.5.

97 6 0
                                    

Poranek zaczął się tak, jak zawsze, nic interesującego. Po wstępnym ogarnięciu się postanowiłam pobiegać, przez zapracowanie nie miałam siły nawet o tym myśleć. Przebrałam się w wygodny strój i wybiegłam z bloku. biegłam przez aleję sklepów. W jednym z niech zauważyłam małe torty. Weszłam do środka i kupiłam słodkości, nie miałam zamiaru jeść tego sama. Chciałam dać je chłopakom z okazji premiery ich debiutanckiej płyty. Wstukałam kod do klatki schodowej i wbiegłam na piętro wyżej, położyłam torebkę z niespodzianką na wycieraczce. Po wejściu do mieszkania wysłałam widomość do braciaków, aby wyszli z mieszkania. Przeglądając powiadomienia zauważyłam ogromną ilość połączeń od ojca. Poczułam, jak ze stresy zaczęły mi się pocić ręce. Tak nie powinna wyglądać reakcja człowieka na informację o rozmowie z rodzicem. Niechętnie nacisnęłam numer mojego taty, a w słuchawce słyszałam dźwięk połączenia.

- Witaj Valerio- do moich uszu dotarł poważny głos mojego ojca, przez co przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz.

- Hej- odpowiedziałam niepewnie- nie słyszałam, twoich połączeń- usiadłam przy stole.

- Domyśliłem się cóż, dzwonię, aby zaprosić cię na spotkanie rodzinne- w myślach zadawałam sobie pytanie, dlaczego on zawsze musi być taki poważny i ponury.

- mnie? - nie rozumiem, raz jestem wyrodną córką i nieudaczniczką, a teraz nagle jestem godna na spotkanie. W mojej głowie powstawały przeróżne wymówki, aby się wymigać- kiedy ma się odbyć? -poprawiłam się na krzesełku.

- W najbliższy piątek- w czwartek wyjeżdżamy n a hotel czyli... Jest rozwiązanie, nie muszę iść.

- Przykro mi, ale nie mogę mam wyjazd z pracy- spróbowałam być taka jak mój ojciec, bez żadnych uczuć.

- Z tej twojej pracy co Kasia mówiła- prychnął do telefonu- kto by pomyślał, że wycieczka z patusami i ćpunami będzie nazwana wyjazdem służbowym- moja krew się zagotowała, a moja twarz zapewne była cała bordowa.

- To nie są żadni ćpuni!- krzyknęłam- robią coś innego niż wy, cieszą się tym i zapewniam cię, że zarabiają więcej niż ty, więc nie oceniaj ich- uderzyłam pięścią w stół jadalniany.

- Z niż ton!, zarabiają paplając jakieś głupoty, nie mają co ze sobą zrobić- warknął do telefonu.

- Akurat oni mają bardzo dużo do powiedzenia i wartościowego- zrobiłam dokładnie to samo co on. Wstałam i zaczęłam chodzić w kółko.

- Nie sądziłem, że moja córka, którą wychowywałem skończy na takim dnie, rozczarowałaś mnie- wypuścił powietrze.

- Przykro mi w takim razie, ale nie będę spełniać waszych oczekiwań, mam inne cele, które spełnię- wycedziłam przez zęby- z waszym wsparciem czy bez, dam sobie radę, daje sobie radę od ponad dziesięciu lat- stanęłam na środku pomieszczenia.

- To ty nie robisz tego co ci jest dla ciebie dobre, niektórzy dali by rękę sobie uciąć, aby mieć taki start- ledwo kontrolował swoje nerwy.

- Jeśli zadzwoniłeś do mnie, aby mnie krytykować to żegnam- wcisnęłam czerwony przycisk na ekranie.

Wzięłam kilka głębokich wdechów, lecz w moich oczach zebrały się łzy, których nie byłam w stanie kontrolować. Odparłam się o ścianę, a następnie się na niej osunęłam. Ciężko mi było złapać oddech. O nie to wraca, tylko to miałam w głowie. Jak byłam mniejsza bardzo często miałam ataki paniki, lecz od dawna ich nie miałam. To wszystko przez nich, jak zawsze... Brałam głębokie wdechy, aby się uspokoić, ale było to na marne. Czemu zawsze, gdy jest wspaniale wszystko musi się pieprzyć. Usłyszałam skrzypienie drzwi, najwidoczniej ktoś wszedł do mojego mieszkania, wybrał sobie najgorszy moment. Nie miałam ochoty wstawać, jedyne co jest mi teraz potrzebne to pobycie samej. Muszę się jakoś ogarnąć do imprezy. Schowałam twarz w dłoniach a po moich policzkach leciały pojedyncze krople łez.

--Iluzja--M. K--Où les histoires vivent. Découvrez maintenant