Rozdział 2. W chacie Obałela

16 0 0
                                    

Środa

Wyszedł na coś w rodzaju prowizorycznego balkonu zrobionego z gałęzi, i gwizdnął na dwóch palcach tak, że aż echo poniosło się po lesie. Ciekawa tego, jaki efekt przyniesie ten hałas, powstałam i zbliżyłam się ku drewnianym drzwiom, zrobionym z plecionych gałązek. Nagle, nie wiadomo skąd pojawiła się mała istota. Zeskoczyła z zadaszenia nad balkonem i zatrzymała się na poręczy. To była śliczna, szara małpka! Z wrażenia otworzyłam usta.

– Fiki-miki, przynieś mi kilka tych owoców z sokiem. Mamy gościa – powiedział do niej, pogładził ją delikatnie po główce, a później na otwartej dłoni podał jej jakieś suszone, czerwone owoce. Małpka zjadła kilka, zaskrzeczała, po czym łapkami uwiesiła się pnącza, łączącego drzewo-dom z sąsiadującym drzewem. Puściła się biegiem przez ten wiszący na wysokości dziesięciu metrów, naturalny mostek i po chwili już jej nie było widać. Nie potraktowałam słów Obałela na poważnie. „Przecież zwierzęta nie rozumieją tego, co do nich mówimy, a jeśli już coś, to tylko proste komendy."

– A zatem – zwrócił się ku mnie – jesteś Weroniko...

– Wer! – poprawiłam go.

– Wer. Jesteś zatem badaczką?

– W rzeczy samej.

– Yhmmm, i co chcesz tutaj badać? – zapytał, jakby nie było to oczywiste.

– Wszystko. To co się stało, cały ten las i energia, to wszystko wymaga zbadania i opisania.

– Naukowcy tłumaczą to sobie na swój sposób, to, jak to ładnie nazwałaś: „wszystko". Ale prawda jest inna, wykraczająca poza logikę i wszelkie schematy. Nie poznają jej ci, którzy nie uwierzą. – Zabrzmiał mi jak jakiś prorok. – Usiądź, Wer. Fiki-miki trochę zejdzie, bo drzewo z owocami jest kilometr stąd, a ona jest malutka. Po drodze musi pokonać kilka przeszkód.

Usiadłam znów do prowizorycznego stołu, skleconego z powyginanych gałęzi, a Obałel usiadł naprzeciwko mnie.

– A pana zdaniem co się stało?

– Mówią, że to wielki meteoryt przysłonił słońce na siedem dni i nocy, że przepłynął sobie od tak pomiędzy Słońcem i Merkurym, co spowodowało zmiany klimatyczne i... przebiegunowanie ziemi? Dobrze pamiętam?

– Tak, właśnie tak było.

– A my tutaj wiemy swoje i kogokolwiek pani zapyta, powie pani to samo.

– To znaczy co?

– Że to siły nadprzyrodzone.

– Ja nie wierzę w takie rzeczy. Badam fakty a nie słowo.

– Nawet jeśli to słowo potwierdza wielu świadków?

– Panie Obałel, niech mi pan opowie, co się działo tutaj przez tych siedem dni i nocy. Ja wszystko zapiszę, a później zaprowadzi mnie pan do innych ludzi.

– Oni nie rozmawiają z obcymi, trzymają się swoich domów. Boją się, choć przecież minęło już kilka miesięcy od czystki... – wtedy jakoś umknęło mi to słowo: „czystka". Puściłam je mimo uszu, bo co niby miałoby znaczyć?

– Może przekona ich pan, żeby ze mną porozmawiali?

– Nie wiem – zaczął dumać. – W wiosce została gromadka dzieci, troje starszych ludzi i ja. Po tym wszystkim napłynęło jeszcze kilku z zewnątrz...

Przypomniałam sobie, że pan Staszek z Karolinki wspomniał o podobnej proporcji osób starszych i młodszych, którzy pozostali w jego wsi.

– Ilu dokładnie was zostało po tym wszystkim? Nazwijmy to teoretycznie: końcem świata.

NOWY EDEN Powrót Raju utraconegoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz