10.NAJWAZNIEJSZA MISJA

16 1 0
                                    

Rano obudziłam się pełna energii. To wcale nie dlatego, że miałam sto procent na egzaminach, tylko dlatego, że nie ma już w tym domu osób które mają problemy, tata i mama są szczęśliwi, Jake jest pełnoletni, Jacob wyszedł z pokoju od roku, a Connor żyje tak szczęśliwie jak żył już zawsze. No i ja, też byłam szczęśliwa. Wiele nauki nie poszło na marne.
- Jutro już bal - myślałam tak przez chwilę, póki nie przyszedł mój brat,Jacob.
- Co ubierasz na bal?
- Złotą sukienkę - odpowiedziałam monotonnym głosem, znudzona zbędnymi pytaniami.
- Ale cacko! - krzyknął mój brat, widząc sukienkę która wisiała na drzwiach do garderoby.
Bal, opóźniony był o miesiąc, bo klasy nie potrafiły się umówić na konkretną godzinę i dzień.
Tego dnia, w moim pokoju miałam cały czas otworzony balkon i wszystko się wietrzyło. Robiłam tak zazwyczaj, gdy chciałam by mój pokój sprawiał wrażenie czystości. Bez tego ani rusz.
Zadzwonił telefon.
- To ja idę - szepnął mój brat, na znak brzęczenia mojej komórki.
Dzwonił Leo. Zastanawiałam się czy odebrać, bo ostatnio w szkole przez niego płakałam, bo zauważyłam go z Vanessą.
Odebrałam.
- Hej. Gotowa na bal? - zapytał, gdyby nigdy nic.
- Co? - spytałam trochę żałośnie.
- No...pytałem się. Czy gotowa jesteś już na bal?
- To o której on jest? Ja słyszałam ze o szesnastej! - podniosłam się do pozycji stojącej.
- Jest o czternastej. Za godzinę,Maya.
- Oh,boże, Leo...dziękuje. Nie wiedziałam. Muszę się ogarnąć. Pa! - wrzasnęłam i się rozłączyłam.
Szykowałam się bardzo szybko. Madison pomogła mi w fryzurze i zapięła mi sukienkę. Suknia była jak do ślubu, długa i błyszcząca. Lśniła niczym biżuteria. A propos.Madison pożyczyła mi swoją biżuterię i buty, bo moje okazały się być za małe. Ależ to był okropny czas. Musiałam się spieszyć, a zarazem pięknie wyglądać.
W końcu nadszedł czas,na wyjechanie. Bal był bardzo blisko nas, więc z reguły mogłabym tam dojść, ale padało to po pierwsze, a po drugie, wyglądałabym jak uciekająca panna młoda ze swojego ślubu. Więc najlepszym rozwiązaniem, było pojechać z Madi.
- Jak się czujesz? - zapytała Madison, patrząc prosto na drogę, bo inaczej nie szło z nią rozmawiać. To z powodu tego, iż jechała bardzo czułym autem, czułym charakterem, na co wypadało uważać.
- A jak powinnam? - zaśmiałam się, patrząc w boczne okno.
- Czuje się dobrze - kontynuowałam, gdy zobaczyłam że mina Madison nie była najlepsza. To do niej nie pasowało. Była średnio wysoką kobietką, która miała blond włosy i piękne niebieskie oczy. Najwidoczniej po niej Jacob miał tak cudnie wypastowane oczka.
- Słuchaj. Musisz pilnować Jacoba. Nie może się zakochać,tak? Jeśli się zakochuje, zazwyczaj ktoś go rani. Wtedy popada w depresje, tak? - zaczęła.
Serce mi stanęło. Czyli to oznaczało, że wcześniej Jacob się we mnie zakochał na tysiąc procent. Ja nie chciałam z nim być, bo miałam dużo na głowie. Zraniłam.Go. A on popadł w depresje.
- Mhm...
- Okej. Teraz najważniejsza misja. Musisz udawać jego dziewczynę. Tylko mu powiedz. Żebyś odstraszała każdą dziewczynę. Jeśli będzie się z kimś całował, podejdź i daj z plaskacza tej dziewczynie. Dokładnie tak, jak potraktowałaś Ginę, Ok?
- Jasne,Madi.
Tak naprawdę, nie wiedziałam co się ze mną dzieje.

Naucz mnie żyć Where stories live. Discover now