P. XLVI / WSZYSCY KIEDYŚ UMRZEMY

Începe de la început
                                    

- Nie reagowałeś w taki sposób na żarty z samobója Dazaia - zauważył z lekkim uśmieszkiem Nakahara, odwlekając główny temat całej tej konwersacji.

Bo wiedziałem, że Osamu zabierze z tego świata tylko siebie. Było zdaniem, które Izaki chciał powiedzieć. Chciał, ale nie mógł.

- Nie moja wina, że nie jesteś tak zabawny jak on - było tym, co realnie padło. - Niemniej, Twoje śmieszki nie odpowiadają na moje pytanie. Skończyłeś?

- Skończyłem - potwierdził Nakahara krótko, a po całej jego spiętej postawie Izaki widział, że nie może pozwolić mu kontynuować w takim stanie.

- Co Ci chodzi po głowie Rudy? - spytał spokojnie, odkładając laptopa na bok po raz pierwszy od początku tej rozmowy i kierując całą swoją uwagę na rudzielca siedzącego pół pokoju dalej.

Cisza, która zapadła po tym pytaniu, była przytłaczająca. Izaki miał wrażenie, że jeśli któryś z nich za chwilę czegoś nie powie to oboje zwyczajnie się uduszą. Niby nie taka zła śmierć jak na kogoś z ich stażem w mafii, ale informatykowi jakoś śpieszno do grobu też nie było.

- Nie masz wrażenia, że to wszystko jest bez sensu? - odpowiedział w końcu pytaniem na pytanie Nakahara. - Zażynamy się żeby uratować tę gnidę. Poddajemy w wątpliwość wszystko, co znamy. A co jeśli on nie chce być uratowany? Co jeśli praca dla Christie mu pasowała? Co jeśli jego już tam w środku tak naprawdę nie ma i tylko ruszamy kijami praktycznie ożywione zwłoki, które akurat wyglądają jak ktoś, kogo kochaliśmy?

- Chuuya wiedziałeś to wszystko od początku. Znałeś okoliczności, znałeś możliwe wyniki - zauważył zadziwiająco delikatnie Izaki nieco marszcząc brwi, bo ta odpowiedź nie była tą, której się spodziewał.

- Niby wiedziałem, ale nie wiedziałem. Nie tak naprawdę. Wierzyłem, jasne, że wierzyłem. Ale nie wiedziałem - Nakahara zaczął się plątać we własnych słowach, ale jakimś cudem Izaki i tak zrozumiał, o co mu chodziło.

- Nie spodziewałeś się przyjazdu Kaguyi, co? - słysząc to pytanie rudzielec usiadł wyprostowany jak rażony prądem.

- Oczywiście, że się spodziewałem! - oburzył się z miejsca i już zbierał się do dosadniejszej gestykulacji. - Sam Ci mówiłem, że jest ważnym czynnikiem naszego planu i...

- I łatwą drogą wyjścia dla nas wszystkich - przerwał mu w pół słowa informatyk, a w jego głosie pojawiło się coś, co można byłoby nazwać zrozumieniem, gdyby chodziło o kogokolwiek innego. Bo wszyscy wiedzieli, że Izaki nie okazywał takich emocji. - Była drogą ucieczki. Opcją na porzucenie  tego wszystkiego. Oparłeś cały swój plan o dziewczynę, z którą nie miałeś kontaktu przez ostatnich kilka lat i nie byłeś nawet pewien, czy żyje. Gdyby się nie pojawiła sama z siebie, odnalezienie jej zajęłoby nam ogrom czasu. Ogrom czasu, w którym moglibyśmy trzymać Dazaia w takim stanie, w jakim jest teraz i powoli do niego docierać. Liczyć, że uda się łagodnością. Że nie musimy dokładać mu kolejnej traumy, bo wszyscy bogowie wiedzą, że ten chłopak już ma ich za dużo. A jakby się nie udało i by umarł? Cóż, próbowaliśmy, nie? Robiliśmy wszystko, co w naszej mocy. Po prostu Christie zrobiła mu za dużą krzywdę. I to, że on leży u nas w piwnicy nigdy nie wydostałoby się do ogólnej świadomości portowych kundli. Nie mielibyśmy powodu żeby rzucać się na Agatkę po tylu latach. Nie musielibyśmy zaburzać pokoju i szykować ludzi do wojny bez mówienia im, że treningi, które za chwilę narzucisz, mają pomóc im wytrzymać rzeź o kilka sekund dłużej, a nie są zwykłymi ćwiczeniami żeby przypadkiem się nie rozleniwili.

- Powiedział ci ktoś kiedyś żebyś zamknął jadaczkę? - spytał cicho Chuuya uśmiechając się dość nieprzyjemnie.

- Tylko co pięć minut mojego istnienia - odpowiedział nieco żartobliwie Izaki na co Nakahara spojrzał na niego wzrokiem tak zimnym, że gdyby chłód mógł mordować to z informatyka nie zostałoby absolutnie nic. - Rudy wiem, że się boisz, okay? Naprawdę wiem. Ale wszystko, czego teraz chcesz, jest po drugiej stronie tego strachu. Możesz pozwolić Dazaiowi sczeznąć w naszej piwnicy i nikt nie mrugnie nawet okiem. Bogowie jedni wiedzą, że połowa Cuppoli powinna pójść na grupową terapię, bo boją się odezwać w Twoim towarzystwie, bo tak są przytłoczeni winą. Ale nie jesteś taki. Mimo wszystko, mimo tego, że masz ochotę się poddać i masz dość i masz pełne prawo mieć dość, i tak idziesz dalej. I zawsze będziesz szedł. Tylko w twoich oczach to, co robisz, nie jest wystarczające.

Bungou Stray Dogs II - Miłość silniejsza niż czasUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum