-Dobrze. Poddaje się- odrzekłam i spojrzałam mu w oczy.- Rób co musisz.- Mężczyzna pokręcił głową.

-Chodź, a nie pleć głupstw.- I ponownie zaczął iść, tym razem trzymając mnie za rękę abym nie zaczęła ponownie czegoś próbować. Ja jednak nie planowałam kolejnej ucieczki. Wiedziałam, że skoro mając za sobą przewagę zaskoczenia nie zdołałam mu zbiec, to tym bardziej teraz, gdy już wiedział co myślę nie zdołam tego dokonać. Szłam więc posłusznie za nim starając się nie myśleć co czeka mnie na końcu naszej drogi. Brunet otworzył drzwi i pociągnął mnie za sobą. Zrezygnowana nie podnosiłam wzroku z podłogi.-Luiza?- zapytał mężczyzna.

-Hmm?- zerknęłam na niego. Jednocześnie pomieszczenie rozświetliło jasne światło jarzeniówki. Zamrugałam oczami przyzwyczajając wzrok do oślepiającego światła. I dopiero wtedy rozejrzałam się po pomieszczeniu. Otworzyłam szerzej oczy. Ponownie przeniosłam wzrok na mojego narzeczonego nie dowierzając w to co widzę.

-Oto niespodzianka- uśmiechnął się lekko do mnie. 

-Ale?... Jak...?- Byłam w szoku. Ned wzruszył ramionami.

-Czasami dobrze być mafiozem- powiedział.- Są twoi- dodał i odsunął się do drzwi. 

Nie dowierzałam w to co widzę. Przede mną wisiał koszmar mojego dzieciństwa. Trauma, której nie mogłam pozbyć się do dnia dzisiejszego. Bałam się ich najbardziej na świecie. Nienawidziłam jeszcze mocniej. A teraz wisieli przede mną przywiązani łańcuchami do ściany. Ubrani byli jedynie w dawniej eleganckie dziś już podarte i zabrudzone krwią spodnie. Na odsłoniętych klatkach piersiowych widoczne były ślady od przypalania. Ręce pozbawione były paznokci, a twarze mieli całe pokiereszowane. Jak widać byli tu odpowiednio traktowani. Uśmiechnęłam się lekko do siebie. Już ja się postaram, aby końcówka ich życia była tak samo nieprzyjemna jak cały pobyt tutaj.

-Mam nadzieje, że pamiętacie mnie panowie- powiedziałam zimno patrząc im po kolei w oczy. 

 -Pamiętam Cię Laleczko, spędziliśmy ze sobą niesamowite chwilę- oblizał się jeden z oprychów. Wzdrygnęłam się lekko. Sam dźwięk jego głosu boleśnie przypominał mi o piekle przez jakie przeszłam za ich pośrednictwem.

-Nie pozwoliłam Ci się odezwać- odpowiedziałam mu chłodno, podchodząc do niego i wymierzając mu siarczystego policzka.

-Kurwa, co cię opętało?!- wrzasnął.-Uwolnij nas to może twój ojciec Cię za to nie zabije- dodał drugi. Spojrzałam na niego udając, że nie wywołują oni we mnie żadnych emocji, gdy tymczasem sam ich widok wywoływał we mnie lekką panikę. 

-Byliście dla mnie najgorszym koszmarem całego mojego życia. - Zobaczyłam obrzydliwy uśmiech wypływający na twarz George'a Michela. Nie wiem dlaczego, ale ten obleśny grymas przeważył szalę mojego przerażenia. Poczułam się przytłoczona. Prawie tak samo jak za dzieciaka. Miałam ochotę uciec stąd, zwinąć się gdzieś w kącie w kłębek i udawać, że mnie tu dziś nie było. Zapomnieć o tych trzech oprychach, którzy byli dla mnie tacy okrutni. Obejrzałam się za siebie. Przy drzwiach nadal stał mój narzeczony patrząc na mnie uważnie. Nie chciałam, żeby znowu myślał, że jestem słaba. 

-Nie musisz nic robić. Mogę się ich pozbyć za ciebie- powiedział patrząc w moje przerażone oczy.

-Oho, wyręczasz się chłoptasiem. Mogłem się spodziewać, że do niczego się nie nadajesz- zaśmiał się Andrew Patt.

Obróciłam się, patrząc na jego obrzydliwą gębę i przypominając sobie te wszystkie razy, kiedy nie mogłam się przed nim obronić. Te wszystkie momenty, gdy miałam ochotę umrzeć. Gdzie nikt nie przyszedł mi na ratunek a sama byłam za mała aby móc cokolwiek zrobić. 

Złączeni umowąWhere stories live. Discover now