– To ja już sobie pójdę. Proszę nie wzywać policji – mruknął Aleks, próbując uniknąć błagalnego tonu w głosie.

Kobieta otworzyła szeroko niebieskie oczy, po czym ryknęła śmiechem.

– Policji? No co pan! – pokręciła głową z niedowierzaniem. – Ale proszę mi powiedzieć, czemu próbował pan się tu włamać.

Aleks przełknął ślinę. Ostatnie zdanie kobieta wypowiedziała poważnym, rozkazującym tonem. W sumie, czemu miałby kłamać? Jeśli policja go złapie, to żadne wyjaśnienia nie będą wtedy miały znaczenia. Próba włamania. To pozostawało niepodważalne. Czy miał nadzieję, że nikt nie zwróci na to uwagi, zważywszy opłakany stan lokalu? Tak. Czy mimo tego włamanie się tu było złym pomysłem? Również tak.

– Z ciekawości. Chciałem po prostu obejrzeć to miejsce. Zastanawiałem się, co tu było. Codziennie mijam ten lokal po drodze do pracy.

Kobieta zmrużyła oczy.

– Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Pierwszy raz widzę, żeby młodzież z ciekawości włamywała się do ruder.

– To miłe, że ktoś jeszcze uważa mnie za młodzież – wymamrotał Aleks, wciskając dłonie w kieszenie. – Naprawdę już sobie pójdę. Przykro mi, że odciągnąłem panią od pracy.

– Jakiej pracy? – prychnęła. – Mam dwóch albo trzech klientów dziennie, i to przy dobrych wiatrach. Zachciało mi się na emeryturze otwierać kwiaciarnię, to mam za swoje.

Aleks nie miał pojęcia, co odpowiedzieć na takie stwierdzenie. Na szczęście nie musiał w ogóle niczego mówić. Kobieta wskazała podbródkiem w głąb pomieszczenia i powiedziała:

– Myślę, że to miejsce jest przeklęte.

Aleks zesztywniał.

– Słucham? – wykrztusił, zmuszając się, żeby nie wybiec za drzwi. Nie wierzył w duchy, ale nagle dostał gęsiej skórki. – Co ma pani na myśli?

– No to, co powiedziałam, że to miejsce jest przeklęte – westchnęła z nutką poirytowania, która sprawiła, że przez moment pomyślał o Ince. – Zawsze było pełne złej energii, zresztą, mieszkam nad kwiaciarnią od piętnastu lat i wiem, co mówię. Żaden biznes się tu nie utrzymał dłużej niż dwa czy trzy lata, a wszystko tu było: spożywczak, lumpeks, kafejka internetowa, fryzjer, sklep z zabawkami i na końcu antykwariat.

– Może ktoś tu kiedyś umarł – zasugerował Aleks bez przekonania.

– A tam umarł, od razu. – Kobieta machnęła ręką. – Wie pan, co mówią, że jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze i tu chyba było podobnie. Właściciel tego lokalu wołał za niego strasznie dużo pieniędzy, wiem, bo sama chciałam go wynająć. Każdy najemca kończył jako bankrut. Teraz to wszystko odziedziczyło dziecko tego faceta. Stary umarł na zawał kilka miesięcy temu. Może dziedzic czy dziedziczka będą mieć lepsze podejście do tematu.

Aleks naprawdę bardzo nie chciał, ale mimowolnie zainteresował się „przeklętym" antykwariatem. Co szkodziłoby porozmawiać z aktualnym właścicielem?

– A ma pani numer do tego dziedzica?

Kobieta wpatrywała się w niego przez chwilę, nie kryjąc zaskoczenia, aż wreszcie obdarzyła go radosnym uśmiechem.

– A co chciałby pan tu zrobić?

– Cukiernię albo kawiarnię. Lokal, gdzie będę mógł serwować francuskie desery.

Oczy seniorki zrobiły się duże i okrągłe jak bliny, które Aleks zjadł na śniadanie.

– Ależ to wspaniały pomysł! – Przyklasnęła w dłonie. Aleks powstrzymał się od skomentowania, że jeszcze przed chwilą nazwała lokal przeklętym. – Niestety nie mam numeru do nowego właściciela, ale mam numer do poprzedniego i wszystkie dane jego firmy. Chce pan?

Ugotowani [ZAKOŃCZONE]Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu