Rozdział 5. Mój trzeci dzień ciemności

4 0 0
                                    


Czwartek

– Kapłan? – parsknęłam. Nie sądziłam, żeby ktoś taki jak Obałel nadawał się na przewodnika duchowego. – Anioł? – parsknęłam po raz drugi, ale tym razem poczułam strach. Nie potrafiłam obalić faktów: spotkaliśmy tego samego faceta w dwóch różnych miejscach, i to dzień po dniu. – Łysy Franek, dziwny koleś, ale... O rany! – niemal krzyknęłam, gdy zobaczyłam pod mikroskopem próbkę wody. – To są żywe tkanki! Ja pierniczę! Nie, to jest niemożliwe!

Zaczęłam kolejno robić następne próbki, ale z różnych butelek. Ciągle wychodziło to samo! To nie był przypadek czy zanieczyszczenie wody. Użyłam w końcu aparatury do wykrywania DNA roślin i zwierząt. Włożyłam próbkę i spojrzałam na odczyt.

– GATUNKU NIE WYKRYTO – przeczytałam i zaczęłam kolejno włączać następne parametry. To nie były tkanki zwierzęce czy roślinne. To były tkanki tego czegoś, dokładnie tego, co umiejscowiłam aż 10 razy z rzędu na szkiełku!

– To coś żyje! Ale co jest?!

Nie mieściło mi się w głowie to, że coś martwego może mieć żywe tkanki!

– Lekarstwo bogów – nazwałam w końcu po imieniu ten cud, którego dotykałam własnymi rękoma. Woda ze źródła uleczyła mnie, bo miała w swoim składzie żywe tkanki?!

Musiałam przekonać się na własne oczy! Przerwałam liść świeżo zerwanej rośliny i umiejscowiłam go razem z wodą między szkiełkami, tak żeby przerwane krawędzie były blisko siebie, aby mogły się zrosnąć. Przez chwilę byłam rozbawiona tym co robię, ale jak w końcu zobaczyłam pod mikroskopem to, co ta woda potrafi zrobić...

Poderwałam się z krzesła i zbliżyłam do łóżka, gdzie leżała moja saszetka do zapinania na biodrach. Chciałam zadzwonić do Julka, ale szybko przekonałam się, że telefonu tam nie ma! Krótkofalówka nie miała tak dużego zasięgu, przecież już ruszyli do bazy. Z resztą i tak była zepsuta. Zaczęłam kopać po moich rzeczach, żeby znaleźć komórkę.

– Nie ma! No nie ma! Musieli mi nie dać, albo zgubili po drodze.

Zrezygnowana usiadłam do stołu z notesem i ołówkiem, aby zapisać wszystkie swoje spostrzeżenia. Zeszło mi z godzinę.

– Jak tam? – zapytał Obałel, gdy pięć minut później wszedł do domku.

– Miałeś rację, to woda uzdrawiająca – powiedziałam do niego podekscytowana.

– Ja coś takiego mówiłem? – zaśmiał się. – Sama to powiedziałaś.

Wiedziałam, że się przekomarza.

– Dobra, dobra! Wiedziałeś co mi podać, jak się dusiłam.

Uśmiechnął się zabawnie, podszedł do stołu z kiścią liści i położył je na stole. Do liści przymocowane były jakby korzenie pietruszki. Z tym, że te były wykręcone spiralnie.

– Podjechałem se rowerem do sąsiada i patrz, co mi dał!

– Co to jest?

– Smak ananasa, konsystencja marchewki... – Zrobił minę myśliciela. – Ale to chyba warzywo.

– Co z tego ugotujesz?

– Dodam gotowanych ziaren z wrednej trawy, co pożarła mi dom, a jak! Trzeba pomścić chatynkę babuni! – Zaśmiał się. – Będzie jak grysik z musem owocowym!

– Pomóc ci?

Spojrzał na mnie zdumiony.

– A mało masz pracy?

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jun 11, 2023 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

NOWY EDEN Powrót Raju utraconegoWhere stories live. Discover now