1. Hate mornings

21 2 0
                                    

Poranki... cóż, Rose od zawsze zadawała sobie jedno pytanie, na które nikt nie znał odpowiedzi, a mianowicie "Kto normalny wymyślił poranki?". Według dość urokliwej blondynki była to najgorsza pora dnia. Dlaczego? Po pierwsze, musiała wygramolić się spod swojej uroczej kołdry w malutkie stokrotki, co uważała za najgorszą torturę. Po drugie, zmuszona była wyjść na zimne (jak sądziła) powietrze w jej niedużym pokoju. Po mamie odziedziczyła bycie kompletnym zmarzluchem, co w żadnym stopniu jej nie pomagało. Podsumowując: Rose nienawidziła poranków. Dlaczego więc to ta pora dnia odmieniła jej życie na zawsze?

Zbudziła się już przed szóstą, sama nie wiedząc dlaczego. Dość często miała tak, że albo nie mogła spać do późnych godzin, albo wstawała bardzo wcześnie. Zdążyła się już przyzwyczaić. Od rana dopisywał jej okropny humor. Nie dość, że w szkole dzisiaj musiała siedzieć aż do 16:00, co uważała za kompletny skandal i brak szacunku do ucznia i jego wolnego czasu, to jeszcze na pierwszej lekcji miała klasówkę z jej najbardziej znienawidzonego przedmiotu. Chyba każdy domyśla się, że chodzi tutaj o sprawdzian z matematyki.

Siedząc w swoim łóżku po brzegi obłożonym pluszakami i wpatrując się dosłownie w nicość stwierdziła, że skoro ma jeszcze bardzo dużo czasu, zaczerpnie trochę świeżego powietrza. Ślimaczym tempem wywlekła się ze swojej kołdry w kwiatki, po czym przeciągnęła się delikatnie, ziewając przy tym. Na jej szczęście, stroje na następne dni zawsze szykowała wieczorem, więc teraz zostało jej jedynie włożyć wszystko na siebie. Wliczając jeszcze poranną pielęgnację, lekki makijaż i inne takie, finalnie gotowa była po 20 minutach.

Kiedy blondynka wychodziła, na zegarku wybiła 06:03. Nie zastanawiała się zbyt długo, gdzie się udać. Jej nogi niemalże od razu pognały na małą polanę na uboczu miasta. W wiosnę, czyli obecną porę roku było tam najpiękniej. Wszystkie rośliny budziły się do życia, a sam klimat wydawał się dużo bardziej przyjemny niż zimą. Wszystko wyglądało po prostu jak wyciągnięte z jakiejś bajki. Jedna rzecz jednak dość mocno zdziwiła Rose.

Odkąd tylko pamiętała, w tym miejscu nie spotkała jeszcze nikogo. Ta polanka należała do raczej mało popularnych miejsc w Korei, więc blondynka była co najmniej zaskoczona, gdy pod jednym z drzew ujrzała wyjątkowo uroczą dziewczynę. Cerę miała jak lalka, bardzo gładką i bladą, a sama wyglądała jak z bajki, dokładnie tak samo jak polana, na której przebywała. Jej delikatne rysy twarzy wyglądały cudownie, idealnie komponując się z ciemnymi, brązowymi oczami. Włosy natomiast miała dość długie, proste i lekko jaśniejsze od oczu. W skrócie, według Rose wyglądała jak bogini piękności.

Brunetka nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że ktoś intensywnie się w nią wpatruje. Zbyt mocno zaczytana była w książkę, którą Rose od razu rozpoznała. Almond to jedna z ulubionych powieści blondynki, jak mogłaby jej nie rozpoznać? Stała jeszcze kilka chwil, przyglądając się dziewczynie, po czym wreszcie stwierdziła, że się do niej przysiądzie i zacznie rozmowę.

— Hejka! — odezwała się dość odważnie, jak na sytuację, w której się znajdowała. Widząc, jak brunetka się wzdrygnęła zachichotała cicho, zasłaniając usta swoją dłonią. Był to jeden z jej nawyków i nie kontrolowała już tego.

— Oh... umm, hej? — odpowiedziała niepewnie, zdezorientowana. W żadnym stopniu nie kojarzyła dziewczyny z twarzy, więc nie miała pojęcia dlaczego ta się do niej odezwała. Zapomniała o jakiejś swojej znajomej? A może blondynka się pomyliła? — Znamy się? — spytała w końcu, mierząc Rose wzrokiem od góry do dołu.

— Nie, nie znamy się. Po prostu nikogo tutaj nigdy nie spotkałam i zdawało mi się, że jest to takie "moje" miejsce — zaśmiała się niezręcznie, swój wzrok zawieszając na ślicznej twarzyczce brunetki. Teraz miała okazję przyjrzeć się jej z bliska.

— Oh... no dobra, teraz ma to dużo więcej sensu — odwzajemniła uśmiech. — Jestem Jennie, a ty? — spytała.

— Rose — odpowiedziała jednym słowem. — Ile masz lat? Wyglądasz na starszą ode mnie, ale teraz nie jestem pewna — teraz blondynka zadała pytanie.

— Osiemnaście, dokładnie urodziłam się 16 stycznia — Rose po usłyszeniu odpowiedzi zaśmiała się cicho. — Co jest? — spytała Jennie zdziwiona reakcją znajomej.

— Miałam rację, jesteś starsza. Jesteś starsza aż o jeden miesiąc! — oznajmiła, a uśmiech nie schodził jej z twarzy. Brunetka również parsknęła cicho. — Czyli muszę mówić na ciebie unnie —

— No co ty? — starsza udała zaskoczenie, zasłaniając usta dłonią, za co zarobiła kuksańca (a/n. kocham to słowo serio) w ramię. — Za co to niby?! — oburzyła się.

— Za twoją egzystencję — odpowiedziała obojętna, wzruszając ramionami, po czym spotkała się z oceniającym wzrokiem Jennie. — No co się tak patrzysz? Zadajesz głupie pytanie, dostajesz głupią odpowiedź, proste! — wyjaśniła, a starsza wywróciła oczami. Zaraz potem obróciła swoją głowę w stronę słońca.

— Złota godzina... wygląda cudownie, jak zawsze — rozmarzyła się lekko, zapominając już o bolącym ramieniu.

— Huh? Co to złota godzina? — zaciekawiła się Rose. Przechyliła lekko głowę, wpatrując się w najzwyklejszy na świecie wschód słońca, absolutnie nie rozumiejąc aż takiego przejęcia drugiej.

— Chwila po wschodzie, lub przed zachodem słońca. Świeci wtedy ono, jak sama nazwa wskazuje, na złoty kolor. Niebo wtedy też przybiera taki kolor. Od dziecka uwielbiałam obserwować i fotografować niebo — wyznała dziewczyna, nie odrywając wzroku od słońca. Lekko ją raziło, jednak nie przejęła się tym. Rose natomiast nadal nie rozumiała dlaczego Jennie aż tak zachwyca się zwykłym niebem, ale już o nic nie pytała.

— Rose? — po dłuższej chwili brunetka zwróciła się do drugiej, głowę odwracając w jej stronę. Młodsza zrobiła to samo, przez co jej wzrok spotkał się z tym Jennie. — Zawrzyjmy pakt. Będziemy się spotykać tutaj codziennie, o tej porze co teraz - w poranną złotą godzinę. Nie podajemy sobie numerów telefonu ani nie kontaktujemy się w żaden sposób. Jeśli któraś z nas choć raz nie przyjdzie tutaj o określonej porze, czyli złamie pakt, to znaczy, że chce zerwać kontakt i zakończyć znajomość na zawsze — wyraźnie podkreśliła dwa ostatnie słowa. — Wchodzisz? — wystawiła w stronę znajomej mały paluszek.

— Wchodzę — odpowiedziała chichocząc, po czym przyłożyła swój mały palec do tego brunetki. Właśnie podpisały niewidzialną umowę i nie zdawały sobie nawet z tego, jak bardzo w przyszłości może ona wpłynąć na ich życie, a Rose była w stu procentach przekonana, że następnego dnia również zjawi się na polanie.

* * *

a/n

czeeść!! mam nadzieję że spodobał wam się pierwszy rozdział mojej pierwszej (na tym koncie..) książki!!

oraz strasznie przepraszam za jakiekolwiek literówki czy błędy językowe lub interpunkcyjne, nie tylko w tym rozdziale a w całej książce!!

[1042 słowa]

27 kwietnia 2023

golden hour - blackpink; chaennieWhere stories live. Discover now