Rozdział 2

165 19 41
                                    

Dazai opierał się o drzwi wpatrując się w sufit. Wydawało mi się to wyjątkowo fajnym i zajmującym zajęciem. Szczerze mówiąc nawet nie myślał nad opcją, że faktycznie dostanie coś w czym będzie mógł normalnie funkcjonować, a nie tak jak za czasów kiedy był jeszcze nastolatkiem będzie przebywał w brudnym od wszystkiego, metalowym kontenerze oddalonym dość mocno od miasta i w zależności od pory roku doprowadzającym go do udaru lub odmrożenia części ciała. Nie miał wtedy tak naprawdę ani gdzie się umyć, ani gdzie trzymać jakiegokolwiek jedzenia więc musiał zadowalać się krabami w puszkach, które nie psuły się aż tak szybko co było ważne, zwłaszcza biorąc jeszcze pod uwagę, że dość rzadko miał ochotę jeść cokolwiek. Jednak teraz jak o tym myślał takie posunięcie było w zupełności normalne i logiczne. Prezes Agencji w końcu gdyby dostrzegł, że jego warunki do życia były znacząco poniżej niskich to mógłby spróbować go odbić, a nawet jeśli nie to przecież nie mogłoby być to utrzymywane zdala od jego byłych współpracowników wiecznie, w końcu mieli po swojej stronie Ranpo. Pewnie w końcu ktoś zadziałałby bez zgody pracodawcy i obu stronom narobiłoby się tylko więcej problemów.

Westchnął chowając w końcu głowę między kolanami i zamykając oczy. Naprawdę nie lubił takich sytuacji gdzie wszystko kręciło się wokół niego choć na pierwszy rzut oka mogło wydawać się zupełnie innaczej. W końcu wielokrotnie robił i będzie robił dookoła siebie szum czy to proszeniem nieznajomej o podwójne samobójstwo czy planując pójście do więzienia. Wyprostował się poprawiając grzywkę w taki sposób by jak najbardziej zakrywała mu oko. Co prawda mógłby ponownie zacząć nosić bandaż jednak jak potem miałby się wykręcić od tłumaczenia? Wcześniej jak był dzieciakiem nikt go o to nie pytał, na dobrą sprawę nikt się tym nie przejmował oprócz nielicznych oraz Moriego do którego niestety chodził na kontrolę i pilnował by przypadkiem nie padł mu w trakcie misji. Nadal pamiętał jak dostawał od czasu do czasu kroplówkę z czasem nawet samemu wszystko robiąc i się pod nią podłączając po tym jak nauczył się tego obserwując jak robił to starszy. Zaczął uderzać podeszwą buta w podłogę przez chwilę wpatrując się jakby w przestań dopóki nie dostał wiadomości co zasygnalizowały wibracje telefonu, który trzymał w kieszeni ciemnych spodni.

Zachował taką pozycję przez jeszcze moment nie mając zbytniej siły się ruszyć po czym wyciągnął urządzenie spoglądając spod lekko przymkniętych powiek na ekran. Uśmiechnął się niemrawo widząc od kogo była wiadomość po czym prychnął pod nosem zdając sobie sprawę z tego, że mężczyzna naprawdę nie próżnował. Śledził przez moment dwie linijki tekstu po czym kliknął w wiadomość uprzednio wpisując odpowiedni kod. Przeczytał ją jeszcze raz z łatwością rozszyfrowując szyfr jakim została napisana. Zamrugał kilkakrotnie po chwili przenosząc swój wzrok na swoją książkę w czerwonej, zdejmowanej oprawie. Zacisnął zęby po czym pochylił się nieco do przodu zmieniając położenie swojego ciała tak by móc się podnieś z zimnych paneli. Kiedy stanął na obydwu nogach zachwiał się lekko do tyłu, a przed jego oczami było nieco ciemno przez gwałtowność swojego ruchu. Nie przejął się tym jednak od razu idąc w kierunku kuchni. Oparł się o blat kiedy już się w niej znalazł i sięgnął po kubek. Obracał go chwilę pomiędzy dłońmi zimnym wzrokiem śledząc namalowany na nim wizerunek szczeniaka po czym bez skrupułów pozwolił mu spać oraz rozbić się na małe kawałki. Naprawdę nienawidził tych zwierząt. Były zbyt lojalne i oddane swoim właścicielom. Były w stanie czekać lata aż takowy człowiek do nich wróci i pogłaszcze je po łbie, a później drugie tyle żeby zrobił to ponownie. Był jednak w stanie tolerować bezpańskie psy. W końcu nie podążały one ślepo za tą jedną konkretną osobą, a nawet jeśli to tylko po jedzenie.

Nucąc cicho pod nosem podskoczył nieco na chudych nogach i usiadł na marmurze nie mając w najbliższych planach z niego zejść. Najchętniej to w ogóle by jeszcze stanął jednak jego wzrost gwarantował mu, że przy takim posunięciu uderzyłby głową w sufit.

The day he came back || Soukoku ||Where stories live. Discover now