7. Śnieżny puch

28 1 0
                                    

-Gabrielu, zastanawiam się, czy wiesz cokolwiek o tym miejscu, bo wydaje mi się, że jesteś tu zupełnie nowy...- westchnęłam, zgrabnie upinając koc i starannie układając przekąski w koszyku.

Z kolei on, opierając się o swojego wysokiego rumaka, zapalił papierosa i spojrzał na mnie z pewną nonszalancją, jakby już z góry wiedział, że ma odpowiedź na moje zarzuty.

- Palisz?- zapytałam, po raz pierwszy zwracając uwagę na jego nową nawykową czynność, ale odpowiedzi nie dostałam. Przewróciłam oczami.

- Wiesz, ja tu znam każdy kawałek ziemi, jak własną kieszeń. - zaczął nagle, zwracając na siebie moją uwagę- Przecież praktycznie co roku tu wracam. Te wszystkie kawiarnie, knajpy i nawet ukryte bary są mi bardzo dobrze znajome.

Nie mogłam oprzeć się uśmiechowi, kiedy zobaczyłam jak szybko zbliża się do mnie, gotowy do pomocy z pakunkami.

- Pozwól, pomogę...- oświadczył, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, już chwytał kosz i koc z moich rąk, ostrożnie umieszczając je na siodle mojej klaczy.

-Co ty...?- zaskoczona wybełkotałam, ale on przerwał mi dalsze pytania.
- Ona jest przeładowana- zauważył nie spuszczając wzroku z mojego konia.
Ja również odwróciłam się do mojej niedawno poznanej przyjaciółki. Nie mogłam się oprzeć uczuciu współczucia, gdy po raz pierwszy w moim życiu ostatecznie przyznałam, że Martìnez miał rację.

- Chodź... - usłyszałam ciepły, łagodny głos tuż przy moim uchu i poczułam jak Gabriel chwyta mnie za rękę. Nie stawiałam oporu. Podniosłam się z łatwością, a on posadził mnie na koniu, po czym sam zajął miejsce tuż przedemną.

- Musisz mi teraz obiecać, księżniczko, że będziesz trzymać się mnie bardzo mocno.- oświadczył całkiem poważnie, Gabriel. Byłam nieco zaskoczona, dlatego bez żadnego narzekania skinęłam głową, oddając mu do zrozumienia, że doskonale go rozumiem i nie musi powtarzać mi tego drugi raz.

-Nie słyszę. - upomniał mnie, gdyż wyraźnie nie wystarczał mu mój gest niewerbalny.

-Obiecuję. - przyrzekłam szeptem, a jego uśmiech sprawił, że zapomniałam nawet o resztkach niepewności.

Ruszyliśmy w drogę. Na początku zupełnie wyleciało mi z głowy to, co mówił wcześniej, jednak po chwili zdałam sobie sprawę z błędu i impulsywnie oplotłam go rękoma w talii. Chociaż nie zobaczyłam jego reakcji, byłam pewna, że momentalnie rozbłysnął uśmiechem.

Właściwie, to bałam się strasznie, że nasza krótka, a jak dotąd jedyna wyprawa z Gabrielem zakończy się katastrofą lub nawet śmiercią jednego z nas. Trzymałam go więc mocno, aż poczułam, że się zatrzymaliśmy.

Jazda konna z nim była jakby inną wersja bólu. Gdy masz cały czas zamknięte oczy z obawy, że gdy je otworzysz, będzie za późno, nawet urok wiatru we włosach zamienia się w koszmar. Kiedy natomiast prędkość definitywnie przekracza 80 km/h, czujesz się jak w pułapce.

Oczy otworzyłam dopiero, gdy słońce zaświeciło mi prosto w twarz, a drzewa zamieniły się w budynki i sklepy. Byłam w szoku, gdy zauważyłam, że jesteśmy już w porcie przybrzeżnym. Poluzowałam uścisk, co od razu zauważył Gabriel.
-Wszystko w porządku? - spojrzał na mnie ukradkiem.
- Mhm. - mruknęłam.

W niedługim czasie zatrzymaliśmy się również przed jedną z tutejszych kawiarenek. Zeszliśmy z koni i przywiązaliśmy je do słupków latarni.

- Spodoba Ci się, zobaczysz. - wyszeptał mi do ucha Gabriel, widząc moją zmieszaną minę.

- Możliwe. - odpowiedziałam cicho.
Chłopak puścił mi oczko, po czym pociągnął za klamkę od drzwi wejściowych i otworzył je przede mną. Zaśmiłam się i skinęłam głową w podziękowaniu. Miło z jego strony.

To nie fairWhere stories live. Discover now