P. XLIII / SPALIMY LEKI DAZAIA

Start from the beginning
                                    

Informatyk wykonał taką część diagnostyki systemu, jaką tylko mógł bez potrzeby realnego kładzenia Chuuyi na stole operacyjnym. Przekierował pewne przekaźniki i połączenia na tyle by możliwie nadrobić za spalone elementy i wzmocnił całość ot na wszelki wypadek. Z jakiegoś bardzo jasnego powodu miał przeczucie, że niezależnie od tego, ile logicznych powodów by nie stało za tym, by wymienić uszkodzone elementy nawet jeśli wiązałoby się to z kilkoma dniami przeleżanymi w szpitalu, Chuuya i tak zdecyduje się zostawić to na sławetne "później". Na to "później", gdy wszyscy inni będą już wiedzieli, co mają robić. Na to "później", gdy nie będą potrzebowali niezniszczalnego robota zamiast lidera. Na to "później", gdzie w końcu ktoś z jego otoczenia mógłby bez martwienia się o całą organizację, pozwolić Chuuyi na kilka dni wolnego.

Zmiany w systemie okazały się bardziej skomplikowane, niż Izaki przypuszczał, więc nie zaskoczył go fakt, że Nakahara zdążył obudzić się po kilku godzinach, nieco bardziej gotowy do życia niż poprzedniego dnia, a on wciąż siedział gdzieś w linijkach kodu. Izaki sam z siebie nie zorientował się, że rudzielec już się obudził. Ba, nie zorientował się nawet, że od dłuższej chwili jest uważnie obserwowany, a na jego komentarze, które wahały się od przekleństw po nazywanie się geniuszem, bo coś rozpracował, Nakahara reaguje tylko lekkim uśmiechem. W końcu Chuuya postanowił się odezwać i nagle wyrwany z wiru pracy Izaki nieomal przypłacił to zawałem i zbitym ekranem tabletu.

- Mam cholernie głupi pomysł - oznajmił Nakahara wbijając z uporem wzrok w sufit nad nim jakby bał się, że sama mimika Izakiego odwiedzie go od pomysłu, na który wpadł.

- Pierwszy, którego jesteś świadom na pewno. Ogółem bym się kłócił - skomentował to informatyk, gdy tylko odzyskał rezon i pociskał przez chwilę przekleństwami, że nie straszy się tak współpracowników. Nim wlepił uważne spojrzenie w rozmówcę, Izaki przelotnie sprawdził jeszcze godzinę. Trzecia w nocy nie sugerowała zbyt mądrych planów.

- Spalimy leki Dazaia - oznajmił cicho Nakahara.

Rudzielec nie sądził, że te słowa przejdą mu przez gardło. Szczerze myślał, że wycofa się w ostatniej chwili. Bo do tej pory miał wrażenie, że sam przed sobą unikał pewnych tematów. Nakahara pamiętał, jak w zupełnie innych okolicznościach Osamu ostrzegał go, że życie z osobą uzależnioną jest ciężkie. Że wżera się to w człowieka, wbija szpony, po których na zawsze zostaną ślady. Wtedy Chuuya nie potraktował tego zbyt poważnie. Wtedy byli tylko dwójką głupich, młodych chłopaków, którzy sądzili, że miłością są w stanie wygrać z każdą przeciwnością losu. Że dopóki będą nawzajem u swojego boku to nic złego nie mogło się stać. Patrzenie na Dazaia jako na cień samego siebie, jako na osobę uzależnioną, która utknęła w nieprzejednanym mroku, gdy Nakahara wydostawał się powoli w stronę coraz większego światła, było zwyczajnie bolesne. Podawanie Osamu mniejszych dawek w lekach odwlekało konieczność zderzenia się ze świadomością, jak źle naprawdę było. Stwierdzenie, które Nakahara ciężkim tonem rzucił w powietrze znajdowało się po przeciwnej stronie skali tego, jak chciał postrzegać ukochanego.

- Spalimy leki Dazaia? - Izaki zamienił stwierdzenie Chuuyi w pytanie, ale nawet w zmienionej formie gramatycznej wciąż nie widział w nim żadnego sensu.

Był zszokowany. Był cholernie zszokowany. A jednak coś w zaciśniętej szczęce Nakahary, coś w tym, jak mocno wbijał sobie paznokcie w wewnętrzne części dłoni żeby pozostać ugruntowanym w rzeczywistości, która go otaczała, a wreszcie ból, który dało się słyszeć w jego głosie, to wszystko utwierdzało Izakiego w przekonaniu, że może to naprawdę był przemyślany plan, a nie głupi pomysł z trzeciej nad ranem. Tylko on tego jeszcze po prostu nie widział i potrzebował jasnego wytłumaczenia.

- Spalimy leki Dazaia - powtórzył Nakahara wciąż wpatrując się w sufit jakby w ten sposób mógł kupić sobie kilka dodatkowych sekund wolnych od ciężaru rzeczywistości.

Bungou Stray Dogs II - Miłość silniejsza niż czasWhere stories live. Discover now