18. Mamusia przyjechała!

1.4K 128 82
                                    

pilar








– Ale ma pizdę pod okiem!

– Sam jesteś pizda, Gavira. Jak mogłeś zajebać jej piłką?!

– Kiedy on naprawdę nie chciał! Gavi, powiedz, że to był przypadek!

– No cholera, przecież od godziny tłumaczę wam jak krowie na granicy, że to był przypadek!

– Przypadkiem to cię stary palcem robił!

Otworzyłam jedno oko, niemal od razu zamykając je z powrotem, bo trzymana tuż nade mną przez Ferrana latarka swoim blaskiem wyżerała mi źrenice. W ustach miałam tak sucho, jakbym zeżarła całą beczkę soli na raz, wciąż kręciło mi się w głowie, a mój prawy policzek piekł tak, jakby ktoś wylał na mnie butelkę pełną żrącego kwasu. Rozpoznawałam głosy Pedro, Pablo i Ansu, ale były one tak odległe, jakby pochodziły z zupełnie innej rzeczywistości. Jęknęłam cicho, łapiąc się za czoło.

– Budzi się! - Ferran wydarł się tak głośno, że aż zadźwięczało mi w uszach. Gdybym miała trochę więcej siły, pewnie potrząsnęłabym nim tak, że oczy wyszłyby mu na wierzch, ale po prostu raz jeszcze do połowy uniosłam powiekę, starając się przyzwyczaić oczy do jasnego światła.

– Torres, do jasnej cholery, mi świecisz czy sobie?! Przesuńże się, na miłość boską, bo zaraz...

– Gonzalez, jeszcze raz błyśniesz mi tą latarką po oczach a przysięgam, że dostaniesz taki wpierdol, że cię własna matka w domu nie pozna - powiedziałam to najspokojnieszym tonem na jaki było mnie stać, ale tylko Bóg jeden wie, jak cholernie gotowałam się w środku.

Cała czwórka spojrzała się na siebie i zgodnie kiwnęła głowami.

– Jeśli cię wyzywa, to będzie żyć - zadecydował Pablo, szczerząc się jak głupi do sera. – Ile palców widzisz?

– Dwa i jednego idiotę, który zaraz włoży mi je do oka.

Gavi oblał się rumieńcem i cofnął dwa kroki do tyłu, pozwalając mi podnieść się na łokciach i spojrzeć na nich z mordem w oczach. Pedri skrzywił się, kiedy patrzący na mnie Ansu omal nie zakrztusił się śmiechem.

– Nie jest najlepiej - szepnął Gonzalez.

– Ja bym nawet powiedział, że jest chujowo - wtrącił Gavi, za co natychmiast dostał przez łeb od swojego kolegi.

– Psejebane - potwierdził Santiago skinieniem głowy.

Chwyciłam za podstawiane mi pod nos przez Pedro lusterko i niemal tak samo szybko oddałam mu je z powrotem. Siny krwiak pod moim okiem miał wielkość pięści i pokrywał niemal połowę mojego policzka, rozciągając się aż do skroni. Momentalnie zrobiło mi się słabo, zaczęłam trząść się jak galareta, a świat wokół mnie wirował tak, jakbym obaliła litr wódki na raz.

– Będę rzygać - sapnęłam, krztusząc się własną śliną.

Zawroty głowy były tak mocne, że w ostatniej chwili chwyciłam rzuconą we mnie przez Ansu miskę i zaczęłam pluć gorzką żółcią zebraną w moich ustach, dławiąc się nawet swoim językiem.

– To może na nas już pora - mruknął Ferran i były to prawdopodobnie najmądrzejsze słowa, jakie usłyszałam tego dnia.

Houston, we have a problem | pedri Where stories live. Discover now