Rozdział 4. Cud codzienności

Zacznij od początku
                                    

– Tu masz wszystko, czego ci potrzeba. – Podał mi bagaż. – Ten starszy powiedział, że zbada faunę, ale ty musisz prześwietlić całą florę. Tak mi powiedział. Mam ci w razie czego poprzynosić jakieś rośliny z okolicy... Wer, co ci?

– Nic – otarłam łzę wściekłości. Znów ktoś zostawił mnie samą, zawsze tak było. Jak nie rodzice, to koledzy...

– Przecież widzę.

– Nic mi nie będzie. – Zbliżyłam się do niego, aby zabrać od niego torbę. Odegnałam precz moje smutki, żeby się nade mną nie litował.

– Przecież widzę, że coś nie gra – drążył nieznośnie. Odebrałam bagaż i położyłam go koło stołu. W środku znajdowały się zapewne próbki i pozostały sprzęt.

– Pomożesz mi? – zapytałam już całkiem stabilna emocjonalnie.

– Jasne! Czego ci trzeba?

Odwróciłam się ku niemu i zaczęłam wyliczać:

– Potrzebuję czystej wody, nowych próbek, światła i kawy.

– To da się załatwić, ale kawa... No dobra, niech stracę! Mam ją na czarną godzinę, bo w paczkach mało dali, ale co tam! Jak się ma takiego wyjątkowego gościa, to nie ma co oszczędzać! Zaraz będzie kawa prze pani! – zaczął się wygłupiać jak chłoptaś. W tej chwili jego obecność podziałała na mnie kojąco. Miał w sobie tyle optymizmu i chęci do pracy. Pomyślałam, że jakoś dam sobie radę sama, jak zwykle.

– Doskonale! – podsumowałam, po czym zajęłam się rozkładaniem sprzętu. Miałam zamiar później zadzwonić do kolegów, aby zapytać ich, co się do diaska dzieje!

WYNIKI PIERWSZYCH BADAŃ ROŚLIN Z PUSTEK

Zbadano gatunki jeszcze niesklasyfikowane, pełne różnych składników odżywczych – nic nadzwyczajnego. Wszystkie wykazują obecność obcego pierwiastka nieznanego pochodzenia. Rośliny są zdrowe, silne, nie noszą żadnych oznak choroby czy uszczerbków genetycznych.

Po zbadaniu „wściekłej trawy" (nazewnictwo regionalne) jednoznacznie stwierdzam, że nie występuje ona w żadnej innej strefie na Ziemi, nawet w równikowej dżungli czy na sawannie. Trawa jest wysoka na trzy metry, ma grube, wąskie, ostre liście i kwitnie na fioletowo. Widoczne na kwiatostanach ziarna są jadalne, tutejsi ludzie robią z nich chleb – z powodzeniem zastępuje on pszenicę. Źdźbła mają kolor jasnozielony, wręcz ostry, maksymalnie podkręcony. Ponoć ich wegetacja odnawia się co kilka tygodni (zeznania świadka). Po przekwitnieniu trawa nie usycha, jest jakby krzewem, który stale ponawia kwitnienie.

Tak brzmiały moje pierwsze zapiski po trzech godzinach pracy. Obałel latał koło mnie jak służący, dbał o to, żeby mi niczego nie zabrakło, aż mi było głupio, że faceta tak wykorzystuję. Najwidoczniej mu to pasowało, bo nie protestował. Prawie nieustannie się uśmiechał!

Gdzieś koło południa udałam się z nim na krótki spacer do źródła. Tym razem szłam tuż za nim, a jego pies szedł przodem.

– Wspominałeś mi o kimś, kto wiedział o moim przybyciu...

– Tak.

– Czy to jakiś miejscowy szaman?

Zatrzymaliśmy się nad źródłem. Jakiś ptak wysoko w koronach drzew dawał popis swojego talentu muzycznego. Odruchowo spojrzałam w górę, aby zobaczyć tego muzykanta, ale był tak dobrze schowany w bujnym ulistowieniu, że dałam sobie z tym szybko spokój.

– Jak daleko jesteś w zeszytach? – odpowiedział mi pytaniem.

– Yyy... teraz będzie trzeci.

– Wiaro, przed tobą jeszcze pięć dni, więc o wszystkim przeczytasz.

NOWY EDEN Powrót Raju utraconegoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz