9.TAK,JACOB?

15 1 0
                                    


Przez cały maj, kupowałam ubrania, sukienkę na bal, książki i nowe podręczniki do nauki. Dbałam o spanie i dobre jedzenie, bo bez niego nie miałabym takiej energii. Zadbałam o pokój, by tata nie musiał wydawać już tysięcy na sprzątnięcie mojego pokoju. Wszystkie rzeczy zapisywałam systematycznie w kalendarzu. Relacje z braćmi nie były najgorsze, a z mamą bardzo dobrze się dogadałam. Złapałyśmy wspólny rytm życia. Egzaminy napisałam na tyle, ile potrafiłam i złożyłam wnioski do nowej szkoły. W szkole, nie miałam kontaktu z Leo, co bardzo mnie bolało, ale z czasem się przyzwyczaiłam, do tej cudnej wolności od wszelkich związkowych afer. W pokoju ćwiczyłam ruchy na finałowe przestawienie ósmych klas. Miałam zatańczyć z Leo, bo tak sobie ustaliliśmy w marcu. Nic się nie mogło już zmienić i niestety, musiałam tego dokonać. W lipcu miały przyjść na mojego E-maila wyniki z egzaminów, a pod koniec lipca informacja z nowej szkoły.
     Najgorszą jednak zaletą tego bogatego świata było to, że Jacob popadł w depresje. Tłumaczył się, że to zmiana klimatu i to tylko chwilowe, ale nie mówił prawdy i zaczął chodzić na terapię. Wspierałam go, jak bardzo mogłam. Magia która ciągnęła go do mnie już dawno prysła. Nie czułam się dobrze, gdy wiedziałam że wbiłam nóż w plecy Jacoba.
W końcu nadszedł dzień, w którym dostawałam wyniki. Cała rodzina zbiegła się do komputera, no nie cała, bo Jacob nie przyszedł, ale nie byłam na niego zła, bo wiedziałam przez co przechodzi. Przechodziłam przez coś takiego, gdy zmarła mi mama.
- Pokazuj! - wrzasnął z ekscytacji Connor.
Za rok to on będzie miał wyniki z egzaminów i też chciał wiedzieć, w jaki sposób to wygląda.
Zamarłam.
Ze wszystkiego miałam sto procent!!! Nie potrafię opisać tego, co wtedy się działo. Zaczęłam skakać z radości, przytulać się do każdego i z pełnej życia ekscytacji pobiegłam do Jacoba.
- Jacob! Mam ze wszystkiego sto procent!
- Gratulacje, siostro - puścił mi oczko, lekko się uśmiechając.
-  A ty? Tobie jak? Poszło w sensie.
- Z matmy osiemdziesiąt, z angielskiego dziewięćdziesiąt siedem i z polskiego siedemdziesiąt. Nieźle, co nie?
- Czad! Nie wiedziałam ze tak dobrze ci pójdzie! - uśmiechnęłam się szczerze.
- Maya? - zapytał cicho.
- Tak,Jacob?
- Dziękuje. Uwielbiam cię - powiedział i podszedł, pełen uśmiechu i mnie przytulił. Coś niesamowitego, widzieć znów go w kolorach tęczy. Posprzątał w końcu pokój i ubrał normalne ubrania, czyste i wyprasowane. Buty miał wypastowane i elegancko, równo ułożone włosy.
- Uratowałaś mnie. Dzięki tobie, zrozumiałem, że da wyjść się z samego dołka.

Naucz mnie żyć Where stories live. Discover now