#13 Moja krew na jego ręce.

915 37 26
                                    

Oczywiste było to że nie mogłem powiedzieć kto mi to powiedział. Wrzucili by mnie do jakiegoś psychiatryka bez żadnego pytania. Albo gorzej. Tylko czym jest to gorzej. Nie wiem ale z tyłu mojego mózgu z tego ciemnego i strasznego tyłu mojego mózgu jest ta gorsza możliwość. Zauważyłem że ojciec odpalił cygaro i wyszedł z domu po chwili zauważyliśmy że idzie na plażę.

- No odpowiedź do cholery! - krzyknął Tony któremu pościly już na mnie nerwy.

- Miały rację.. - wyszeptałem.

Miały rację to ja tu jestem problemem. I to może ja potrzebuję pomocy. Ale nie mam żadnej możliwości aby chociaż spróbować poprosić moich najbliższych o jakąkolwiek pomoc.

Chłopak złapał mnie za ramiona. Nie zdążyłem się sprzeciwić bo zaczął mną potrząsać. Tak abym zwrócił na niego jaką kolwiek uwagę. Jednak niezbyt trafne w tej chwili zawroty głowy i nie jakoś mocno stabilny chwyt brata sprawiły że się przewróciłem. Niestety na nasze szczęście którego nigdy nie ma gdy jest akurat potrzebne uderzyłem głową o szafkę stojąca za mną.

- Kurwa! - krzyknął Tony jak usłyszał mój syk z bólu. 

Chłopak cały pokryty tatuażami nie zdążył zareagować. Kucnął obok mnie i posadził mnie tak abym opierał się o ścianę. Położył mi znów jedną rękę na ramieniu a drugą złapał moją brodę i poniósł mi głowę.

- Shane?! Słyszysz mnie!? - krzyczał do mnie a ja delikatnie kiwnąłem głową. - Co cię boli? - spytał

- Tył głowy  - wyszeptałem z chrypą.

- Okej. - chłopak delikatnie dotknął tyłu mojej głowy na co na mojej twarzy pojawił się grymas z bólu, więc szybko zabrał rękę z tamtąt.

Mój brat wyjął telefon i zadzwonił po pogotowie.

- Dzień dobry nazywam się Anthony Monet proszę przyjechać mój brat uderzył się o szafkę. Ma rozcięty tył głowy. - zaczął spanikowany.

- Jesteśmy w willi na ulicy __ __ __ __
- wytłumaczył

- Dobrze dziękuję. - powiedział i się rozłączył

Gdy odłożył telefon znów na mnie popatrzył. Moje oczy a raczej powieki zrobiły się nagle bardzo ciężkie. Tony chyba zauważył moją niebezpieczne wielką senność.

- Nie Shane! Nie zamykaj oczu! Patrz na mnie! - krzyczał do mnie.

- Nie dam rady. - wysapałem ciężko.

- Dasz patrz na mnie! Zaraz będzie pogotowie! Proszę Shane Kurwa patrz na mnie! Błagam nie zamykaj oczu do jasnej Cholery! - krzyknął.

Moje oczy coraz bardziej się zamykały. A ja robiłem się coraz bardziej zmęczony. Coraz ciężej było mi złożyć myśli w jednym miejscu. (Skupić się na jednaj czynności).

- Shane proszę! Jeszcze chwila! Błagam!  - powiedział a z jego łez leciały oczy.

- Przepraszam - powiedziałem bardzo jeszcze bardziej sennym głosem.

- Błagam! Mam pomysł opisz mój ubiór. - krzyknął

Jednak i to nie za dobrze mi się teraz  udawało. Ostatnią rzeczą jaką widziałem za nim odpłynąłem była moja krew na jego ręce którą machał chaotycznie przed moimi oczami aby zrobić cokolwiek bym nie zasnął.

Pov. Tony.

Gdy zauważyłem że Shane zemdlał przeklnałem chyba wszystkie przyszłe pokolenia ratowników którzy tu jeszcze nie przyjechali.

- Shane proszę obudź sie! - krzyknąłem w panice. Gdy mój brat zsunął się na podłogę z jego ust leciała krew. Gdzie do cholery jest tata!

- Gdzie do Jasnej cholery jest to jebane pogotowie kurwa! Szmaty przyjedźcie tu szybciej! -

Po około 5 minutach do drzwi zapukali ratownicy. Po sprawdzeniu tętna i zrobieniu tych wszystkich durnych rzeczy które robi się jak ktoś rozbił sobie głowę zabrali Shane'a.

- Proszę zadzwonić po kogoś dorosłego. - powiedział lekarz jak wsiadali do karetki. Te słowa dotarły do mnie dopiero jak karetka odjechała i zniknęła za zakrętem jednej z ulic. Szybko wyjąłem telefon i wybrałem numer do Vincenta.

- Halo Tony? - usłyszałem głos Willa po drugiej stronie.

- Will? Gdzie Vince? - spytałem drżącym głosem.

- Jest teraz zajęty. Co się dzieje? - powiedział.

- Shane jest w szpitalu. - wyszeptałem przerażony.

- Co.. - jego głos nie pozwolił mu dokończyć jednak po chwili odzyskał tą możliwość - co się mu stało?

- Lekko się pokłóciliśmy i tak jakby potrząsnąłem nim i się przewrócił - wytłumaczyłem szybko drapiąc się po karku jedną ręką.

- Będziemy za 4 godziny. - powiedział po chwili ciszy.

- Mhm. - Telefon wypadł z moich rąk. Drżały one bezlitośnie więc dłuższe utrzymanie go było niemożliwe.

- Co to był za huk? - usłyszałem głos Willa przez to że przy zdarzeniu włączył się głośnomówiący.

- Telefon mi wypadł. - powiedziałem po przetworzeniu z milion razy jego słów w głowie.

- Nic ci nie jest? - spytał.

Nie odpowiadając usiadłem obok leżącego na podłodze telefonu i oparłem się o swoje łóżko.

- Wszystko okej? - usłyszałem znowu.

- T-tak. - powiedziałem drżącym tonem.

- Co się dzieje Tony? - spytał z troską w głosie.

- Chcę do Shane'a. - rozpłakałem się jak małe dziecko.

- Tony słyszysz mnie!? - usłyszałem krzyk z telefonu.

- Mhm - mruknąłem przez łzy płynące ciągle po moich policzkach.

- Przyłóż sobie rękę do klatki piersiowej. - rozkazał. - Policz do dziesięciu i ile razy podniesie się klatka piersiowa.

- 10 - powiedziałem

- Dobrze spróbuj brać rzadziej oddech. Pomyśl o czymś miłym. Policz do piętnastu.

Próbowałem skupić się na czymś miłym. Zagłębiałem się w głąb mojego umysłu. Moja wyobraźnia stworzyła obraz mojego bliźniaka w głowie. Otworzyłem wszystkie nasze wspólnie spędzone chwile. I te dobre i te złe.

- Shane.. - powiedziałem niekontrolowanie.

- Tak Shane! Co lubisz w Shane'nie? ¿?
- załapał.

Co ja lubię w Shane'nie. Wszystko!

- Wszystko - wyszeptałem.

- Odtwórz jakieś wspomnienie Tony. Musisz się uspokoić.

Przypomniało mi się jak mieliśmy iść z Dylanem na pierwszą imprezę, ale uciekliśmy się z parkingu. Poszliśmy wtedy do naszego kolegi na czternaste urodziny. Pamiętam też jak ukradliśmy jego ojcu wino z barku. Musiałem potem przynieść Shane'a do domu i chronić go przed Vincentem. Miał potem kaca stulecia. Uśmiechnąłem się na samą myśl.

- Dasz sobie już radę? Muszę iść do Vincenta. - powiedział po chwili.

- Tak. - powiedziałem spokojniej

- Dobra będziemy niedługo. - powiedział i się rozłączył

__ __ __ __ __
Hej moi mili! Dziś będzie taki rozdział! Mam nadzieję że się spodoba. Macie może jakieś pomysły bo tracę trochę wenę a nie chcę przerwać pisania tej książki regularnie. Miłego dzionka!

935 słów.

RODZINA MONET - Smutna historia Shane'a Moneta. Where stories live. Discover now