Rozdział 3

61 4 2
                                    

Jest 2 w nocy a co właśnie robię? Piekę ciasto aby przekonać Susane do swojej osoby oraz podziękować Santi'emu za tak życzliwe przyjęcie mnie na początku. Byłam zmuszona piec w kompletnej ciszy czego zupełnie nie potrafiłam, już na starcie wyciągając blaszkę narobiłam rabanu, za jedną blaszką runęło pięć innych. Usłyszałam szelest ale nie przejęłam się tym bo, myślałam że to pies Margie, Aiko. Zbyłam to machnięciem ręki i sięgnęłam do lodówki po wytłaczankę z jajkami zwalając przy tym miseczkę z sosem czosnkowowym, który stał obok. W tym czasie niefortunnie do kuchni wlazła Willow. Sos dramatycznie wyjebał się na prawego adidasa przyjaciółki, lewy pozostał nienaruszony. 

- Czemu masz adidsy na nogach? - spytałam przestraszona.

- To nie adidsy tylko adidasy.

- Ta, z bazarku za 10 dolców.- zawsze kisłam z tych podróbek Willow. 

- Nie za 10, za 12. Jest różnica.- prychnęła patrząc na uwalone sosem podróbki. - Kurwa ten sos miał być na obiad! - zaczęła lamentować a za nią pojawiła się w oddali Aiko. Puszysta jak miś akita kręciła głową nie rozumiejąc co my wyrabiamy w kuchni o tej godzinie.

- Nadal masz sos, ale teraz za to z tymi brudnymi adidsami. - zaśmiałam się a przyjaciółka patrzyła jak pies powoli liże jej buty.

- Nadal nie odpowiedziałaś na moje pytanie. - przypomniałam. 

- Myślałam, że to złodziej więc byłam gotowa do spierdalania. Już szłam po rower. - mruknęła a ja uniosłam brwi widząc, że serio ratowałaby najpierw tego zeżartego rdzą grata. 

- Dlaczego pieczesz ciasto o tej godzinie?

- Susane lubi jeść. 

- A ty co, Caritas? - prychnęła ściągając buty i zaczęła wycierać papierowym ręcznikiem resztki sosu z podłogi. 

- Jeszcze nie wysłałam SMS'a o treści "POMOC".

- Masz zamiar obudzić całe osiedle czy tylko nasz dom?

- A ty masz zamiar iść spać czy dalej będziesz mi tutaj truć jak papierosy mojej matki?

- Jestem lepsza od szlugów.- mruknęła kierując się do wyjścia.

- Zapomniałaś swoich adidsów!- zawołałam ale przyjaciółka jedynie machnęła ręką idąc do siebie. Pies ruszył za nią człapiąc swoimi puchatymi łapskami. 

Westchnęłam i zabrałam się za dalsze pieczenie z nadzieją, że nie wyjebię nic więcej. Spojrzałam na stół czy mam już wszystkie składniki do ciasta swojego dzieciństwa. Na spodzie puszysty biszkopt, w środku różne owoce, które jeszcze nie ukończyły żywota a na wierzchu przepyszna kruszonka. Dla ozdoby poleję je mleczną czekoladą. 

Po jakiejś godzinie ciasto było już gotowe, postawiłam je na środku stołu przykryte ścierką dając przy nim karteczkę " Łapy precz, bo utnę". 

                                                                                                           ***

Położyłam się gdzieś około 3 nad ranem i zanim przewróciłam się na drugi bok już trzeba było wstawać do pracy. Pojechałam znacznie wcześniej niż powinnam ale Susane i tak była pierwsza. Tym razem miała na sobie sukienkę a przy tym za grosz kultury, siedząc na schodach w rozkraczny sposób. Widząc ją miałam ochotę wrócić wraz z ciastem do domu. Weszłam do środka przy tym rzucając jej drobne "cześć" ale nie zwróciła nawet na mnie uwagi. Była strasznie pochłonięta klikaniem czegoś w telefonie. Postawiłam ciasto na ladzie próbując usunąć ten obraz z głowy. Usłyszałam warkot silnika i jeszcze zanim Sue wstała Santiago pojawił się przed wejściem. 

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jul 30, 2023 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

From Racing to loveWhere stories live. Discover now