Rozdział 2

1K 36 0
                                    

Mój brat przyjechał równo o 17. Tak jak myślałam, że będzie mama przywitała Zac'a z otwartymi ramionami. Gdyby tylko dla mnie była taka czuła.

Zac po przeprowadzeniu krótkiej konwersacji z naszą matką w końcu ruszył w moją stronę. Przy nim czułam się bezpieczna. Mama nigdy przy bracie nie zrobiłaby mi krzywdy. Straciłaby w oczach syna.

- Witam moją najlepszą siostrzyczkę! - przywitał się Zac, po czym mocno mnie przytulił.

- Najlepszą bo jedyną. - odparłam z uśmiechem. - Jak tam u ciebie? Coś nowego z Martiną?

Martina była dziewczyną mojego brata. Od kąd ją poznałam darzę ją sympatią. Jest szczupłą blondynką z pięknymi niebieskimi oczami. Zawsze jej ich zazdrościłam. Niestety Bóg obdarował mnie darem posiadania ciemnych tęczówek.

- Rozstaliśmy się, a takto u mnie w porządku. Opowiadaj co u Ciebie. - na własne słowa widać było, że się spiął oraz smutek w jego oczach.

Łzy powoli napływały mi do oczu. Widok brata w stanie załamania to najbardziej bolesny widok. Zawsze byliśmy blisko. Na dobre i na złe byliśmy przy sobie. Jeden z powodów za co tak bardzo go kocham.

- Jak to się rozstaliście? To jest jakiś żart? Co się stało? Jak się czujesz? - zasypywałam brata pytaniami, a łzy powoli spływały mi po polikach. - U mnie również okej, ale nadal nie rozumiem. Czemu?

- Pokłóciliśmy się, wsumie nie pierwszy raz. Teraz Marti stwierdziła, że to nie ma sensu bo i tak ciągle sie kłócimy i ze mną zerwała. Cóż, życie.

- Bardzo mi przykro. Nawet nie wiesz jak bardzo ją lubiłam. A jeśli już gadamy o Martinie do mam do Ciebie sprawę.

- Wal młoda.

- Mogę u Ciebie zamieszkać? - zapytałam zanim zdążyłam ugryźć się w język.

- Lor... Pogadamy o tym po kolacji dobrze? - odpadł ze zdziwieniem.

***

Kolacja minęła spokojnie. Na szczęście. Spokój u mojej matki to rzadko spotykane zjawisko. A zwłaszcza gdy wchodzi w grę moja szkoła. Zaraz po zakończeniu posiłku poszłam do mego pokoju. Miejsce spokoju. Było jak i jest to moje ulubione pomieszczenie w tym domu. Jest mały ale skromny. Ściany są koloru białego jak i również meble. Od wejścia po lewej stronie znajduje się spore okno a obok niego stoi jednoosobowe łóżko. Po prawej stronie natomiast stoi szafa z ogromnym lustrem a zaraz przy niej duże biurko. Na podłodze leży mały puchaty dywan w kolorze pudrowego różu. Kocham mój pokój. Jest piękny i przytulny. A zwłaszcza dla mnie.

Z rytmu wybiło mnie pukanie. Spodziewałam się, że to będzie Zac. Na szczęście się nie pomyliłam.

- Lorelai? Mogę wejść? - spytał brat.

- Jasne wchodź.

- O co chodzi z tą przeprowadzką? Coś się dzieje? - zapytał zmartwiony.

- Mama się dzieje. Ciesz się, że Cię tu nie ma. To nie twoja matka. Przemoc. Krzyki. - powiedziałam szlochając - Chcę stąd uciec! Mam jej dość!

- Dobrze Lor, pogadam z mamą, ale nic nie obiecuje. Wiesz, że zawsze możesz do mnie zadzwonić albo przyjechać? Jestem przy tobie. Na dobre i na złe.

Po słowach wypowiedzianych przez mojego brata po chwili zamknął mnie w mocnym i czułym uścisku. Tego właśnie potrzebowałam. Czułości. Kochałam mojego brata najbardziej na świecie. Tak bardzo pragnęłam być przy nim, że całkowicie zapomniałam o Laurze. Siedzieliśmy przytulając się aż dwadzieścia minut. Jak na rodzeństwo to zaskakująco długo.

================================
Hejka!! Z góry przepraszam, że taki krótki rozdział, ale nie mam ostatnio sił i czasu. Wasza lovlorelai!
Na dobre i na złe.

The Craziest Love Where stories live. Discover now