłem powieki idąc dalej wzrokiem utkwionym w hotelowym korytarzu.

Nie odpowiadałam na żadne jej słowo, bo wiedziałem, że i tak tego nie zapamięta. Była pijana i do tego zmęczona do granic możliwości i sam fakt, że jeszcze funkcjonowała był godny podziwu. Moje zapewnienia o jej pięknie jak i wartości odbiłyby się jeszcze większym echem niż bym to zrobił za dnia.

Była idealnie nieidealna, wchodząc do pomieszczenia pełnego innych osób każdy patrzył na nią. Na jej blond loki idealnie powiewające na wietrze, zawsze ubraną w sukienkę lub spódniczkę z perfekcyjnym makijażem na twarzy. Każdy na nią patrzył i podziwiał, a ja nie byłem wyjątkiem, być może nawet jestem tą pierwszą osobą, która dostrzeże jej obecność, być może mój wzrok zawsze wędruje na nią i zawsze próbuję ukryć uśmiech, kiedy z nią rozmawiam. Wiele osób ma ją za wzór do naśladowania, dla mnie jest tylko upadłym aniołem z niebieskimi oczami i zabójczo dobrym sercem, dla którego zrobię wszystko.

Cała reszta słodko spała po nocnym tańcu w deszczu, który zainicjowała blondynka. Była czasem cholernym dzieckiem, które dostało powiew wolności. Nie patrzyła na nic tylko biegła szczerząc się jak szczur do sera zarażając przy tym innych.

- Xander nie idźmy do mojego pokoju - zatrzymałem się spoglądając na jej niebieskie oczy - Mia śpi ... jest zmęczona, a Josie chyba nie za dobrze się czuła już na koniec - wydukała posyłając mi przy tym blady uśmiech.

Westchnąłem ciężko otwierając drzwi, które i tak wcześniej bym wybrał. Potrzebowała spokoju i przede wszystkim przespanej nocy. Znając Mię nie dałaby jej spokoju wypytując o przebieg naszej rozmowy, a Josie by tylko ją podjudzała.

- Wiesz, że jestem z was dumna? - zapytała cicho, położyłem delikatnie ją na swoim łóżku ściągając przy tym mokrą bluzę - Mia mi wybaczyła i zajęła piąte miejsce, Flynn nadal jest przy tobie, potrzebujesz go Xander. Przekonajmy go razem, żeby poszedł na politologię. Okej? On chce tego, ale jego ojciec to czasem jednak kutas - złapała mnie za policzek łącząc nasze spojrzenia - Dylan z trzydziestego miejsca trafił na dziesiąte, a Josie znalazła pracę - mówiła dalej podekscytowana, pokręciłem głową nie wierząc w to jak w tak drobnym ciele mieści się wielkie serce.

Miała cholerne wielkie serce mimo tego co ją spotyka na co dzień

- I z ciebie też jestem duma. Chyba najbardziej - dodała na sam koniec dużo ciszej, zmarszczyłem brwi przenosząc ponownie na nią wzrok licząc, że sama rozwinie swoją wypowiedź - wkurwiasz mnie niesamowicie, ale dzięki tobie żyje. Nie wiem jakim cudem mnie uspokajasz, ale to robisz, masz w sobie tyle dobroci panie idealny - uśmiechnęła się załączając nasze czoła - zawsze będę chorągiewko - zaśmiała się opadając na łóżko. Przymknąłem powieki wstając z podłogi, przetarłem twarz dłonią próbując opanować każdą możliwą emocję jaką wywołały u mnie słowa panny idealnej.

Snow była tykającą bombą czekając na moment, w którym będzie mogła się odpalić. Była cholerną definicją wszystkich moich problemów, a mimo to zajmowała ponad osiemdziesiąt procent moich myśli. Wszystko wiązało się z nią. Była wszędzie w każdym momencie mojego życia. Najgorszym w tym wszystkim jest fakt, że nie potrafię przechodzić obok niej obojętnie. Widzę jej cierpienie, widzę, jak chudnie i traci energię. Potem dostaje przebłysku rozumu i zaczyna jeść normalnie po czym znów nachodzi ją jakaś popieprzona myśl. Moja cholerna śnieżynka jest jak sinusoida.

Nasz kawałek niebaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz