#14. Poważna rozmowa na poboczu.

872 35 10
                                    

- Dobra będziemy niedługo. - powiedział i się rozłączył

Miałem już odkładać telefon lecz dostałem wiadomość od taty.

Chat z Cam.

Muszę pojechać w delegację będę za kilka dni 

Ok.

Przeczytałem z łzami które znowu się pojawiły w moich oczach. Tak było zawsze kiedy coś się działo. Tylko biznesy w głowie. Odłożyłem telefon na szafkę po czym położyłem się na łóżku i zacząłem bezsilnie płakałem.

Po kilku godzinach użalania się nad sobą, uderzania pięścią w ścianę i chaotycznym mówieniu imienia mojego bliźniaka. usłyszałem dzwonek. Chwilę zajęło mi wstanie z łóżka ale gdy ogarnąłem kto przyszedł od razu pobiegłem do drzwi. Ja nic nie mówię ale prawie się przewróciłem na całkiem płaskim korytarzu.

- Hej Młody. - powiedział od razu Will gdy otworzyłem drzwi. Gdy tylko go zobaczyłem rzuciłem się na niego mocno go przytulając właściwie w tym samym momencie oddał uścisk.

- No już. Też się cieszymy że cię widzimy - zaśmiał się Dylan co wywołało lekki uśmiech też u mnie. Kocham jego za tę żarty w trudnych sytuacjach.

- Ha! - krzyknął gdy zobaczył że się śmieje. - Mówiłem że to j pierwszy go rozbawie mała dziewczynko. - zaśmiał się pokazując palcem na zapłakaną Hailie, która też delikatnie zaśmiała się pod nosem.

Puściłem bardzo niechętnie Willa i wpuściłem ich do środka. Gdy tylko zobaczyłem kolejne łzy lecące z oczu mojej siostry od razu ją przytuliłem. Potrzebowałem teraz bliskości a nie ma tu nigdzie mojego bliźniaka. 

- Będzie dobrze młoda. Musimy być twardzi dla Shane'a. - mówiłem do niej jak do małego dziecka.

- mhm - mruknęła mocniej mnie przytulając. Wziąłem ją na ręce i poszedłem do salonu gdzie była reszta mojego rodzeństwa.

- Jak to się stało? - Odezwał się Vincent swoim typowym lodowatym głosem jak mnie zobaczył.

- Nie chcę o tym gadać. - wytłumaczyłem a z moich oczu poleciały kolejne wodospady łez. Gdy zobaczyła to moja mała siostrzyczka mocno mnie przytuliła.

- Dobrze. W jakim szpitalu jest Shane? - spytał Vincent podchodząc do mnie i Hailie.

- W szpitalu na ulicy  __ __ __ __
- Odpowiedziałem. Niechętnie puściłem Hailie bo mnie o to poprosił.

Jednak tego co się po tym stało nie spodziewałem się nawet w najmilszych snach. Ponieważ poczułem obejmujące mnie ramiona które należały do mojego najstarszego brata. JAK TO MOŻLIWE! VINCE KOGOŚ PRZYTULIŁ BEZ PRZYMUSU! Może ten uścisk trwał zaledwie kilka sekund. (Ok. 10 s) Dla mnie było to coś czego potrzebowałem chociaż nawet nie umiałem o tym pomyśleć.

- Chcesz teraz jechać do szpitala czy odpocząć Tony? - spytał Will

- Chcę zobaczyć co u Shane'a. - powiedziałem. Nie było innej opcji. Musiałem jechać do szpitala.

- Jadę z Tony'm! - krzyknął Dylan zabierając jedną parę kluczyków z dwóch znajdujących się na szafce w przedpokoju.

- Wporządku. To Hailie jedziesz ze mną i Will'em. - zarządził Vincent

- Okej. - odpowiedziała.

Wyszliśmy pierwsi z domu i zajęliśmy przednie miejsca w aucie. Dylan odpalił auto a ja wbiłem adres szpitala w nawigacje. Mieliśmy około godzinę półtorej do szpitala.

- Zapnij pasy. - rozkazał.

- Po co? - spytałem.

- Zapnij pasy nie chcę aby i tobie się coś stało. - powiedział

- Nie trzeba. - powiedziałem. Nie lubiłem pasów.

Zauważyłem że Dylan podniósł się z swojego siedzenia i zapiął mi pasy.

- A tylko spróbuj je odpiąć podczas jazdy chłopczyku. - powiedział machając mi palcem

- Spoko. - mruknąłem.

- Powiesz jak Shane rozwalił se łeb? - spytał Dylan wyjeżdżając z posesji naszego ojca. Chciał zmienić temat.

- Przyszedł do mnie do pokoju się coś zapytać. I my się o to pokłóciliśmy no i ja za.. - zacząłem opowiadać ale Dylan mi przerwał.

- O co zapytał? - spytał patrząc przez chwilę na mnie ale zaraz znów wrócił wzrokiem na drogę.

- Nie powiesz nikomu? - spytałem a w moich oczach na samo wspomnienie pojawiły się łzy.

- Nie. Młody o co spytał? - Powiedział odrywając jedną rękę od kierowcy i poczochrał mi włosy. - Mi możesz wszystko powiedzieć. - dodał kładąc dłoń znów na kierownicy.

Chwilę zajęło mi zastanowienie czy na pewno powinienem mu to mówić.

- No młody dawaj. - powiedział Dylan

- Spytał czy powinien się zabić. - powiedziałem po chwili ciszy.

Spojrzałem na chłopaka oglądając jego reakcje na moje słowa. Jego dłonie mocniej zacisnęły się na kierownicy i poczułem jak zwolnił. Zjechał na jakieś pobocze i zatrzymał się tam. Gdy wyłączył auto odetchnął z dziwną ulgą. Spojrzał na mnie tym bez dusznym spojrzeniem, które w pewnym stopniu przypominało mi Vincenta. Ale nie do niego to nikt nie ma podjazdu.

- O co spytał? - powiedział głosem wyprany z jakich kolwiek emocji.

- Przyszedł zapłakany do mojego pokoju i spytał czy powinien się zabić. - wytłumaczyłem

Mój starszy brat odwrócił odemnie wzrok i spojrzał prosto przed siebie w jakiś losowy las. Patrzył chyba na palmę ale nie mam pojęcia.

-  Kto nagadał mu takich głupot. - wyszeptał po czym mocno uderzył w kierownicę co spowodowało włączenie klaksonu w aucie.

- O to się z nim właśnie pokłóciłem. - powiedziałem.

- Co było dalej? - Spytał.

- Zacząłem nim potrząsać aby przestał mnie ignorować i mu się chyba zakręciło w głowie bo się przewrócił a potem uderzył głową o szafkę. Potem przyjechało pogotowie - Opowiedziałem i zauważyłem że kiwnął lekko głową.

- Jedziemy. - powiedział po długiej chwili niezręcznej ciszy. 

Odpalił auto. Kończąc nasza poważną rozmowę odbywającą się na poboczu.

- Masz zapięte pasy? - spytał wyjeżdżając na drogę. Spojrzałem na dół i zauważyłem że są zapięte.

- Tak. - powiedziałem. Widziałem że Dylan popatrzył się jeszcze na mnie aby się upewnić czy nie kłamie. A potem w ciszy pojechaliśmy do Szpitala w którym leżał nasz brat.

__ __ __ __ __
Heja moi mili! Dziś torturuje was tym rozdziałem. Mam nadzieję że się spodoba. Miłego dzionka!

Pomysły > > > > >

880 słów.

RODZINA MONET - Smutna historia Shane'a Moneta. Where stories live. Discover now