Rozdział 3

1 2 0
                                    



-Co to zna... - moje pytanie przerwał huk otwieranych drzwi. W przejściu pojawił się rudowłosy mężczyzna, ubrany w czerwoną kraciastą piżamę. Na pierwszy rzut oka, nie wydawał się wiele starszy ode mnie.
-Czy tak ciężko wyciszać telefon, albo chociaż nosić go przy sobie, żeby nie budzić biednych współlokatorów?! - ryknął chłopak.
-Uspokój się Marcello. Nie miło tak witać nowego sojusznika. - skarcił go Julius, odwracając się w stronę drzwi.
-Jak dla mnie może być nawet złotą rybką, dobrze wiesz, że nie lubię być budzony. - odpowiedział już nieco spokojniej rudy.
-Drake, to jest Marcello, mistrz zaklinania i wszelkiego rodzaju technik magii krwi, mieszka w pokoju obok twojego. Marcello, to jest Drake, świeżo przemieniony wampir i Głód spośród czterech cesarzy. - rzekł siwy, uśmiechając się.
-No już nie przesadzaj z tym mistrzem. - odpowiedział Marcello, ziewając. - Jaki znowu cesarz? Mówiłem Ci, żebyś przestał z popijaniem tego wina, leży od stuleci w piwnicy, a ty nawet nie wiesz skąd ono się tam wzięła.
-Marcello...
-Oj, żartuję sobie tylko, Marcello jestem, miło mi. - chłopak zaśmiał się i podszedł, wyciągając do mnie rękę.
-Drake, mi również miło. - odpowiedziałem, wstając z krzesła i ściskając jego dłoń.
-A co do mojego wina, kilka lampek nikomu nie zaszkodzi, co innego zjedzenie całego zapasu ciasteczek jednej nocy. Nie wiem jakim cudem nadal jesteś taki szczupły.
-No co, smaczne były, ciężko się było oprzeć. Naprawdę jesteś Cesarzem? Myślałem że to tylko taka legenda. - płomiennowłosy skierował wzrok na mnie.
-Nie wiem, z opowieści Juliusa to wynika, ale jedyny cesarz o jakim słyszałem, to ten w Japonii. - odpowiedziałem.
-Rozumiem, to może dać nam szansę na zwycięstwo... Joseph dał jakiś znak życia? - zapytał Marcello, przybierając poważny ton. - Drake, chyba ktoś do ciebie dzwonił, zobacz czy to nie było coś ważnego.
-Och, faktycznie, zaraz wrócę. - odrzekłem, zostawiając moich towarzyszy.

Pewnym krokiem przemierzałem korytarze rezydencji, starając się dotrzeć do mojego pokoju. Czułem, że Marcello chciał o czym pomówić w cztery oczy z Juliusem, a telefon był tylko pretekstem, żeby się mnie pozbyć, nie zamierzałem im w tym przeszkadzać. Jednocześnie należałoby się upewnić, czy ktoś rzeczywiście nie miał do mnie ważnej sprawy. Idąc, układałem sobie w głowie informacje uzyskane od Juliusa. Czy jako wampir dam radę kontynuować moje dotychczasowe życie? Czułem się jak bohater jakiejś książki albo filmu. Z wielką mocą wiąże się wielka odpowiedzialność, czy jakoś tak. Nie chciałem, żeby na moich znajomych napadł jakiś zbir, tak jak na mnie w moim mieszkaniu. Po powrocie będę musiał zapytać o tego Cesarza. Co to wogóle znaczy? Brzmi jak jakaś zmyślona legenda, ale z drugiej strony, wszystko wskazuje na to, że faktycznie zostałem wampirem, więc i to może być prawdą.
Wszedłem do mojego pokoju i podszedłem do leżącego na blacie telefonu. W ostatnich połączeniach zobaczyłem nieodebrane połączenie od mojego kolegi, Maxa. Bez zawahania oddzwoniłem.
-Halo, stary, gdzie jesteś, ostatnio zawinąłeś się pierwszy z klubu, a teraz nie odbierasz, wszystko ok? - zapytał mój rozmówca.
-Taa, wszystko w porządku, jestem u znajomych, dlatego nie mogłem odebrać.
-Kiedy wracasz, Louis zaprasza nas na domówkę, wpadniesz?
-Może być ciężko, zostaję u znajomych na dłużej. Zgadamy się kiedy indziej.
-No dobra, jak coś to dzwoń, trzymaj się.
-Spoko, trzymaj się.
Rozłączyłem się. Nie mogę ich narażać na niebezpieczeństwo, dopóki nie będę miał pewności, że nic złego się nie przydarzy.
Schowałem telefon do kieszeni i spokojnym krokiem wyruszyłem w stronę biblioteki. W korytarzu minąłem się z Marcello, który widocznie skończył rozmowę z Juliusem i wracał do swojego pokoju.
-Idę się przebrać, Julius powiedział, żebyśmy spotkali się w salonie, ponoć już tam byłeś, więc powinieneś trafić. - rzekł rudy, nieco zaspanym głosem, gdy mnie zobaczył.
-Jasne, już idę. - odparłem.
Nie potrafię sobie wyrobić opinii na temat Marcello. Mimo, że nasze spotkanie było niezwykle krótkie, to zaprezentował całą gamę zachowań, od złości, przez znudzenie, aż do pełnego skupienia i analizowania sytuacji. Zdaje się, że pozostaje mi czekać i liczyć na przyjazną współpracę.
Z "części sypialnianej" powędrowałem na wspomniane przez Marcello miejsce spotkania.
Siwowłosy już na nas czekał, przechadzając się po pomieszczeniu z rękoma złączonymi za plecami.
-Usiądź, czekamy jeszcze na Marcello i będziemy mogli zaczynać. - rzekł mężczyzna wskazując na jeden z wolnych foteli.
-Po co właściwie to całe zebranie, myślałem, że nadal będziemy się starać dowiedzieć czegoś o mieczu i tatuażu. Nie wiem nawet co to znaczy, że zostałem jakimś cesarzem, ten chłopak, Marcello wszedł do biblioteki i nie zdążyłem zapytać.
-Czekałem na Marcello, aż wróci z miasta, aby przedyskutować z nim sprawę zaginięcia Josepha, jako że dołączyłeś do nas, musimy wziąć pod uwagę również twoją osobę podczas planowania dalszych działań. - mówiąc to, siwy przystał na chwilę obok komody, z której ostatnim razem wyciągnął butelkę krwi. Również i tym razem w jego rękach pojawiła się butelka z zawartością o czerwonym kolorze, ku mojej uldze, okazało się to jednak zwykłe wino, co stwierdziłem po zapachu wydobywającym się z odkorkowanej flaszki. Po chwili Juliusowi udało się sięgnąć również dwa kieliszki, które postawił na szczycie komody.
-Masz może ochotę na lampeczkę? - zapytał mężczyzna, wskazując na naczynie stojące na półce.
-Nie, dziękuję.
-Twój wybór. - rzekł siwy z rezygnacją i nalewając trunek tylko do swojego kieliszka. - Wracając do tematu, o mieczu się więcej nie dowiesz. Nie sądzę, aby dało się znaleźć więcej informacji w bibliotece. Natomiast tatuaż to zupełnie inna sprawa. Wydaje się mieć podłoże magiczne, którego nie do końca rozumiem. Wbrew mojemu wyglądowi, jestem dosyć młodym wampirem, mam dopiero 173 lata, a dodatkowo specjalizuję się w walce bronią białą. Moim zdaniem powinieneś zapytać o to Marcello, on bardzo mocno skupił się na nauce wszelkiego rodzaju technik magicznych, jest szansa, że on będzie coś wiedział.
-173 lata to młody wiek?! - zapytałem, niemal wstając z fotela.
-Na lata wampirze? Oczywiście, że tak. Bardzo rzadko zdarza się, aby ktoś z naszej rasy ginął ze starości. Jeśli tylko regularnie spożywamy krew, możemy żyć niemalże wiecznie. - pouczył mnie siwowłosy. - Jeśli chodzi zaś o skutki zostania Cesarzem, z tego co mi wiadomo, miecz, który otrzymałeś, zawiera w sobie wiedzę, historię i doświadczenie poprzednich pokoleń Cesarzy głodu. Nie jest mi jednak znany sposób, jak uzyskać dostęp do takich informacji. W tym przypadku zdaje mi się, że nawet Marcello nie da rady udzielić ci rady. Mimo wszystko, Ani ja, ani Marcello, nie mieliśmy doświadczenia z aż tak potężnym artefaktem, więc prawdopodobnie sam będziesz musiał odpowiedzieć na swoje pytania, pamiętaj jednak, że postaramy się wspierać cię w twoich działaniach. Sakerarenai jest potężnym artefaktem i może starać się kontrolować słabego użytkownika, musisz być ostrożny i nie możesz działać porywczo, pamiętaj o tym. Nie chcę nakładać na ciebie zbyt dużej presji, ale możliwe, że twoje zdolności będą pełniły kluczową rolę w przyszłych wydarzeniach. - zakończył Chamberlin, biorąc łyk czerwonego napoju.
-Wydaje się to bardzo złożone, nie będę ukrywał, że nie do końca rozumiem co się dzieje, ale jeśli rzeczywiście jestem taki ważny, to czy nie mogę oddać ten miecz komuś innemu?
-Nie, artefakty bardzo mocno związują się ze swoimi użytkownikami, jedynie po śmierci inna osoba może go dzierżyć.
-Chwila, czy to znaczy, że ten twój znajomy, który mnie przemienił, nie żyje?
-Nie, on nie związał się z mieczem, cały czas miał go w ręku, więc prawdopodobnie żyje. - uspokoił mnie Chamberlin.
-To dobrze... chyba. Wspomniałeś przed chwilą o nadchodzących wydarzeniach, w których mam pełnić kluczową rolę. O co chodzi, czemu jestem aż tak ważny?
-To właśnie z tego powodu wezwałem tutaj ciebie i Marcello, poczekaj chwilkę, to dowiesz się wszystkiego.
-Nie musisz, już jestem. - powiedział rudowłosy, wchodząc do pomieszczenia. Na miejscu jego piżamy, pojawiły się granatowe jeansy, szara koszulka i czarna skórzana kurtka.
-O, Marcello, może ty wypijesz lampeczkę? - zapytał starzec, wskazując na stojącą na komodzie butelkę.
-Nie, nie mam ochoty, przejdźmy do rzeczy. - odparł rudy, siadając na fotelu sąsiadującym z moim.
-W porządku. Marcello, pozwól, że na wstępie przybliżę Drake'owi sytuację. - dostrzegając skinienie głowy rudowłosego, Julius rozpoczął przemowę. - Tak jak wspominałem w dniu wczorajszym, jestem aktualnie jedynym żyjącym członkiem rodu Chamberlin. W związku z tym, mam w posiadaniu dosyć obszerne tereny ziemskie, na których od pewnego czasu zaczęli panoszyć się ludzie konkurencyjnych rodzin. Dla Chamberlinów, utrzymanie porządku i bezpieczeństwa wszelakich bezbronnych istot na swoim terytorium jest sprawą ważniejszą od życia, więc porywanie ludzi na naszym terenie są czymś niedopuszczalnym i nie możemy na to pozwolić. Z mojego wywiadu wynika, że sąsiadujące z nami rodziny, w nieokreślonej przyszłości planują atak na nasz teren, ze względu na sporą część miasta, która jest w naszym posiadaniu. W związku z tym, porywają ludzi, aby przygotować sobie armię posłusznych pionków. Podejrzewam, że na umysły porwanych zostanie nałożona blokada z pomocą kontroli krwi. Taka sama technika została nałożona na osobnika, który zaatakował cię w twoim mieszkaniu, Drake.
-Miasto ma jakieś znaczenie strategiczne? - zapytałem, pragnąc lepiej połapać się w sytuacji.
-Oczywiście. W mieście masz łatwiejszy dostęp do ludzi, którzy pełnią rolę pożywienia. Łatwiej porwiesz kilka osób w ciemnej uliczce w mieście, niż na środku pola.
-Mówisz, że z miasta łatwiej porwać ludzi, a przed chwilą mówiłeś, że starasz się zapewniać bezpieczeństwo wszystkim na swoim terenia. Inne rody porywają ludzi, a wy tego nie robicie? - zapytałem.
-Wampir jest stanie żyć bez ludzkiej krwi, jednak staje się wtedy osłabiony, a jego proces starzenia nie zatrzymuje się, tak jak zazwyczaj to wygląda, a postępuje powoli. Dodatkowo, ludzka krew spożyta w dużych ilościach działa jak niezwykle mocny narkotyk. To dlatego sporej części naszego społeczeństwa zależy na znajdowaniu się jak najbliżej ludzi. Tak jak mówiłem, my staramy się pilnować porządku na naszym rejonie, w większości przypadków rezygnujemy więc z porywania ludzi i spożywania ich krwi.
-To wiele wyjaśnia.
-I teraz przechodzimy do wydarzeń bieżących. Joseph Cox wykonywał zlecenie kradzieży oraz transportu artefaktu. W wyniku niepowodzenia, prawdopodobnie straciliśmy jednego z naszych kluczowych wojowników. Joseph jako doświadczony wampir, o ogromnej mocy, samodzielnie byłby w stanie rozgromić niewielką armię. Zyskaliśmy natomiast Cesarza, który swoim potencjałem może zdeklasować nas wszystkich, nawet Josepha.
-Wszystko jasne, ale po co nas tutaj zebrałeś? - zapytał zniecierpliwiony Marcello.
-Spokojnie, po kolei. Drake, masz jakieś pytania do tego co powiedziałem?
-Na ten moment nie, ale chętnie poznałbym odpowiedź na pytanie, które zadał Marcello. - odpowiedziałem.
-Zebrałem was tutaj, ponieważ mam dla was zadanie. Marcello, prosiłbym cię o prześledzenie trasy, którą podróżował Joseph. Jego umiejętności będą nieocenione w przypadku inwazji na nasze tereny, liczę więc na to, że uda ci się ustalić jego aktualną pozycję. Drake, ty masz nieco łatwiejsze zadanie. Pojedziesz z Marcello do swojego mieszkania i przygotujesz się do wyprowadzki.
-Jak to wyprowadzki? Myślałem, że zostanę tu tylko chwilę i zaraz wrócę do domu. Albo że będę tutaj co jakiś czas przyjeżdżał. - rzekłem ze zdziwieniem.
-Oczywiście, nie mogę ci tego zabronić, jednak jeśli rzeczywiście zechcesz posłuchać mojej rady i podjąć próbę kontroli mocy, która w tobie drzemie, zapewnisz sobie i swoim bliskim bezpieczeństwo. W tym celu jednak, musisz pozostać tutaj na dłużej. Dodatkowo, nie możemy pozwolić, żeby miecz, drzemiący w tobie, trafił w niepowołane ręce.
-W niepowołane ręce, stałem się jakimś towarem przetargowym? Nie na to się pisałem. - czułem narastający niepokój.
-Nie, to nie tak. Oczywiście, tak jak mówiłem, nie mam zamiaru zamykać cię tu na siłę, po prostu chcę, połączyć twoje bezpieczeństwo, z naszym wspólnym dobrem.
-Jakim wspólnym dobrem, a co z moim życiem prywatnym, uczelnią?
-Tym się nie przejmuj, w bibliotece znajdziesz całą wiedzę, którą otrzymałbyś w szkole, a nawet więcej. Świadectwa ukończenia natomiast, dam radę załatwić.
-Jak to załatwić, przecież to nielegalne! - krzyknąłem z oburzeniem.
-Oj, daj sobie spokój Julius bo zaczyna to brzmieć jak jakiś szantaż i ubezwłasnowolnienie. Daj młodemu zadecydować samodzielnie, zrobi jak uważa. A teraz chodź Drake, jedziemy. -powiedział Marcello, nie pozwalając Juliusowi na odpowiedź.
-Zaczekaj, musimy być gotowi na każdą ewentualność. Przed wyjazdem zabierz Drake'a do zbrojowni, lepiej dmuchać na zimne.
-Okej, okej. - mruknął Marcello wychodząc z pomieszczenia. - Chodź Drake.
-On ma rację, wybacz, jeśli poczułeś zbyt dużą presję na sobie. Mam nadzieję, że rozumiesz, że bardzo zależy mi na dziedzictwie rodu, które na mnie ciąży i pomoc kogoś z potencjałem Cesarza, nawet niedoświadczonego, byłaby niezwykle cenna. - powiedział siwowłosy, kładąc mi rękę na ramieniu.
-Rozumiem cię, jednak wymagasz dosyć dużo, nawet biorąc pod uwagę ostatnie dziwne rzeczy, które mi się przytrafiły. Potrzebuję chwili, żeby to przemyśleć.
-W porządku, idź z Marcello, zaprowadzi cię do zbrojowni. Powodzenia i do zobaczenia.
-Dzięki, do zobaczenia.

Saga głodu: Cesarskie ostrzeحيث تعيش القصص. اكتشف الآن