XVIII. Przyjaciele.

461 40 218
                                    

twitter - #ruleno1watt, waflociagg
tik tok, instagram - ciggsasex

miłego czytania!!
4,4k słów

***

Deszcz padał tak mocno, że jej ubrania przemokły. Mokre kosmyki włosów poprzyklejały jej się do czoła, a ona sama trzęsła się z zimna. Przez ostatnie dwie godziny chodziła bez celu po mieście, jedynie z rzeczami, które udało jej się wziąć.

  Blaise znalazł ją przemoczoną, siedzącą na schodkach od klatki jednego z bloków w jakiejś ciemnej, nieprzyjemnej dzielnicy. Miała przyciągnięte do klatki piersiowej kolana, a obok niej leżała torba z rzeczami, z której wystawał słoik z monetami, w który przez dłuższy czas się wpatrywała. Czarne smugi tuszu do rzęs i eyelinera rozmazały się po jej twarzy, a Nirvana sama nie wiedziała, czy to od deszczu, czy płaczu.

Zanim do niego zadzwoniła, przez dłuższy czas zastanawiała się, czy na pewno powinna to zrobić. Jednak prawda była taka, że chyba nie miała innego wyjścia, ponieważ została sama. Bez żadnej prawdziwej rodziny.

Oprócz niego, chociaż nawet nie był jej biologicznym bratem.

  Chłopak przykucnął przy niej, a jego spojrzenie było tak miękkie, jak nigdy wcześniej. Patrzył na nią, jakby znalazł jakiegoś porzuconego szczeniaka.

  — Mer... — wyszeptał, pocierając jej ramię i ścierając kciukiem łzę z jej policzka. — Kto ci to zrobił? Co się stało?

— Nie wiedziałam, dokąd iść, Blaise — powiedziała cicho, mrugając. — Przepraszam, że sprawiam ci tyle problemów.

  — Przestań, Nirvana — wymamrotał, narzucając na nią swoją kurtkę i pomagając jej wstać. — Jesteś bezpieczna, słyszysz? Znajdziemy jakieś wyjście, jesteśmy w tym razem. — Otworzył jej drzwi od samochodu, po czym go okrążył i wsiadł z drugiej strony. — Co się stało?

  — Nie wiem, Blaise, naprawdę nie wiem — powiedziała, pociągając nosem. — Zostałam sama.

  — Przestań — wymamrotał, gładząc jej dłoń. — Nigdy nie będziesz sama, wiesz o tym. Masz mnie. Jesteśmy... rodziną.

  Parsknęła słabo.

  — Nie wiem, czy w tym momencie, jest to dobre pocieszenie.

  — Biologiczna rodzina bardzo często zawodzi. — Wzruszył ramionami. — My mamy coś więcej. Zawsze mieliśmy.

  Uśmiechnęła się lekko w jego stronę, a on to odwzajemnił, ściskając jej dłoń.

  — Jeszcze się wszystko ułoży — powiedział. — Jesteśmy w tym razem. Naprawimy to.

  — Obiecujesz?

  Przewrócił oczami, kręcąc głową, po czym wyciągnął w jej stronę mały palec, a ona oplotła ten swój wokół jego.

  — Obiecuję.

  Odpalił samochód, wjeżdzając na drogę. Nirvana poprawiła torbę, chowając głębiej słoik i zapinając ją.

  — Gdzie jedziemy?

  — Do Kadena — zaczął, patrząc na nią niepewnie. — Nie wiem, do czego między wami doszło, ale jest jedną z niewielu osób, na które możemy liczyć, a nie możesz zostać z nami w bursie, bo w końcu ktoś by to zauważył, a nie chcę, żeby ktokolwiek z nas wpadł w problemy. Mamy ich już zbyt dużo, jak na ten rok. Jego mieszkanie jest dosyć blisko szkoły i będziesz miała tam wszystko, czego potrzebujesz.

Rule no. 1: don't fall in loveWhere stories live. Discover now