14. Kamień, papier, nożyce!

1.3K 108 44
                                    

pedro





– O słodki jeżu w morelach - wysapałem, zamykając za sobą drzwi. – Jak tak dalej pójdzie, to wyrosną mi kółka przy samej dupie.

Opadłem na kanapę, zrzucając na ławę dwanaście testów ciążowych, które do tej pory trzymałem przyciśnięte do klatki piersiowej. Pani w okienku apteki patrzyła na mnie jak na debila, kiedy poprosiłem o tak zabójczą ilość i tylko mogę domyślać się, że tematem jej dzisiejszych rozmów z koleżankami po fachu będzie pewien facet z gipsem na pół mordy oraz jego bogate życie łóżkowe. Wiem, że normalni ludzie zwykle kupują po jednym, ale mina Pilar była tak przerażająca, kiedy wepchnęła mi kluczyki do rąk, że wolałem wziąć na zapas, niż wracać się po pięć razy. W międzyczasie dowiedziałem się także, że istnieją trzy rodzaje testów: płytkowy, strumieniowy i paskowy, ale żadna z tych nazw mi nic nie mówiła, dlatego wziąłem po cztery z każdego licząc, że Rosario tego dnia piła naprawdę dużo wody.

– Czyś ty zdurniał?! - zagrzmiała już od progu, widząc mnie z naręczem kolorowych opakowań z dziećmi na etykietach. – Gonzalez, idioto, czy ja wyglądam ci na jakąś histeryczkę? - dla dobra swojego i swoich organów wolałem nie odpowiadać na to pytanie.

Nie byłem najlepszy w rozumieniu tych wszystkich babskich rzeczy - zielonych korektorów do twarzy, podciąganiu cycków na specjalnych taśmach, nakładaniu przed snem piętnastu produktów na twarz czy kręceniu włosów na prostownicę, która z samej nazwy już teoretycznie miała służyć do czegoś innego. Jeszcze mniej wiedziałem o tym, na jakiej zasadzie działają testy ciążowe - zwyczajnie nigdy nie miałem okazji się o tym przekonać, bo nie miałem w rodzinie ani siostry, ani kuzynki, która w ostatnim czasie starałaby się o dziecko, a tym bardziej nie bliższej przyjaciółki, bo Pilar ukręciłaby mi łeb przy samej dupie. Słyszałem po prostu coś o dwóch kreskach, ale było to jak kropla w morzu - nadal jednak więcej, niż rozumiał Gavira, który z pewnością zapytałby się, czy pytania w teście są trudne.

– I co? - zapytałem, kiedy Rosario po kilku minutach wyszła z toalety bledsza niż zwykle. – Wiesz już?

– Nie.

Pilar była świetną aktorką, ale znałem ją zbyt dobrze, by widzieć, że nieudolnie próbuje ukryć swoje zdenerwowanie. Trzęsła się jak galareta, a niespokojne chodzenie z kąta w kąt po całym salonie w niczym jej nie pomagało. Westchnąłem, śledząc z kanapy jej ruchy, czując jak śniadanie podchodzi mi do gardła.

Zasadniczo były tylko dwie drogi:
pierwsza - po prostu zaliczyliśmy wpadkę. Nie twierdzę, że z tego powodu skakałbym z radości, ale takie rzeczy zwyczajnie się zdarzają, gdy myśli się nie tą główką co trzeba. Myślałem jednak, że przeżyłem już z Pilar tyle krzywych akcji, że ten dzieciak był naszym najmniejszym problemem i byłem gotów stanąć na wysokości zadania, by w środku nocy zmieniać mu obsrane po same pachy pieluszki. Jedynym, czego się bałem, było to, że nasze dziecko kiedykolwiek mogło wpaść w ręce Gaviego.

i druga - może Pilar nasikała na ten dziadowski test pod złym kątem albo przez prawą nogę, a nie lewą. Może Jowisz był w złym położeniu, może podczas nauki stawiania tarota Pablo popierdolił mi karty, może w łóżku wiatr zawiał nam od złej strony, a może moje plemniki miały tak dziadowską wolę przetrwania jak ten jeden zapomniany ziemniak w głębi szafki pod zlewem. Tysiące takich może przewijało mi się przez głowę, gdy Rosario usiadła pod ścianą i zaczęła płakać.

– Bekso - wiedziałem, że nienawidziła, kiedy do niej tak mówiłem, ale nie mogłem znieść jej łez. Nie wiem, czy było cokolwiek na tym świecie, co bolało mnie bardziej od nich. – Zaraz się wszystkiego dowiemy - dodałem, bo Pilar i tak już od zeszłego wieczora w całej swojej panice zdążyła umówić się do lekarza. Jeśli dwanaście testów jakimś cudem nie dałoby nam jednoznacznej odpowiedzi, to z pewnością zrobiłby to właśnie on. Moje słowa sprawiły jednak, że wybuchła jeszcze większym płaczem niż wcześniej. – Rany, kochanie. Przecież wiesz, że niezależnie od wyniku będzie dobrze i razem sobie poradzimy - uspokajająco gładziłem ją po włosach. – Kupimy dom, psa, posadzimy dwie czereśnie w ogrodzie.

Houston, we have a problem | pedri Where stories live. Discover now