Rozdział 6. Bezdomny

6 0 0
                                    

Jesienny początek września przywitał nas kolorami złota, czerwieni i brązu spadających liści. Słoneczko wciąż jeszcze jasno świeciło, ale mnie jakoś tak ciężko było na sercu. Nie potrafiłam o Nim zapomnieć, choć minęły już prawie trzy miesiące od naszego ostatniego pożegnalnego spojrzenia.

Tego ranka wstałam trochę później, uśpiona poprzedniego wieczora dawką ziółek nasennych. Na śniadanie zjadłam dwie kromki chleba z masłem orzechowym, a potem zapiłam to herbatą ziołową antydepresyjną. Połknęłam przy tym magnez z witaminą B6. Przed wyjściem z domu zdążyłam jeszcze dosłyszeć, że Solscy właśnie wstają. Nie chciałam znowu oglądać ich radosnego śniadanka – pewnie jak zwykle będą się wzajemnie karmić i cieszyć swoją miłością. Starałam się ich unikać, gdy byli razem, aby im nie psuć radości swoją smętną miną. Od czasów wesela nasze stosunki z Jolą trochę oziębły. Widać miała do mnie żal. Było mi smutno, ale czasu już nie dało się cofnąć.

W kieszeni jesiennego płaszcza miałam drobne na bilet. Grzechocąc nimi, poszłam wolnym krokiem w stronę przystanku autobusowego, stojącego zaraz za murkiem posiadłości. Gdy tylko wyszłam na ulicę, w oczy rzucił mi się człowiek siedzący tuż obok naszej furtki. Widziałam już wielu takich. Kręcili się po mieście, ubrani w łachmany i nosili przy sobie swój dobytek w postaci śmieci schowanych w foliowych torbach. Ten siedział po turecku na kawałku tektury, z głową zwieszoną w dół i wpatrywał się w stojące przed nim pudełko po maśle. Zapewne marzył o tym, aby ktoś wrzucił mu do pojemniczka jakąś jałmużnę. Burza czarnych, długich i brudnych włosów przykrywała jego twarz z obu stron. Ubrany był w brudne jeansy, trampki i potarganą kurtkę. Obok niego stały dwie reklamówki pełne zapewne śmieci i znalezionych na śmietnikach resztek jedzenia.

Postawiłam kilka kroków w stronę przeszklonej budki przystanku autobusowego, lecz oświecona nagłą myślą, zatrzymałam się. Miłosierdzie w moim życiu często skłaniało mnie ku pomocy takim ludziom, dlatego wyciągnęłam z kieszeni monety, odwróciłam się na pięcie, podeszłam do tego biedaka i wrzuciłam je do opakowania po margarynie.

– Dziękuję – rzekł cicho, przy czym lekko uniósł ku mnie głowę. W jego ciemnych oczach dostrzegłam smutek, który empatycznie odczułam w swoim sercu. Zauważyłam, że trzęsie się z zimna, dlatego ściągnęłam z siebie ciepłą chustę, którą przed wyjściem owinęłam szyję, i podałam mu ją.

„Przecież zaraz będę maszerowała do pracy, więc się rozgrzeję."

– Proszę, przyda się panu na zimniejsze wieczory.

Chyba niedowierzał w ten gest dobroci, bo długo stałam, zanim wyciągnął swoją dłoń w kierunku chusty i powoli odebrał ją ode mnie. Nie powiedział ani słowa, tylko skinął głową i zaczął miętosić chustę w swoich rękach, zapatrzony w chodnik.

Nie wiedziałam, jak mam się dalej zachować, więc powiedziałam:

– Do widzenia – i wyruszyłam pieszo w drogę wiodącą do pracy.

Widziałam wielu takich ludzi w swoim życiu. Nocowali w kanałach lub na dworcach. Rzadko kiedy szukali pomocy w schroniskach. Zazwyczaj chodzili po śmietnikach i szperali po kontenerach w poszukiwaniu jedzenia, czy czegoś co mogłoby się im przydać. Często uciekali się do alkoholu. W takim stanie zastałam kiedyś dwu braci, Franka i Romka – wzięłam ich dosłownie z ulicy. Teraz zrobiłabym pewnie to samo, gdyby nie to że już nie miałam firmy, a dom nie należał do mnie.

Zainteresował mnie ten „jegomość". Wyglądał na młodego, ale jego przygarbione plecy postarzały go o wiele lat. Wyglądałam na niego przez okno, gdy schodziłam do kuchni na śniadanie. Zasiadał o siódmej rano koło pałacowej furtki, aby użebrać coś od ludzi idących na przystanek autobusowy. Nic nie robił sobie z mgły i wilgoci, które zapewne sprawiały, że jego głowa i ubranie były całkiem przemoczone. Obawiałam się, że się biedak rozchoruje, więc podarowałam mu również ciepłą czapkę zimową. W zamian nie powiedział ani słowa, ale widziałam wzruszenie w jego oczach – to mi wystarczało. Nie musiał dziękować słownie, wdzięczność była wypisana na jego twarzy.

WIEK-NIEWAŻNY cz. 2. PowrotyWhere stories live. Discover now