P. L / KIELISZKI NIE DO PARY

Zacznij od początku
                                    

- Szefie Nakahara, ktoś czeka na ciebie w głównym lobby - oznajmił szybko, a po lekkiej zadyszce Chuuya mógł zauważyć, że chłopak biegł do nich tak szybko, jak się dało.

Tylko, że rudzielec nie miał pojęcia, kto tak ważny mógł się jeszcze pojawić. Dazaia mieli już przecież pod kontrolą. gdyby Agatka postanowiła ich zabić albo sprawdzić to mieli na to specjalne protokoły, które nie marnowały czasu na to, że ktoś musiałby go odnaleźć żeby spytać, co mają robić dalej. Nakahara lubił bycie szefem, gdy wszystko szło po jego myśli. Ba, lubił nawet bycie szefem, gdy jego plany i nadzieje były wyrzucane w błoto. Wiedział, że potrzebował tej równowagi, że potrzebował ciągłych zderzeń z rzeczywistością żeby nie zapomnieć, że nie żyją w małej, różowej banieczce wsparcia i miłości. I że są przeciwnicy, z którymi nie mają najmniejszych szans. Nakahara nauczony był jednak konkretnego sposobu porozumiewania się w momenie zagrożenia. Gdy sytuacja była nagła, nie rzucało się ogólnikami, które nic dla nikogo nie znaczyły. W pierwszym zdaniu przekazywało się najważniejsze informacje i potem, gdy starczyło czasu - był moment na ewentualne emocje. Nakahara prawie się zaśmiał zdając sobie sprawę, jak bardzo dazaiowy był to sposób myślenia. 

- To chyba może poczekać, prawda? I zdecydowanie nie jest warte przerywania spotkania na takim szczeblu? - spytał mimo wszystko kulturalnie i z nieco rozbawioną nutą w tonie, która miała pod warstwą ciepła i żartu ukryć stal.

- Biorąc pod uwagę okoliczności i pewne historie, jestem prawie pewien, że nie może - odpowiedział chłopak, a Nakahara miał ochotę przewrócić oczami. Bo marnowali czas. Bo nie powinien wydobywać tej informacji z podwładnego. Nazwisko powinno paśćjako pierwsze.

- Kto czeka na dole? Chrystus we własnej osobie? Christie z przeprosinami? - spytał Chuuya, a ostrzeżenie w jego głosie stało się na tyle wyraźne, że nawet Izaki przestał patrzeć na nowoprzybyłego, a skupił się z powrotem na własnym przełożonym.

- Rosalie de Luca - odpowiedział posłaniec. I po tym, jak zmieniła się twarz Nakahary, gdy padło to konkretne nazwisko, Kaguya wiedziała, że wszystkie ich plany poszły się paść.

Nie musiała znać kontekstu sytuacji. Nie musiała dokładnie wiedzieć, co się stało. Ważnym było, że Chuuya próbował zachować kamienny wyraz twarzy i nie dać niczego po sobie poznać. I być może na ludzi, którzy nie znali go na wylot, to mogło zadziałać. I być może ona też już straciła prawo do nazywania się wystarczająco bliską znajomą rudzielca by z absolutną pewnością stwierdzić, że "znała go na wylot". Ale może dla Nakahary nie minęło aż tyle lat, ile minęło dla niej. Może wciąż, pomimo wszelkich okrutności świata, w granicach którego Chuuya istniał, chłopak wciąż potrafił z dumą nosić wszystkie swoje emocje niczym zbroję. Bo skoro on był z nich dumny, nawet jeśli nie pokazywał ich w pełni, ale prześwitywały one zza fasady spokoju, to nie dało się ich wykorzystać przeciwko niemu. To byłby naturalny tok myślenia. W takich relacjach Kaguya opuściła przecież Portówkę. Więc dlaczego za każdym razem, gdy Nakahara wchodził do pomieszczenia, wszyscy odwracali wzrok? Dlaczego atmosfera nagle gęstniała i wszyscy zdawali się siedzieć jak na szpilkach? Czy mogło ominąć ją aż tak dużo? Nie patrzyła w życie Nakahary. Nie chciała naruszać jego prywatności w tak inwazyjny sposób. Miała jednak wrażenie, że nagnie nieco własną moralność jeśli zapewni jej to odpowiedzi bez konieczności zadawania niektórych pytań.

- Zaraz tam zejdę. Dzięki za informację - rzucił w końcu Nakahara i wysilił się nawet na względnie spokojny ton. Naprawdę robił się miękki na starość, skoro rzucone nazwisko bliskiej mu osoby aż tak potrafiło wybić go z rytmu.

- Oczywiście Szefie - odpowiedział Portowy Kundel nim zniknął za drzwiami.

W pomieszczeniu zapanowała absolutna cisza i przez chwilę zdawało się, że nikt nie odważy się jej przerwać. Cuppola tak naprawdę nie wiedziała, jak mają funkcjonować przy Nakaharze. Wcześniej wydawało im się, że wiedzieli, gdzie znajdowała się jakakolwiek granica między tym, czego mogą od niego wymagać, a co już było nieludzkie. Jasne, przekraczali tę linię częściej, niż sami się jej trzymali. Nie zmieniało to jednak faktu, że potrafili ułożyć sobie pewne pionki na planszy w odpowiednich miejscach i funkcjonować w granicach pewnych schematów. Pojawienie się Dazaia, ostatnie zachowanie Nakahary i Izaki, który uznał, że im wszystkim przyda się mocne zderzenie z rzeczywistością wywróciło całą planszę do góry nogami, pionki spadły na podłogę i pogubiły się pod najbliższymi meblami, a stół został przewrócony. Dlatego bali się cokolwiek powiedzieć. Dlatego to Nakahara jak zwykle musiał przeskoczyć nad tym, że jego myśli spadły w spiralę najgorszych możliwych sytuacji, które zmusiłyby Rosalie de Lucę do odezwania się do niego. Bo w to, że kobieta przepracowała wszystko w swojej głowie było dla niego konceptem nie do ogarnięcia.

Bungou Stray Dogs II - Miłość silniejsza niż czasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz