pilar
– To pomyłka - powiedział Gavira poraz setny tego wieczora. – Przecież mówię, że nie piłem. Zobaczcie, zrobię nawet jaskółkę - na potwierdzenie swoich słów stanął na jednej nodze, przechylając się do przodu. Rozpościerając szeroko swoje ręce, wyglądał raczej jak trafiony wiatrówką gołąb niż pieprzona jaskółka.
– Sam jesteś pomyłka - warknął Gonzalez. – Ciebie to stary chyba palcem robił, jak Boga kocham.
Po tym, jak na czas oczekiwania na wyniki krwi Pablo zamknięto nas w praktycznie pustym pokoju, miałam ochotę walić łbem o ścianę. Ansu przechadzał się niespokojnie z jednego kąta w drugi, mrucząc pod nosem, że nie tak wychowała go mamusia i zupełnie to rozumiałam, bo gdyby to moja mama dowiedziała się, co wyprawiam z czwórką tych szczeniaków i jej wnukiem, chyba z miejsca by mnie wydziedziczyła.
– Super - prychnął Ferran, siadając na skrzypiącym krzesełku naprzeciwko mnie. – Wszyscy trafimy do kryminału przez to, że Gaviemu zachciało się kebaba. Mam nadzieję, że kiedyś utknie ci w gardle, idioto!
– Jak znajdziemy się na okładkach gazet, nie zamierzam tłumaczyć się z tego trenerowi - dodał bliski płaczu Ansu. On z nas wszystkich chyba przeżywał to najbardziej, bo chodząc tak w kółko, zamierzał chyba wyżłobić dołek w podłodze i wyciągnąć nas stąd partyzantką.
– Ja też nie - zawrótował mu Gonzalez. – Przecież on nas zamorduje, a nasze wypatroszone zwłoki posadzi na ławce! Dlaczego zawsze, kiedy coś się pierdoli, to musisz być tam ty?! - zrugał swojego młodszego kolegę.
– Wcale tak nie jest! - zaprotestował wywołany do tabilcy Gavi.
– Kurwa, to ty wstrząsnąłeś szampana, którego korek prawie wybił oko Lewandowskiemu!
– I to przez ciebie prawie spłonął mój garaż!
– Czekajcie, co? - zmarszczyłam brwi, bo rozumiałam z tego wszystkiego już coraz mniej.
– Gavi kiedyś odpalił petardę w garażu Torresa, to długa historia - mruknął Ansu.
– To było niechcący!
– Ci, kurwa, dam niechcący - Ferran wstał z krzesła i ruszył w kierunku Pablo. Już podnosił rękę, dopóki nie powstrzymał go Gonzalez.
– Tak, pozabijajcie się tutaj jeszcze, idioci, to na pewno nas stąd wypuszczą. - sarknął.
– Zdajesz sobie sprawę z tego, że Sira mnie zabije?
– W dupie mam to, co się z tobą stanie, Torres. Chcę do domu - odparł Gavira i chyba nigdy nie zgadzałam się z nim tak jak wtedy.
Oparłam głowę o ścianę, wydając z siebie przeciągłe westchnienie. Jeśli już mielibyśmy gdzieś trafić, to prędzej do pieprzonej komedii niż kryminału, bo to wszystko z każdą chwilą zaczynało się robić coraz bardziej śmieszne. Jak na złość w tym wszystkim, leżący w moich ramionach Santiago pochrapywał, beztrosko śpiąc i zupełnie nie zważając na to, że w wieku dwóch lat zaliczył swoje pierwsze przymknięcie na komisariacie razem ze swoją postrzeloną ciotką i jej przydupasami. Jeśli po tym Alba nie zamorduje mnie i nie rzuci moich zwłok na pożarcie lwom, to zdecydowanie będę miała co opowiadać wnukom. Była straszną matką, ale to nie ona teraz siedziała na komisariacie policji z czterema kłócącymi się imbecylami.
JE LEEST
Houston, we have a problem | pedri
FanfictieMoja mama zawsze mówiła, że nic tak nie łączy dwójki ludzi jak dziecko. Problem w tym, że smarkacz pospiesznie wepchnięty mi w ramiona nie był mój, a Pedro Gonzalez był ostatnią osobą, która miała jakiekolwiek pojęcie o zmianie pieluszki. Pomimo teg...