1

33 1 0
                                    

Nie chciałam iść do szkoły. Skręcało mi się w żołądku na samą myśl, że muszę ponownie zobaczyć ten znienawidzony budynek pełny znienawidzonych ludzi. Prawdą było, że w szkole miałam tylko kilku znajomych, ale nic poza tym. Większość moich przyjaciół uczyła się w innych szkołach. Tak naprawdę tylko Jack i Camille byli moimi jedynymi przyjaciółmi ze szkoły. Spojrzałam w lustro. Miałam na sobie jasne jeansy i fioletową bluzę bez kaptura. Ciemne loki spływały mi na plecy. Rzęsy podkreśliłam tuszem do rzęs, a usta błyszczykiem w kolorze moich ust. Popsikałam się ulubionymi perfumami, na nogi nałożyłam białe Nike, wzięłam plecak i wyszłam. Wsiadłam do samochodu i pojechałam okrężną drogą. Od kiedy wróciłam nie jeździłam tą drogą ani razu. Nie spieszyło mi się do szkoły, tak właściwie chciałam tam być jak najpóźniej. Po dziesięciu minutach byłam już jednak na miejscu. Zlustrowałam uważnie placówkę, westchnęłam i wyszłam. Do wejścia kierowały mnie liczne spojrzenia uczniów, których postanowiłam ignorować. Stawało się to jednak coraz trudniejsze, bo gdy zbliżałam się do szafki tym więcej uczniów stawało mi na drodze. W końcu jednak dotarłam i przekręciłam zamek w mojej szafce — 811.

— Jesteś popularna — mruknęła na moimi plecami uśmiechnięta Camille. — wszyscy się tobie przyglądają.

— Taa — mruknęłam. — zauważyłam. Dopóki nie podchodzą, to jest okej.

— Hej Lilka — usłyszałam na plecami. To był Jack. Na moją twarz wpłynął szeroki uśmiech, tęskniłam za nim. Od razu rzuciłam mu się w ramiona. — dobrze cię widzieć. Świetnie wyglądasz.  

— Tęskniłam — powiedziałam odrywając się od przyjaciela. — dziękuję.

— No my za tobą też — nadal się uśmiechał.— będziesz musiała mi opowiedzieć, jak było w Australii. Spotkamy się na lunchu.

Odprowadziłam go wzrokiem. Rozmowa z Riverem zawsze poprawiała mi humor. Zerknęłam na godzinę w telefonie, zostało dziesięć minut do rozpoczęcia zajęć. Pożegnałam się z Camille i ruszyłam w kierunku klasy języka angielskiego, a ona na francuski. Szłam pewnym siebie krokiem na trzecie piętro. Miałam jednak nadzieję, że nikt nie ośmieli się podejść lub zacząć rozmowę. Zapomniałam jednak jakim jestem naturalnym pechowcem, bo wchodząc na ostatnie piętro zastałam James'a, Olivera i całą ich elitę. A przynajmniej tak ich postrzegano, nie że to mój punkt widzenia.

— Liluś, wróciłaś! — zawołał radośnie James. — tęskniłaś?

— James! — zawołałam radośnie rozkładając ramiona w geście przytulenia. Na ustach jednak błąkała mi się kpina. Patrząc na jego minę udało mi się odczytać, że zaskoczyłam go swoją postawą. I nie tylko jego. O to chodziło. — oczywiście, że nie.

Mój wesoły wyraz twarzy zniknął, a rozłożone ramiona uformowały się w środkowy palec. Wokół rozległy się śmiechy. James jednak nie wyglądał na zadowolonego, nie był nawet zły. Raczej zszokowany. Oliver gdyby mógł wypaliłby mi wzrokiem dziurę w czole. Reszta elity pogwizdywała z uznaniem dla mnie. Uśmiechnęłam się do nich sztucznie, a wtedy rozległ się dzwonek informujący o rozpoczęciu się pierwszej lekcji. Profesor Roberts otworzył drzwi sali, a ja po chwili zajęłam swoje standardowe miejsce. Trzecia ławka w środkowym rzędzie.

— Mogłabym się dosiąść? — spojrzałam w górę i dojrzałam długie czarne proste włosy i niebieskie oczy. Dziewczyna się uśmiechała.

— Hailey! — zawołałam radośnie i odsunęłam jej krzesło. — nie wiedziałam, że się tu uczysz.

— Jakiś czas po twoim wyjeździe zmieniłam szkołę — mruknęła. — tak w zasadzie to mnie wywalili. Skapnęli się, że ja i Sophie trochę oszukiwałyśmy na egzaminach poprawkowych. Dlatego jedna z nas musiała się przenieść.

Było mi(nę)ło? Where stories live. Discover now