ZESZYTY OBAŁELA Dzień drugi ciemności

5 0 0
                                    


Dzień drugi ciemności

Głęboko wzięłam sobie do serca jego słowa dotyczące czytania zeszytów. „Czym szybciej to zrobię, tym szybciej zaprowadzi mnie do tych ludzi!" Mimo późnej pory i niezbyt dobrych warunków, otworzyłam zeszyt na kolejnym wpisie.

Co było drugiego dnia? Trochę się porobiło! Tak mi się cholernie nudziło w tej mojej ciemnej jamie, żem się wybrał na spacer po wsi, co by jakiego sąsiada spotkać i zapytać co tam. Wziąłem se latarkę, bo ze sklepu zarąbałem baterie. Ledwie wyszedłem, a wlazłem w trawę! Kurde, urosła znowu, chociaż przecież wczorajszego dnia wyciąłem ją do pnia.

– Co jest, ku*wa!? Ktoś se jaja robi?!

Machnąłem w końcu na to grabą i poszedłem. Idę, idę, idę... ale ludzi nie ma. Co więcej?! Chałupy poginęły w trawsku, co się wszędzie rozsiało! Z ciekawości se zajrzałem do Mikołaja Wilczka, tego co sobie ze mną czasem piwka pod sklepikiem chlapnie. Chodzę po tej trawie, chodzę i chodzę...

– Ku*wa, chałupa Wilczka zniknęła! No niemożliwe!

I nie znalazłem. W szoku byłem, ale poszedłem se dalej, żeby sprawdzić, czy inne domy stoją. Zniknął dom Pabisiaków, Kurowskich, Zawadów i Krysiaków. Przyznam, że nieźle mnie to wydygało, aż mi się do domu zachciało wrócić. I pewnie bym zawrócił, gdybym płaczu dziecka nie usłyszał.

– Duch, czy ki pieron?! – przestraszyłem się nie na żarty, że ktoś coś dziecku robi!

W krzaczorach znalazłem duży kij, taki drągal, żeby nim w razie czego przywalić zbójowi. Poszedłem za głosem dziecka...

Doszedłem do Malinowskich. Z duchem na ramieniu wszedłem przez drzwi do środka i poszedłem do salonu. Wszystko tam było takie poprzewracane i zaśmiecone, jakby jaka trąba powietrzna przeszła!

– Halo, jest tu kto?! – krzyknąłem. – Dziecko! Jesteś tu?!

Cisza była dosyć długa, aż się przestraszyłem, że mi ta nalewka miętowa od Misiakowej zaszkodziła. Wróciłem na korytarz i przyświeciłem na schody. Aż mnie pierun przeszedł, jak zobaczyłem dziecko siedzące na schodach. Wtedy mi się taki wstrętny horror przypomniał, co tam takie dziecko straszyło.

– To ty tak płaczesz? – zapytałem cienkim głosikiem, ale nawet nie drgnąłem.

To była dziewczynka ubrana w piżamę. Popłakiwała cichutko do swojego misia.

– Ja... ja chcę do mamusiii – zawyła przeciągle.

To mnie za serce tak wzięło, że nie mogłem. Rzuciłem debilne brednie za siebie i podszedłem do niej.

– Gdzie są twoi rodzice?

– Mamusia wyszła razem z tatą i takim panem. On powiedział, że mam tu czekać... Jestem taka głooodnaaa... – znowu szloch.

– Jak ci na imię?

– Małgosia.

– Ile masz lat?

– Osiem.

– Posłuchaj mnie, być może znajdziemy twoich rodziców, ale nie teraz. Zaprowadzisz mnie teraz do swojego pokoju, zabierzesz z sobą swoje rzeczy i pójdziemy do mnie.

– Boję się.

– Nie bój się, ja jestem Faust. Mieszkam na początku wsi. Znam z widzenia twoich rodziców, choć nigdy nas sobie nie przedstawiono. Chcę ci pomóc, naprawdę. Wierzysz mi?

NOWY EDEN Powrót Raju utraconegoWhere stories live. Discover now